Wtórność to nie jedyny zarzut, jaki można wytoczyć powieści. „Buick 8” liczy niecałe 350 stron, co – biorąc pod uwagę co poniektóre tomiszcza autora – wypada skromnie. Wydawać by się więc mogło, że będzie to powieść dynamiczna i zwarta, niestety, fabuła jest uboga, nużąca i, mimo niewielkiej objętości, rozdęta. Obserwujemy kolejne eksperymenty przeprowadzane przez policjantów na buicku i jego reakcje, ale nic poza tym. Czym dalej brniemy, tym mniej interesujące wydają się przewidywalne manifestacje nawiedzonego samochodu. Być może „Buick 8” byłby niezłym tematem na opowiadanie, jednak rozciągnięcie akcji na kilkaset stron to daleko posunięta przesada.
Och, jaki ten świat dziwny
[Stephen King „Buick 8” - recenzja]
Wtórność to nie jedyny zarzut, jaki można wytoczyć powieści. „Buick 8” liczy niecałe 350 stron, co – biorąc pod uwagę co poniektóre tomiszcza autora – wypada skromnie. Wydawać by się więc mogło, że będzie to powieść dynamiczna i zwarta, niestety, fabuła jest uboga, nużąca i, mimo niewielkiej objętości, rozdęta. Obserwujemy kolejne eksperymenty przeprowadzane przez policjantów na buicku i jego reakcje, ale nic poza tym. Czym dalej brniemy, tym mniej interesujące wydają się przewidywalne manifestacje nawiedzonego samochodu. Być może „Buick 8” byłby niezłym tematem na opowiadanie, jednak rozciągnięcie akcji na kilkaset stron to daleko posunięta przesada.
Jest źle. Bardzo źle. King napisał kolejną słabą książkę. Kryzys, który rozpoczął się po zakończeniu „Trylogii kobiet” („Dolores Claiborne”, „Gra Geralda”, „Rose Madder”), trwa i, co gorsza, ulega pogłębieniu. Żadna z wydanych w tym okresie powieści nie dorównuje najlepszym pozycjom sprzed roku 1995, choć w twórczej posusze wciąż zdarzały się przebłyski dawnych umiejętności („Zielona mila”, „Pokochała Toma Gordona”), które podtrzymywały nadzieję, że autor wróci do formy. Jednak ostatnie trzy powieści („Łowca snów”, „Czarny dom” oraz będący bohaterem niniejszej recenzji „Buick 8”) budzą poważne wątpliwości, czy jest to jeszcze możliwe, czy bateryjki oryginalnych pomysłów i porywających fabuł nie uległy całkowitemu rozładowaniu.
Lata siedemdziesiąte, Pensylwania, tajemniczy przybysz podjeżdża na stację benzynową idealnie czystym, lśniącym – mimo zabłoconych szos – tytułowym buickiem roadmasterem. Udaje się do ubikacji i już nie wraca. Samochód trafia w ręce policji stanowej, która zatrzymuje go w jednym ze swoich baraków. Mijają dziesięciolecia, jeden z policjantów ginie w tragicznym wypadku, a koledzy funkcjonariusze postanawiają zrelacjonować jego synowi wydarzenia, które pośrednio doprowadziły do śmierci ojca, opowiedzieć historię jednostki nierozerwalnie związanej z diabolicznym pojazdem. Powieść osadzona jest w latach współczesnych, ale główna oś akcji zaszyta jest w retrospekcjach, kolejni policjanci i policjantki snują długie gawędy o swojej pracy i buicku, w pobliżu którego giną ludzie i zwierzęta, który wywołuje wokół siebie potężne wyładowania elektryczne, który wypluwa dziwaczne istoty.
