Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 marca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Józef Mackiewicz

ImięJózef
NazwiskoMackiewicz

Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): Ucieczka przed „wyzwoleniem” (po V 1944)

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
Wiosną 1944 roku rozpoczęła się dla Józefa Mackiewicza trwająca cały rok ucieczka przed radzieckim „wyzwoleniem”. Zakończyło ją dotarcie do Mediolanu. Ale nim to nastąpiło, Mackiewicz musiał wiele przejść i zobaczyć, ratując swe życie przed śmiercią z rąk komunistów.

Sebastian Chosiński

Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): Ucieczka przed „wyzwoleniem” (po V 1944)

Wiosną 1944 roku rozpoczęła się dla Józefa Mackiewicza trwająca cały rok ucieczka przed radzieckim „wyzwoleniem”. Zakończyło ją dotarcie do Mediolanu. Ale nim to nastąpiło, Mackiewicz musiał wiele przejść i zobaczyć, ratując swe życie przed śmiercią z rąk komunistów.

Józef Mackiewicz

ImięJózef
NazwiskoMackiewicz
Pierwszym etapem na drodze Józefa Mackiewicza do wolności była Warszawa, w której pisarz znalazł się w końcu maja 1944 roku. Był zaskoczony, czemu dał wyraz Czesław Miłosz, pisząc: „Ostatnie rozdziały Nie trzeba głośno mówić [rok wydania: 1969] dają miarę różnic aury pomiędzy Wilnem a Warszawą, tak jak je odczuwał przybyły z Wilna latem [powinno być wiosną – przyp. S. Ch.] 1944 roku Mackiewicz. I obraz Warszawy, zwariowanej, lekkomyślnej, obojętnej na strzelaniny tu i ówdzie, dumnej ze swego bohaterstwa, wesołej, bo blisko zwycięstwo, jest u niego poprawny. Dla Mackiewicza była to beztroska dzieci, które nie chcą wiedzieć, że jeszcze chwila, a nic nie zostanie z ich zabawek, tak jak nic nie zostało z Wilna”.
„Alarm” – wołanie na puszczy
Mackiewicz wiedział już znacznie więcej, jak powinni wiedzieć wszyscy, którzy przeżyli okupację sowiecką na Kresach w latach 1940-41. To pozwalało mu patrzeć na wydarzenia z innej perspektywy – był to obraz rzetelniejszy i dużo bardziej realny. W Warszawie dostrzegał Mackiewicz ludzi niczego jeszcze nieświadomych, przez parę lat okłamywanych przez propagandę akowskiego podziemia (mówiącą o „sojuszniku naszych sojuszników”) i oszukiwanych nadal, kiedy nadszedł już najwyższy czas na mówienie prawdy i ratowanie się przed kolejnym bolszewickim potopem.
Miłosz pisał dalej: „Mackiewicz po przyjeździe do Warszawy wyraził życzenie spotkania się ze mną i z Januszem Minkiewiczem. Odbyliśmy długą rozmowę. Z jego strony było to powtarzane na różne sposoby pytanie: jak to jest możliwe? Więc teraz, kiedy jasne dla każdego, że alianci są daleko, nic? Żadnej próby dogadania się, choćby w ostatnim momencie, z przegrywającymi Niemcami, skłonnymi już do ustępstw? Teraz przecie można by było wydawać pismo, żeby mówić głośno prawdę o okupacji sowieckiej, tłumioną przez polskie podziemnie, na usługach Londynu, a pośrednio Moskwy. Słuchaliśmy go z niedowierzaniem, jak się słucha człowieka niespełna rozumu. Powiedzieliśmy mu, że nie ma żadnego rozeznania w tutejszych nastrojach, że nikt by z takim pisarzem nie współpracował, że kolaborantom, Emilowi Skiwskiemu i Feliksowi Rybickiemu [chodzi chyba o Burdeckiego, towarzysza Skiwskiego z „Przełomu” – przyp. S. Ch.], nikt nie podaje ręki, a on, gdyby zaczął wydawać takie pismo, zostałby napiętnowany jako zdrajca. (…) Był to wówczas człowiek zrozpaczony i być może bardziej zrozpaczony niż Minkiewicz i ja, bo my zachowywaliśmy jakieś nadzieje” – zakończył Miłosz.
Nic dziwnego, że po takim przyjęciu przez swoich dawnych kolegów ze „Słowa” i „Gazety Codziennej”, nic im Mackiewicz nie wspomniał o wydawanym przez siebie w Warszawie piśmie – zatytułowanym adekwatnie do sytuacji – „Alarm”. Ostrzegało ono przed zbliżającą się okupacją radziecką. Pismo się nie zachowało, choć – jak wspomina żona pisarza – niektóre jego egzemplarze wywiózł na Zachód Wacław Studnicki, miał je Mackiewicz jeszcze w Londynie, przepadły dopiero w czasie jego przeprowadzki do Monachium. Roman Korab-Żebryk, żołnierz AK na Wileńszczyźnie, dorzucił także swoje „trzy grosze” w liście do redakcji „Tygodnika Powszechnego” w 1989 roku pisząc: „W 1944 roku ukazała się w Warszawie nakładem niemieckiego koncernu prasowego Nowy Kurier Warszawski prohitlerowska książka Józefa Mackiewicza pt. Burza nad miastem o wydźwięku antysemickim, obecnie rzadkość bibliofilska”. Z tezą tą rozprawił się Jerzy Malewski: „Bardzo chciałbym tę rzadkość zobaczyć. Z tytułem tym zetknąłem się po raz pierwszy. Nie odnotowuje go żadna bibliografia druków okupacyjnych: ani pod nazwiskiem Mackiewicza, ani pod jego inicjałami (J.M.), ani też w indeksie tytułów. Wynika z tego, że Korab-Żebryk wymienia książkę, której nie ma w żadnych zbiorach publicznych w Polsce”.
Powstanie warszawskie w ogniu krytyki
Jeszcze w maju 1944 roku, a więc krótko po swoim przybyciu do Warszawy, spotkał się Mackiewicz z pułkownikiem Wacławem Lipińskim (oraz z dwiema innymi osobami z jego kręgu). Na spotkaniu tym omawiano konieczność wydania białej księgi dokumentów dotyczących sowieckiej okupacji wschodnich terenów II Rzeczypospolitej. Mackiewicz zapoznał swoich rozmówców z dokumentami zgromadzonymi przez Litwinów, które przywiózł z Litwy, i sam zobowiązał się opracować dokumenty dotyczące Wilna. Wręczył też Lipińskiemu maszynopis swej książki poświęconej sowieckiej okupacji Litwy, który – po jej przeczytaniu – miał oświadczyć, iż „książka jest doskonała” i zgodził się z tezą Mackiewicza o „inności psychicznego aspektu okupacji sowieckiej w zestawieniu z okupacją niemiecką”.
