Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 marca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Józef Mackiewicz

ImięJózef
NazwiskoMackiewicz

Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): Okupacja sowiecka (VI 1940 – VI 1941)

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Druga wojna światowa to w życiu Józefa Mackiewicza okres wyjątkowo skomplikowany. Lata spędzone kolejno pod rządami litewskimi, sowieckimi i niemieckimi, rzutowały na całe późniejsze, emigracyjne życie pisarza. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Litwę pisarz i publicysta wycofuje się z życia publicznego, usuwając się jak najgłębiej w cień ponurej rzeczywistości.

Sebastian Chosiński

Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): Okupacja sowiecka (VI 1940 – VI 1941)

Druga wojna światowa to w życiu Józefa Mackiewicza okres wyjątkowo skomplikowany. Lata spędzone kolejno pod rządami litewskimi, sowieckimi i niemieckimi, rzutowały na całe późniejsze, emigracyjne życie pisarza. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Litwę pisarz i publicysta wycofuje się z życia publicznego, usuwając się jak najgłębiej w cień ponurej rzeczywistości.

Józef Mackiewicz

ImięJózef
NazwiskoMackiewicz
Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Litwę 15 czerwca 1940 roku „Gazecie Codziennej” narzucono komunistycznego redaktora Marcińczyka (z dawnego składu pozostał jedynie Teodor Bujnicki). W sierpniu 1940, już po wcieleniu Litwy do ZSRR, połączono „Gazetę Codzienną” z „Gazetą Ludową” (powstałą na bazie „Kuriera Wileńskiego” z lat 1939-40) i w ten sposób powołano do życia „Prawdę Wileńską”. W Wilnie rozpoczął się „spektakl przepoczwarzania się Polaków w lojalnych obywateli Kraju Rad”. Nie był on tak drastyczny jak we Lwowie, wzięło w nim jednak udział wielu znanych literatów, między innymi Anatol Mikułko i Jerzy Maśliński oraz „nadworny poeta” „Prawdy” Teodor Bujnicki. Mackiewicz w tym czasie zamieszkał wraz z żoną Barbarą Toporską w małej miejscowości Czarny Bór, położonej 12 kilometrów od Wilna. Wiadomo, że pracował wtedy w lesie jako drwal, potem był furmanem – wywoził śnieg z Wilna.
Jak uważa Jerzy Malewski, „decyzja wycofania się z życia publicznego i zostania drwalem była dla Mackiewicza jednym z najważniejszych momentów jego biografii. Był przecież zawsze człowiekiem o wielkiej pasji naprawiania zła świata, w którym żył. Taki był interwencyjny sens jego społecznych i politycznych reportaży w „Słowie”. Także publicystyka w „Gazecie Codziennej” ma ten sam impet (…). Ale okupacja sowiecka jest dla niego kresem tych wysiłków i nadziei na ich realizację. Mackiewicz miał pełną jasność, że wszelkie uczestnictwo w życiu państwowym organizowanym przez okupanta oznacza współpracę w sowietyzacji Polski. A zatem współudział w rozkładzie więzi społecznych i zbrodni unicestwiania resztek II Rzeczypospolitej –przechowywanych już tylko w ludziach i w ich pamięci”. Brzydził go nakaz kolektywnego myślenia i monstrualne, wszechobecne kłamstwo.
Poza autobiograficznymi fragmentami późniejszej powieści „Droga donikąd” i artykułami drukowanymi po wojnie w pismach emigracyjnych, nie dysponujemy żadnymi materiałami, dotyczącymi życia Mackiewicza w tym okresie. Wiemy tyle, ile sam nam opisał i to w parę lat po wydarzeniach. Ze wspomnień tych wynika między innymi, że Mackiewicz brał udział w wyprawach szmuglerskich na Białoruś, gdzie proces sowietyzacji był na ukończeniu (na Litwie zaś dopiero się rozpoczynał) i brakowało dosłownie wszystkiego. Handel i spekulacja stały się popłatnym procederem. Wyglądało to mniej więcej tak: „W Wilnie można było jeszcze dostać buty, ubranie, skóry, manufakturę i inne fabrykaty, galanterię i żelazo, podczas gdy w Grodnie, Lidzie, Białymstoku itd. brakowało tych rzeczy kompletnie. W Wilnie kosztowało jeszcze kilo cukru 3 ruble, podczas gdy w Lidzie 15, w Baranowiczach już 25, a w Brześciu 60 rubli. Za napilnik do piły płaciło się w Wilnie na początku tylko 2 ruble, a zaraz za granicą, przebiegającą o kilkadziesiąt kilometrów, brało się zań – 14 rubli”. Białoruscy chłopi jeździli więc po towary do Wilna, stamtąd zaś wyjeżdżali do nich handlarze i spekulanci. Władze sowieckie zaś nie tyle walczyły ze spekulacją, ile po prostu zabraniały w ogóle poruszania się w terenie. Jeżdżący pociągami w każdej chwili byli narażeni na rewizję osobistą, wybierano więc inny środek lokomocji – najczęściej furmankę konną – i pod osłoną nocy przedzierano się przez granicę między Litewską i Białoruską Republiką Rad.
Pochód polskich jeńców wojennych<br/>Źródło: www.wajszczuk.v.pl
Pochód polskich jeńców wojennych
Źródło: www.wajszczuk.v.pl
Mackiewicz opisał jedną z takich wypraw, w której brał udział w grudniu 1940 roku. Wieźli wówczas 10 par butów, 50 kilo cukru, kilka koszul, bibułę do tytoniu, pięć tuzinów napilników i kilkaset proszków od bólu głowy, za które na wsi płacono po dwa ruble za jeden, ponieważ kompletnie brakowało tam jakichkolwiek środków leczniczych. W pobliżu granicy zatrzymani zostali przez milicję sowiecką, co groziło aresztowaniem. Towarzysz Mackiewicza wyjął granat i cisnął go w stronę milicjantów. To umożliwiło im ucieczkę. „Odczułem nagle wielką ulgę i wielki spokój – wspomina to wydarzenie Mackiewicz – nawet jakby radość, po raz pierwszy w Sowietach doznana, rozpierała piersi. Czy to z powodu udanej ucieczki, czy może – rzuconego granatu. Był to jedyny granat, który słyszałem w ciągu całego bolszewickiego panowania. Granat rzucony ręką przemytnika”.
