Przypomniany w 2005 roku w przeboju grupy Hurt „Tomek na tropach Yeti” (1961) przenosi nas wraz z bohaterami na pogranicze brytyjskich imperialnych Indii, carskiej Rosji i feudalnych Chin, by ostatecznie wkroczyć w niegościnny Tybet. Mamy wiosnę roku 1907.
Przypomniany w 2005 roku w przeboju grupy Hurt „Tomek na tropach Yeti” (1961) przenosi nas wraz z bohaterami na pogranicze brytyjskich imperialnych Indii, carskiej Rosji i feudalnych Chin, by ostatecznie wkroczyć w niegościnny Tybet. Mamy wiosnę roku 1907.
21 stycznia 2017 przypada 105. rocznica urodzin Alfreda Szklarskiego. 9 kwietnia 2017 przypada 25. rocznica jego śmierci. Ponadto w 2017 roku mija 60. rocznica pierwszego wydania „Tomka w krainie kangurów”, 50. rocznica pierwszego wydania „Tomka u źródeł Amazonki” oraz 30. rocznica pierwszego wydania „Tomka w Gran Chaco”.
Alfred Szklarski
‹Tomek na tropach Yeti›
Tytuł czwartej powieści z cyklu podróżniczych przygód Tomka Wilmowskiego jest bardzo mylący. Yeti pojawia się przelotnie (choć, jak to z nim bywa, wcale nie wiadomo, czy to w ogóle Yeti) w prologu i ostatnim rozdziale. Ów prolog jest bardzo zagadkowy, a jego wyjaśnienie znajdujemy dopiero w trzynastym rozdziale (z dwudziestu ogółem). Stanowczo lepszym tytułem książki byłaby użyta w następnej części „Tajemnicza wyprawa Tomka”.
Bo też i wyprawa w części niniejszej jest bardzo tajemnicza. Oto na kilka tygodni przed końcem roku szkolnego, podróżnik Jan Smuga, nie wyjawiając powodu, wzywa swych przyjaciół – to jest Andrzeja Wilmowskiego, jego syna Tomka oraz bosmana Tadeusza Nowickiego – do Bombaju, do Indii. Prosi o pomoc i pośpiech. Przyjaciele wyruszają więc czym prędzej na – jak sądzą – ratunek, ale w Bombaju swego przyjaciela nie zastają… I tak włóczą się przez pół subkontynentu, próbując złapać króliczka, a ten ciągle im się wymyka, pozostawiając dalsze informacje i przygotowane możliwości dalszej podróży.
Co chwila też popełniają różne gafy lub omal nie wpadają w poważne tarapaty, z wdziękiem tarana stykając się z tyglem kulturowym multireligijnych Indii, w czym celuje zwłaszcza bosman Nowicki. Mam wrażenie, że w poprzednich częściach cyklu wykazywał się większym szacunkiem dla innych kultur…
W czwartej części bodaj wszystkie wpisy biologiczne i zoologiczne trafiły do przypisów, chyba że opis określonego zachowania zwierząt był konieczny dla zbudowania klimatu opowieści. Tamże wypchnięto także sporo opisów geograficznych, historycznych oraz… politycznych – wychwalających np. chińskie rewolucje, które „wyzwoliły Chiny spod władzy feudałów i kapitalistów”.
Sporo opisów geograficznych jednak pozostało, bo też i nasi bohaterowie sporo podróżują. O ile przejazd przez środkowe Indie kwitowany jest tylko nazwami miejscowości, o tyle dalsza, górska wędrówka – na koniach, jakach czy na piechotę – opisywana jest dość dokładnie. Swoboda, z jaką autor opisuje przeprawę przez rejon, który zjadacz chleba nazywa ogólnie Himalajami, sprawia wrażenie wodzenia palcem po mapie turystycznej Beskidów czy Tatr. Tak szczerze, kto potrafi wskazać na mapie, rozróżnić (przy braku podpisów!) Pamir, Karakorum, Hindukusz, Tybet i Himalaje? A mapki – jak na złość – tym razem brak. Dopiero więc ponowna lektura wspomagana mapami internetowymi pomogła mi zrozumieć, gdzie właściwie nasi bohaterowie byli. I to tylko przy założeniu, że autor pchnął ich szlakiem, który obecnie jest oznaczony jako droga.
Ciekawym fragmentem powieści są rozważania Tomka na temat Jana Smugi, o którym, jak się okazuje, przyjaciele wiedzą zaskakująco mało. „Nie lubił rozmawiać o swej bogatej w przeżycia przeszłości. Kim Smuga był właściwie? Cały świat znał równie dobrze jak własną kieszeń. Dokądkolwiek udawali się na wyprawę, Smuga już tam był kiedyś przed nimi. Nieobce mu były najdziksze zakątki Ziemi, przeniknął tajemnice różnych ludów, lecz zdradzał się z tym jedynie, gdy zaszła potrzeba i mówił tylko tyle, ile wymagała dana sytuacja. Tomek nieraz zastanawiał się, co kryło za sobą określenie „niespokojny duch”, którego ojciec często używał mówiąc o nieobecnym Smudze.” Żartobliwie można przypomnieć, że Wojciech Cejrowski oraz Marek Kamiński urodzili się trzy lata po premierze powieści, lecz oczywiście podróżników, mogących posłużyć za wzór naszego bohatera było wielu przed nimi (by wspomnieć tylko Arkadego Fiedlera i Tony’ego Halika) – i zapewne będą także po nich.
Wracając zaś do postaci tytułowej, naszemu kryształowemu bohaterowi dodana została kolejna umiejętność. „Poza tym Tomek naprawdę posiadał, podziwianą przez europejskich treserów, dziwną umiejętność poskramiania zwierząt. Niektórzy nawet byli przekonani, iż wprost hipnotyzował je wzrokiem.” Jakże to praktyczne w fachu, którym przyszło mu się sporadycznie zajmować, nieprawdaż? Szkoda, że nie odkrył w sobie tego wcześniej – uniknąłby kilku śmiertelnie niebezpiecznych sytuacji w poprzednich przygodach.
Nie wiem wreszcie, czy taka była intencja autora, ale analizując następujący fragment: „Pandit Davasarman postanowił, po powrocie do Alwaru, prosić swoją siostrę, by szczodrze obdarowała jego zawiedzionych w nadziejach przyjaciół. Na pewno chętnie by to uczyniła, choćby przez wzgląd na rycerskość Tomka. Teraz jednak, gdy poznał ich niezwykłą szlachetność, zrozumiał, że taki dar byłby dla nich obrazą.” dojść można do wniosku, że oto Tomek (et consortes) został ukarany za swoją idealność. Przesadna szlachetność postępowania doprowadziła do utraty możnego sponsora… Czy na pewno takie miało być przesłanie powieści?

Straszna Mary Sue z tego Tomka :-)