Zamordowany w kwietniu 1949 roku we Wronkach przez UB, pułkownik Lipiński był wówczas – od roku 1943 – bliski w swoich poglądach Mackiewiczowi. Sprzeciwiał się akcjom wymierzonym w cofające się siły niemieckie, ponieważ uważał, że w ten sposób marnowane są siły polskie, które będą niezbędne do walki z nadciągającym okupantem sowieckim. Krytykował więc politykę wschodnią rządu londyńskiego, jak i późniejszą decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego. Był jednym z nielicznych ludzi w Warszawie, tym bardziej w AK, którzy – zdaniem Mackiewicza – realnie patrzyli na sytuację i potrafili trafnie ocenić nadciągające ze wschodu niebezpieczeństwo. Ludzi takich było jednak w kierownictwie AK zdecydowanie za mało.
Warszawa w 1944<br/>Źródło: www.warszawa.ap.gov.pl/dtland
Warszawa w 1944
Źródło: www.warszawa.ap.gov.pl/dtland
Pozostał Mackiewicz w Warszawie prawie do wybuchu powstania. „Dnia 30 lipca 1944 roku – po latach wspominał – przyjaciel mój namawiał, bym został. Staliśmy wtedy na chodniku Alei Jerozolimskich w Warszawie, a jemu się zdawało, że się waham. Przez Wisłę z Pragi ciągnęły czołgi niemieckie w odwrocie”, pod miasto podchodziła Armia Radziecka. Mackiewicz znów wolał nie ryzykować i podjął decyzję o wyjeździe z Warszawy. „I tak się zaczął ten odwrót z miasta do miasta, jak spadanie z drzewa, gdy się człowiek łapie po kolei za każdą gałąź” – napisał. I uciekł ponownie, zostawiając za sobą walczącą w ostatnim, konwulsyjnym podrygu Warszawę. Po drodze do Krakowa zatrzymali się Mackiewiczowie w Częstochowie, przed obrazem Matki Boskiej. „Obraz Matki Boskiej pozostał nietknięty; wisiały wota i ciężkie, ociekające srebrem świeczniki; w krużgankach i korytarzach cicho było, tą wilgotną ciszą historycznych murów, tym spokojem wieków, majestatem starości, który zbyt dużo rzeczy widział, by mu się przyszło wzruszać widokiem nowych z naszej perspektywy, ale nie z perspektywy tego, co już się nieraz przewalało u stóp Jasnej Góry”. Tym razem byli to uciekinierzy, niekończące się sznury uchodźców: Ukraińców, Polaków oraz Kozaków znad Donu, Kubania i Dniepru, w wędrówce których nie było w gruncie rzeczy „celu innego poza tym jednym, że pozostawanie na miejscu było jeszcze bardziej bezcelowe”.
Krakowski azyl
Jesienią 1944 roku znalazł się wreszcie Mackiewicz w Krakowie. Tu jeszcze bardziej zaskoczony został wszechobecnymi nastrojami prosowieckimi i dezorientacją polskiej inteligencji, oczekującej z ogromnymi nadziejami ostatecznej klęski hitlerowców i „wyzwolenia” przez Armię Czerwoną, choć całkowicie nieświadomej realiów tego „wyzwolenia”. Owładnięty pasją naprawiania świata, w którym złem największym był według niego komunizm, postanowił i tutaj otworzyć ludziom oczy na prawdę. Nawiązał więc współpracę z prezesem Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) hrabią Adamem Ronikierem, który założył podówczas w Krakowie tzw. Biuro Studiów. Była to zakonspirowana instytucja pomagającą Polakom i zajmująca się studiami nad polską myślą polityczną. Z braku funduszów i wielu innych trudności organizacyjnych udało się wydać jedną tylko broszurę w nakładzie 500 egzemplarzy. Był to tekst Mackiewicza pt. „Optymizm nie zastąpi nam Polski” (październik 1944), w którym autor powtarzał ostrzeżenia sformułowane nieco wcześniej w „Alarmie” i krytykował złudzenia wobec, jak to się mówiło oficjalnie, „partnerskich” intencji Stalina. Jeden z egzemplarzy broszury (a może sam maszynopis) Mackiewicz przewiózł przez Austrię i Włochy do Londynu, po czym – w roku 1952 – przekazał redaktorowi emigracyjnych „Wiadomości”, Mieczysławowi Grydzewskiemu.
W czasie pobytu w Krakowie skontaktowali się z Mackiewiczem, prosząc o spotkanie, twórcy „Przełomu”, „drobnego pisemka, jedynego w kraju, poza propagandowymi urzędówkami niemieckimi w języku polskim, stojącego na gruncie nowego ładu Hitlera”. Do spotkania takiego doszło dwukrotnie – po raz pierwszy w hallu stołówki dla urzędników niemieckich przy ul. Długiej (na spotkanie przyszli: Skiwski, Burdecki i jego żona); po raz drugi – w listopadzie 1944 roku – w kawiarni „Pani” przy ul. św. Jana. Na to spotkanie przybył wraz z Mackiewiczem pewien polityk, nazwiska którego Mackiewicz nie ujawnił (zaznaczył jedynie, że przed wojną był „politykiem młodszego pokolenia z obozu konserwatywno-katolickiego”, po wojnie zaś „ideologiem proreżimowej opozycji”). „Przełom” „miał być wyrazem szczerej wypowiedzi, dlatego artykuły w nim podpisywano pełnym imieniem i nazwiskiem. W rezultacie stoczyło się od razu do tuby propagandowej, ściśniętej cenzurą odpowiedniej Stelle… hitlerowskiego czynownictwa Generalnej Guberni, co w systemie totalitarnego szaleństwa nie było trudne do przewidzenia. W każdym numerze powtarzały się dwa tylko nazwiska J.E. Skiwski i Feliks Burdecki. Przełom nie zamieszczał adresu ani redakcji, ani administracji, zadawalając się numerem skrzynki pocztowej”.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Rynsztokowo: No to grzejemy…
Marcin Knyszyński