Wyprawa zakończyła się powodzeniem. Wizyta w białoruskiej wsi i rozmowy z chłopami nie nastrajały jednak Mackiewicza optymistycznie. Przysłuchiwał się ich opowiadaniom, żalom i pewnie sam czuł ogromny żal, że nie może teraz – jak przed wojną – stanąć w ich obronie. Wszędzie uderzały go ogromna bieda, nędza, zwątpienie i zobojętnienie. Jeden z chłopów opowiedział mu historię o gospodarzu, którego skazano na pięć lat więzienia za to, że „wyjechał z domu, przywiązał kobyłę z wozem do płotu i poszedł sam do chaty. Od własnego dobra uciekł, żeby nie mieć konia. Wielu tak robiło – mówił chłop – bo wytrzymać było trudno, jak zaczęli na roboty wyznaczać. Na przykład kamienie zimą wozić! Ludzie wozili, palce sobie odmrażali, całą zimę wozili, a płacono kilka kopiejek za metr, według taksy państwowej. Znaczy, trzeba było za darmo pracować, a czym konia karmić? (…) jak zaszli Sowiety, to tylko pańszczyzna i pańszczyzna. Jak nie kamienie, to drzewo z lasu, to co innego jeszcze. Woź i woź bez przerwy. A kogo przyłapią, że nie jedzie – temu trzy lata więzienia (…). Więc po niektórych wsiach to ludzie darmo oddawali konie. Bez konia też trzeba było pracować, ale zawsze choć owsa nie kupujesz. A skąd jego wziąć, tego owsa? Czy to porządny gospodarz sprzeda za te ich gówniane ruble?”.
Z zacisza Czarnego Boru obserwował Mackiewicz ludzką degrengoladę i „gnicie”, spoglądał na swych przedwojennych znajomych, dziennikarzy i polityków, którzy – niejednokrotnie dobrowolnie – wprzęgali się w sowiecką machinę kłamstwa i zniewolenia. Trzymał się od nich z daleka, co musiało wzbudzać gniew tychże i podsycało tylko stare konflikty. Człowiek uważany przez nich za zdrajcę narodu w czasach „okupacji” litewskiej, miał teraz czyste ręce i nie ukrywał swojej pogardy dla nich. Gardził wszystkim co sowieckie, bolszewickie, komunistyczne. Codzienne życie dostarczało mu ku temu wiele powodów. I chociaż w żadną antypaństwową działalność nie był wplątany, zainteresowało się nim NKWD. Zatrzymany został jeszcze przed wielkimi deportacjami, które miały miejsce w czerwcu 1941 roku. Po 48-godzinnym śledztwie Mackiewicza wypuszczono, zmuszając wcześniej do podpisania zobowiązania, że „pod groźbą kary za zdradę tajemnicy państwowej, nie wyjawi nikomu faktu aresztowania oraz przebiegu śledztwa”. Na przekór nie robił z tego wobec nikogo tajemnicy. Jak sam twierdzi, opowiedział wszystko pierwszemu napotkanemu na ulicy znajomemu.
Mapa pokazująca lokalizacje na terenie ZSRR polskich obozów jenieckich i Katynia<br/>Źródło: www.wajszczuk.v.pl
Mapa pokazująca lokalizacje na terenie ZSRR polskich obozów jenieckich i Katynia
Źródło: www.wajszczuk.v.pl
Przebieg śledztwa jest nam znany. Opisał to Mackiewicz w – wydrukowanym na łamach gadzinówki niemieckiej „Gońca Codziennego” latem 1941 roku – artykule pt. „Moja dyskusja z NKWD”, potem opis ten włączył do powieści „Droga donikąd”. Wzięty został z ulicy, a przesłuchiwał go oficer o nazwisku Zajcew (jak zaznacza Mackiewicz we wstępie do powieści, nazwiska oficerów „ludowego komisariatu bezpieczeństwa państwowego – N.K.G.B.” są autentyczne). Z opisu wynika, że nie sprecyzowano przeciwko niemu żadnych konkretnych zarzutów, a całe aresztowanie miało prawdopodobnie na celu nakłonienie byłego dziennikarza do współpracy z radzieckimi gazetami. „Cóż wam się tedy nie podoba w naszej prasie, w której nie chcecie pracować?” – spytał Zajcew, Paweł zaś (to imię bohatera książki, pod którym ukrył się autor) odpowiedział: „Szablon”. Zajcew na to: „Aaa… Ot, gdzie celuje indywidualista. Wszystko to przez ten wasz przeklęty indywidualizm. Pora, pora już nauczyć się myśleć kolektywnie”. Po dwóch dniach Pawła-Mackiewicza wypuszczono. Do pracy dziennikarskiej oczywiście nie powrócił.
Pisarz nie czuł się jednak bezpieczny. W czerwcu 1941 roku, po rozpoczęciu masowych deportacji, obawiając się wywózki do Kazachstanu, ukrył się w Puszczy Rudnickiej w miejscowości Wisińcza (nad rzeką o tej samej nazwie). Sam przebieg wywózek opisał po wojnie (w roku 1947): „Sama procedura nasuwała analogię z rakarzem miejskim, który wiezie przez miasto złapane psy. Ale nie podobieństwo, tylko kontrast pomiędzy okolicznościami hycla i NKGB stwarzał niezwykłą rzeczywistość. – Przed rokiem 1939 rakarze miejscy nakazane mieli opuszczanie ulic, zanim młodzież nie wysypała do szkół, gdyż los złapanych, biednych zwierząt mógł ją gorszyć i oburzać moralnie. Los ten jednak nie zawsze był najgorszy. Większość psów zachowywano bądź do wykupu, bądź po prostu na sprzedaż. (…) Teraz było zupełnie inaczej. Deportowanych wieziono zarówno w nocy, jak w biały dzień, na oczach wszystkich. Los ich był jednak przesądzony, straszny. Nikt ich nie mógł ani wykupić, ani odkupić. A przecież byli to ludzie, nie – psy”. Deportacje te, zdaniem Mackiewicza, osiągnęły „zaledwie” cyfrę około ośmiu tysięcy. W tej liczbie spory był procent Żydów, a także urzędników i wojskowych litewskich, niezamieszkałych w Wilnie przed wojną.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Rynsztokowo: No to grzejemy…
Marcin Knyszyński