Jednym z powodów, które King podał, uzasadniając zakończenie kariery oraz zaprzestanie wydawania kolejnych książek, było stwierdzenie, że zaczyna się powtarzać, że „osoby, które przeczytały »Buick 8«, twierdziły, iż coś takiego już kiedyś napisał”. Chodzi oczywiście o „Christine” i, przeczytawszy powieść, trudno jest mi dociec, dlaczego autor wypowiadał te słowa z pewnym wyrzutem. Nawiedzony samochód to temat dość specyficzny i jeśli po raz drugi pojawia się w twórczości jednego pisarza, trudno chyba nie posądzać go o autoplagiat. „Samoleczenie” się samochodu, zamontowana na przedzie atrapa przypominająca uśmiech – to elementy, które zapadają w pamięć i zostały już raz wykorzystane. „Christine” nie jest zresztą jedynym utworem, z którego autor czerpie garściami. Załoga policji, w której może nie każdy błyszczy intelektem, ale jest za to sympatyczny, honorowy i rzetelny, bardzo, za bardzo, przypomina bohaterów „Zielonej mili”. Sandy, szef policji, to postać zarysowana niemal identycznie jak Paul Edgecomb, kierownik bloku śmierci z więzienia Cold Mountain. Pan Dillon, pies z „Buicka 8”, pupilek policjantów, to odpowiednik Pana Dzwoneczka, sprytnej myszy z „Zielonej mili”.
Wtórność to nie jedyny zarzut, jaki można wytoczyć powieści. „Buick 8” liczy niecałe 350 stron, co – biorąc pod uwagę co poniektóre tomiszcza autora – wypada skromnie. Wydawać by się więc mogło, że będzie to powieść dynamiczna i zwarta, niestety, fabuła jest uboga, nużąca i, mimo niewielkiej objętości, rozdęta. Obserwujemy kolejne eksperymenty przeprowadzane przez policjantów na buicku i jego reakcje, ale nic poza tym. Czym dalej brniemy, tym mniej interesujące wydają się przewidywalne manifestacje nawiedzonego samochodu. Być może „Buick 8” byłby niezłym tematem na opowiadanie, jednak rozciągnięcie akcji na kilkaset stron to daleko posunięta przesada. Kolejnym – zupełnie niezrozumiałym – czynnikiem redukującym emocje towarzyszące lekturze jest brak głównego bohatera. Być może miał być to głównodowodzący jednostki Sandy, który jest narratorem większości rozdziałów, tyle że przeważnie nie opowiada on o sobie, a w połowie powieści znika ze sceny, by wrócić dopiero przy końcu. Być może miał być to syn zmarłego policjanta, Ned Wilcox, ale jego rola sprowadza się głównie do słuchania. Pozostałe postacie są już zdecydowanie drugoplanowe. Jeśli autor miał zamysł stworzyć bohatera zbiorowego (cała jednostka) lub uczynić nim Nieznane (sam buick), to zupełnie mu się to nie udało. King chyba poniekąd zdawał sobie sprawę z wad własnego pomysłu i próbował uatrakcyjniać opowieść formą, wprowadzając wyjątkowo wielogłosową narrację, co jest następnym chybionym pomysłem, źródłem zamieszania i sztuczności, gdy kolejne mniej lub bardziej wykształcone postacie snują opowieść literackim językiem. Na koniec najgorsze: książka nie posiada zakończenia! Cała powieść to opisy nadnaturalnych objawień samochodu, jedyny motor akcji, mimo to nie dostajemy żadnych wyjaśnień zagadki. Bardzo silne jest wrażenie, że Kingowi zabrakło pomysłu na rozwiązanie akcji i w zamian za to wprowadza w ostatnich trzech rozdziałach Prawdziwe Przesłanie Powieści – czyli, że zacytuję posłowie, „rozważanie nad ogólnie enigmatycznym charakterem tego, co nas spotyka w życiu, i tym, że nie można się w nim doszukać jakiegoś konkretnego znaczenia”. Ręce opadają. Rzeczywiście ostatnie trzydzieści stron ma zbliżoną wymowę, buick staje się dla Sandego inspiracją do rozmyślań typu „och, jaki ten świat dziwny i nieprzewidywalny”. Efekt jest żenujący, brak pomysłu na rozwiązanie akcji zostaje zastąpiony pseudoprzesłaniem przyszywanym nićmi zbliżonymi grubością do okrętowych lin.
Ostatnio King zaczął ostrożnie wycofywać się z decyzji zakończenia kariery, stwierdzając, że zastanowi się nad tym po wywiązaniu się ze wszystkich wydawniczych zobowiązań. Na publikację czekają trzy książki – ostatnie tomy „Mrocznej wieży”. Patrząc na „Buicka 8”, trzeba mocno trzymać kciuki, aby kryzys ich nie dotknął oraz żeby najbardziej monumentalne dzieło autora zostało zakończone w wielkimi stylu. Taka rehabilitacja byłaby udanym zakończeniem kariery.