5 III 2023

Irvine Welsh, Szkot z Edynburga, zadebiutował dokładnie trzydzieści lat temu powieścią opartą bardzo mocno na swoim własnym życiu. Czyli na wspomnieniach z końca lat siedemdziesiątych, kiedy to heroina była „naturalnym elementem jego otoczenia” i sposobem na życie w Leith, jego rodzimej dzielnicy. Powieść ta, napisana po angielsku, szkocku i miejscami twardą miejscową gwarą z Leith, kojarzona jest u nas przede wszystkim z jej kinową ekranizacją. Mocną i nie pozostawiającą obojętnym.

więcej »

Odłóż telefon, sięgnij po książkę
Julia Krawiec

4 III 2023

Otaczają mnie ludzie twierdzący, że nikt już nie czyta tyle co kiedyś. Słysząc takie stwierdzenie raz po raz uświadamiam sobie, jak mało wiedzą oni o dzisiejszej społeczności czytelniczej, która oczywiście jest inna od tej, jaką pamiętają nasi rodzice czy dziadkowie, ale wciąż jest i działa… czasem nawet zbyt skutecznie.

więcej »

Nie przegap: Luty 2023
Esensja

28 II 2023

Może i luty jest najkrótszym miesiącem, ale to nie znaczy że nie było czego recenzować!

więcej »

Polecamy

Cyborg, czyli mózg w maszynie

Stare wspaniałe światy:

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.