5 III 2023

Irvine Welsh, Szkot z Edynburga, zadebiutował dokładnie trzydzieści lat temu powieścią opartą bardzo mocno na swoim własnym życiu. Czyli na wspomnieniach z końca lat siedemdziesiątych, kiedy to heroina była „naturalnym elementem jego otoczenia” i sposobem na życie w Leith, jego rodzimej dzielnicy. Powieść ta, napisana po angielsku, szkocku i miejscami twardą miejscową gwarą z Leith, kojarzona jest u nas przede wszystkim z jej kinową ekranizacją. Mocną i nie pozostawiającą obojętnym.

więcej »

Odłóż telefon, sięgnij po książkę
Julia Krawiec

4 III 2023

Otaczają mnie ludzie twierdzący, że nikt już nie czyta tyle co kiedyś. Słysząc takie stwierdzenie raz po raz uświadamiam sobie, jak mało wiedzą oni o dzisiejszej społeczności czytelniczej, która oczywiście jest inna od tej, jaką pamiętają nasi rodzice czy dziadkowie, ale wciąż jest i działa… czasem nawet zbyt skutecznie.

więcej »

Nie przegap: Luty 2023
Esensja

28 II 2023

Może i luty jest najkrótszym miesiącem, ale to nie znaczy że nie było czego recenzować!

więcej »

Polecamy

Cyborg, czyli mózg w maszynie

Stare wspaniałe światy:

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.