Po trzy: NiedocenioneDzisiaj o trzech książkach fantastycznych, które nie zyskały dużej popularności, mimo tego że – moim zdaniem oczywiście – są to pozycje wartościowe i godne uwagi.
Beatrycze NowickaPo trzy: NiedocenioneDzisiaj o trzech książkach fantastycznych, które nie zyskały dużej popularności, mimo tego że – moim zdaniem oczywiście – są to pozycje wartościowe i godne uwagi. Pomimo nieustannych utyskiwań na poziom czytelnictwa w Polsce rokrocznie ukazuje się bardzo dużo tytułów. Dotyczy to oczywiście także fantastyki. Gdy stanąć przed półką w księgarni, aż się w oczach pstrzy od kolorowych okładek – co nie znaczy, że ta obfitość premier przekłada się na obfitość pozycji wartościowych. Bywa i tak, że w natłoku książek można przeoczyć te naprawdę warte lektury. Wszyscy wiemy, że napisanie czegoś dobrego nie gwarantuje autorowi sukcesu. Dotyczy to zwłaszcza utworów oryginalnych, trudnych do zaszufladkowania, odległych od klasycznych wzorców, czy panujących mód. Dlatego dzisiaj postanowiłam przypomnieć książki, które zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, a które nie zyskały większej popularności. Nie mając wglądu w dane sprzedaży, swoje typy oparłam na ogólnym wrażeniu – przeczytanych plotkach, na tym, jak głośno było o danym tytule po premierze albo czy zalegał potem na półkach i był oferowany w przecenach. Seria Uczta Wyobraźni w zamierzeniu ma prezentować rzeczy oryginalne i ambitne, nieobliczone na „kasowy sukces“. Jednak niektóre tytuły radzą sobie o wiele lepiej niż inne – kilka doczekało się kolejnego wydania już poza serią, w kilku kolejnych przypadkach nakład został wyprzedany, a pojedyncze książki pojawiają się na internetowych aukcjach za niemałe ceny. Sądzę, iż większym zainteresowaniem czytelników cieszyły się wydawane w tej serii utwory SF. Drugi, licznie reprezentowany w UW nurt, czyli New Weird, spotkał się z chłodniejszym przyjęciem, chociaż niektórzy autorzy byli regularnie wydawani i czytani. „Akwaforta” K. J. Bishop – jeśli sądzić ze wzmianek w sieci oraz tego, że egzemplarze powieści dość długo i w dużych ilościach okupowały półki oraz bywały sprzedawane w ramach różnych promocji i przecen - raczej nie zdobyła sobie licznego grona czytelników. Trochę szkoda, choć z drugiej strony jest to utwór, który celuje raczej w wąskie grono odbiorców. Powieściowy debiut australijskiej plastyczki został nominowany do World Fantasy Award, jednak bardzo daleko mu do typowej fantasy. To rzecz oryginalna, zarówno pod względem kreacji świata, jak i sposobu narracji czy konstrukcji fabuły. Pisarka nie zaoferowała czytelnikowi jasno i wyraźnie nakreślonych wątków czy spójnego uniwersum. Będące miejscem akcji miasto, choć odmalowane w wielu plastycznych opisach, sprawia wrażenie obiektu tylko na poły materialnego, określonego. Stoi na krawędzi przepaści, ale też na krawędzi snu, płynie jak chmury. Bishop w wywiadzie stwierdziła, że bardzo lubi fin de siècle oraz surrealizm – duch obydwu unosi się nad powieścią. Chodzi nie tylko o estetykę, ale też niezwykły, starannie wykreowany klimat i mnóstwo przewijających się przez karty książki symboli. Symbole te nie są w żaden sposób wyjaśniane czy komentowane. Losy bohaterów meandrują, a ktokolwiek spodziewa się rozstrzygnięć, raczej się zawiedzie. Pewne decyzje zostają podjęte, pewne przemiany – dokonane, ale trudno mówić o jasnej wykładni czy domknięciu historii bohaterów. To raczej wycinek ich życia, wcale nie wiadomo, czy najważniejszy albo decydujący. Na pochwałę zasługuje styl, doskonale pasujący do charakteru całości, oddający ten nierealistyczny nastrój, „zamgloną” perspektywę. W pamięć zapadają też liczne sceny czy obrazy - to one, a nie wątki poszczególnych bohaterów składają się na całość i w największym stopniu kształtują wrażenia wyniesione z lektury. Ze swej strony gorąco polecam, zwłaszcza tym, którym znudziła się fantastyka oparta na schematach rodem z poradników „Jak napisać bestseller fantasy”. „Listy z Hadesu. Punktown” Jeffreya Thomasa również zostały wydane w ramach UW i raczej nie wzbudziły dużego zainteresowania. W tym przypadku mam kilka domysłów na temat przyczyn takiego stanu rzeczy. Zapewne i tu swój wpływ miała odmienność konwencji. Brzydka okładka także nie przysłużyła się temu tytułowi. Co więcej, „Listy z Hadesu. Punktown” to zbiorcze wydanie powieści i zbioru opowiadań, z czego ta pierwsza jest niestety słaba. Rozumiem, że historie z Punktown nie zajmują zbyt wiele miejsca, jednak poprzedzenie ich kiepskimi i mocno kiczowatymi „Listami z Hadesu” może bardzo skutecznie zniechęcić potencjalnego czytelnika. Spuśćmy zatem zasłonę milczenia na losy nieszczęśliwego kochanka-samobójcy, który ratuje z opresji piękną demonicę i razem rozpoczynają rewolucję w piekle (kto ciekaw, może zajrzeć do pełnej recenzji) i skupmy się na opowiadaniach z Punktown (dla jasności dodam, że ocena procentowa obok okładki w niniejszym artykule tyczy się wyłącznie ich). Choć metropolia znajduje się na innej planecie, wśród jej mieszkańców znajdzie się sporo obcych, a dostępna technologia jest bardziej zaawansowana od naszej, literackiej kreacji daleko do przejrzystości i spójności kojarzonej z SF, a blisko do wzmiankowanego wyżej New Weird. Sporym atutem całości jest klimat, ponura, duszna atmosfera, od czasu do czasu rozświetlana wątłym promykiem nadziei. Na największą pochwałę zasługuje jednak wyrazistość wizji, ostrość autorskich pomysłów. Zbiorek zawiera niemal dwadzieścia krótkich utworów. W czasach, gdy przeciętne opowiadanie zajmuje po kilkadziesiąt stron, opowieści z Punktown zwracają uwagę zwięzłością. Uważam, że nie jest łatwo tak pisać, na kilkunastu stronach zawrzeć fabułę, postaci i pomysły, które zapadną w pamięć. Thomasowi się to udało – może nie są te teksty wyrównane pod względem jakości, ale znajdzie się tu wystarczająco dużo naprawdę dobrych. Co więcej, wszystkie razem składają się w mozaikowy obraz tytułowego miasta i jego mieszkańców. Wątki i pomysły fantastyczne służą tutaj wyjaskrawieniu problemów i dylematów postaci, ale to właśnie ich ludzki wymiar robi największe wrażenie: historia dziewczyny chorej na nieuleczalną chorobę, przywodzącą na myśl raka, portret skrajnie egoistycznego artysty, wycinek z życia ojca kalekiego chłopca, kobiety borykającej się z traumą poprzedniego związku czy przygniecionego ciężarem wspomnień detektywa, odwiedzającego umierającą matkę, albo losy ślepnącego miłośnika książek. Na pochwałę zasługuje to, jak całe fantastyczne rekwizytorium wzmacnia wymowę utworów – bo przecież istniało ryzyko, że wizja Punktown, jego dziwów i perwersji, przyćmi osobisty wymiar poszczególnych historii. Jako trzeci dla odmiany przedstawiam zbiór opowiadań rodzimego autora, utrzymanych w typowym, quasi-średniowiecznym sztafażu. Piotr Olszówka (nie mylić z posłem o tym samym imieniu i nazwisku) jest autorem komiksów i książek dla dzieci, grafikiem oraz ilustratorem. Debiutował na łamach „Science Fiction” pod pseudonimem POL. Po dziesięciu latach od premiery pierwszego z dwóch opublikowanych w czasopiśmie tekstów, ukazał się zbiór pt. „Morrigan”, mieszczący trzy opowiadania i mikropowieść. Niestety, zbiór przemknął przez księgarskie półki niemalże bez echa. Także w tym przypadku przyczyn było wiele. Wątpię, by to zależało od autora – ale na pewno długi czas, który minął pomiędzy ukazaniem się opowiadań w SF a premierą książki, zadziałał na niekorzyść. To, że teksty sygnowane były pseudonimem – cóż z tego, że pochodzącym od pierwszych liter imienia i nazwiska – utrudniło potencjalnym czytelnikom skojarzenie, o kogo chodzi. Przez lata zmieniły się też literackie mody, „średniowieczne” fantasy straciło na popularności. Mało znane wydawnictwo mogło nie budzić zaufania, do tego książka pojawiła się tylko w niektórych księgarniach. Okładka jest cokolwiek myląca, nie odzwierciedla charakteru całości. Tytuł również nie zapada w pamięć. Osobną kwestią był sam dobór tekstów - cztery utwory, z czego jedynie dwa premierowe. Wprawdzie do tych ostatnich zaliczała się bardzo dobra, a zajmująca niemal połowę objętości tomu mikropowieść, ale być może pobieżne spojrzenie na spis treści zniechęcało. Trzeba też powiedzieć, że w „Morrigan” znalazły się teksty nierówne. Otwierające zbiór, niemal stustronicowe opowiadanie tytułowe miewa kilka lepszych momentów, ale nie robi dobrego pierwszego wrażenia. Jest przegadane, miejscami czuje się warsztatowe braki, wreszcie nie pasuje do reszty (w pozostałych „poziom magii” jest znacząco niższy). Drugie z dłuższych opowiadań, „Róża i miecz” zyskałoby po odchudzeniu, a tak nieco nuży. Nie wymieniłabym jednak zbioru Olszówki w dzisiejszym „po trzy”, gdybym nie uważała go za godnego uwagi. A uważam tak ze względu na wspomnianą wyżej mikropowieść „Imię ojca” oraz znane mi już z SF „Jeszcze raz Morrigan”. Obydwa (zresztą „Róża i miecz” też, tyle że tam nie wywarło to na mnie aż takiego wrażenia), oparto na zbliżonej konstrukcji – losy bohaterów zostały zapętlone tak, by doprowadzić do dramatycznego zakończenia. W „Imieniu ojca” najbardziej przypadły mi do gustu przekonująco nakreślone postaci i relacje pomiędzy nimi. Spośród trójki protagonistów najciekawiej prezentuje się mistrz miecza Raffik-an Saiid. Zastanawiam się, czy nazwać go niejednoznacznym moralnie – być może z naszego punktu widzenia, bo sam Raffik nie zaprząta sobie takimi kwestiami głowy, na bieżąco decyduje, co jest słuszne, a co nie. Ale „Imię ojca” to także opowieść o zderzeniu kultur – feudalnego królestwa i plemion stepowych nomadów. Spodobało mi się to, jak autor wplótł w fabułę sporo informacji o stylu życia i wartościach wyznawanych przez tych drugich. „Jeszcze raz Morrigan” znalazło się na mojej prywatnej liście najlepszych opowiadań z „Science Fiction”. Jest krótkie i dzięki temu wyraziste, starannie skomponowane. Jego bohaterowie mają swoje racje i swoje winy, a wszystko to pcha ich ku nieuchronnej konfrontacji. Ponure zakończenie na długo zapada w pamięć. Na koniec, już poza główną trójką, wspomnę jeszcze o „Gromowładnym” Felixa Gilmana – całkiem niezłej książce fantasy, która masowo zalegała półki tanich księgarń. W tym przypadku przyczyny upatruję w wyjątkowo szpetnej i w dodatku mylącej okładce. Wprowadzała ona w błąd do tego stopnia, że w jednej z recenzji, bodajże „Głodnego słońca” Wojciecha Zembatego pojawiło się zdanie w stylu „ostatnimi czasy autorzy inspirują się kulturą prekolumbijską, czego zagranicznym przykładem jest „Gromowładny”. Tyle że powieść Gilmana z wierzeniami Majów, Azteków, czy Inków nie ma praktycznie nic wspólnego. ![]() 17 grudnia 2017 |
Mamy rok 1984. We Francji Michel Platini zamienia się w żywą legendę, czego świadkami są młodzi, dwudziestoletni bohaterowie powieści, przesiadujący w edynburskich pubach i oglądający przy piwie mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie przypominają jeszcze ćpunów z „Trainspotting”, którzy nie chcieli wybierać niczego poza heroiną. Ale są na „dobrej” drodze.
więcej »Tym razem wybrałem dwa wydawnictwa, które traktują o diametralnie różnych fenomenach. Z jednej strony chodzi o historię ludzkości, sięgającą niewyobrażalne pół miliona lat w przyszłość. Natomiast druga książka traktuje o wydarzeniu, które znamy w międzyczasie z autopsji: chodzi o wybuch pandemii.
więcej »Ostatnio dużo mówi się o sztucznych inteligencjach, ich możliwościach i ograniczeniach oraz o charakterze zmian, jakie pojawienie się tego typu maszyn na świecie wywołać może lub musi. Dzisiaj przedstawię autora, który bardzo intensywnie zajął się tym tematem.
więcej »Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Kanon ze smoczej jaskini: Moja własna lista. Część II
— Beatrycze Nowicka
Są zagubieni w chorych myślach i obsypani są nadzieją
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Lipiec 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski
Muirre gonn’na, Muirre trett’na
— Beatrycze Nowicka
Zgłaszam reklamację – to piekło nie płonie, tego miasta nie ma
— Anna Kańtoch
Do księgarni marsz: Wrzesień 2009
— Esensja
Nominacje do Książki Roku 2008
— Esensja
Prezenty świąteczne: 50 książek, które możesz kupić w ciemno
— Esensja
Książki kwartału: Wiosna 2008
— Esensja
Miasto snem malowane
— Anna Kańtoch
Bohaterowie
— Beatrycze Nowicka
Ludzie w książkach żyją
— Beatrycze Nowicka
Inne strony świata
— Beatrycze Nowicka
I jeszcze jeden tom…
— Beatrycze Nowicka
Transfuzje duszy
— Beatrycze Nowicka
Tropem jednorożca
— Beatrycze Nowicka
Inteligentne i inspirujące
— Beatrycze Nowicka
Za Stumilowym Lasem i Doliną Muminków
— Beatrycze Nowicka
Blask jasnych łun
— Beatrycze Nowicka
Dla niefantastów lubiących wyzwania
— Beatrycze Nowicka
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka