Pragnienie wyjścia poza siebie, jak twierdzi Król Bólu, towarzyszy nam od zarania. Ta myśl, zaprezentowana przez bohatera nowego zbioru opowiadań Jacka Dukaja, stanowi klucz do interpretacji tego tomu.
Człowiek przekraczający
[Jacek Dukaj „Król Bólu” - recenzja]
Pragnienie wyjścia poza siebie, jak twierdzi Król Bólu, towarzyszy nam od zarania. Ta myśl, zaprezentowana przez bohatera nowego zbioru opowiadań Jacka Dukaja, stanowi klucz do interpretacji tego tomu.
Zmarły niedawno francuski filozof i socjolog Jean Baudrillard zwracał uwagę na zastępowanie hipotezy niepewności przez hipotezę prawdy i rzeczywistości. Dawniej ludzkość stawiała sobie pytania, na które nie była w stanie odpowiedzieć – o ontologię ludzkiej duszy, granicę poznania prawdy, wreszcie o to, czy człowiek jest bytem wolnym. Obecnie alchemię zastąpiliśmy chemią, stwarzając złudzenie prawdy (obiektywizm naukowy) i rzeczywistości (rozumianej jako wszystko to, co jesteśmy w stanie zbadać nauką). Spowodowało to – według Baudrillarda – nadmiar produkcji sensów. Ten nadmiar powoduje, że niejako rzeczywistość przekracza samą siebie. I tak na przykład zwielokrotnienie informacji skutkuje dezinformacją, a pomnażające się bogactwo nieuchronnie prowadzi do kryzysu.
Ten nadmiar dobrze oddaje klimat pierwszego opowiadania z „Króla Bólu”. Paweł Kostrzewa, bohater „Linii oporu”, jest kimś w rodzaju „producenta sensów”. Dba o to, by ludzkie pragnienie celowości było zaspokajane. Dzieje się to w świecie, w którym uczucia i emocje można uzyskiwać zdalnie. Pękła więc kolejna linia oporu. A że niby zaczynamy przypominać maszyny? Nie, druga strona medalu – dopiero teraz odróżniamy się od małp. Odmowa samonadzoru nad uczuciami oznacza zaś powrót do gnoju (fantastyczne sceny z polską wsią w tle), w którym pozostała rodzina Pawła.
W „Linii oporu” Dukaj po raz kolejny odwołuje się do tradycji gombrowiczowskich. Pojęcie „formy” zastępuje „teatralnością”. Świat widzi jako scenę, na której co prawda wykonujemy standardowe czynności, ale zawsze robimy to ze świadomością bycia obserwowanymi, z bagażem rytuałów, zachowań społecznych, zasad dobrego wychowania. I chociaż nikt rzecz jasna nie mówi do trzymanej w dłoni czaszki ani nie rozrywa przed innymi szat, to pierwiastek teatru jest w każdym zachowaniu.
Tarnowski pisarz tradycyjnie już bawi się na różne sposoby formą. Drugie z nowych opowiadań, „Oko potwora”, utrzymuje w klimatach lemowskich. Statek kosmiczny nagle zbacza z kursu, co okazuje się celowym działaniem jednego z członków załogi. Rozpoczyna się psychologiczna gra między astronautami, wzajemne wybadywanie, próby poznania celów towarzyszy, grzebanie w przeszłości. Wreszcie – nieustannie krążące pytanie o to, kto (jeśli w ogóle ktoś) jest szpiegiem. Wszystko podlane sosem tajemnicy – wszechwładnego Astromancera, do którego nieuchronnie zmierzają.
Z jednej strony pokazuje więc Dukaj możliwości ogromnego postępu, z drugiej – pyta o tego postępu granice. Nieustanne łamanie oporu zbliża coraz bardziej i bardziej do ściany granicznej. Jak w takim momencie zachowają się ludzie – odgadną właściwy moment i będą w stanie się zatrzymać, czy z całym impetem uderzą w barierę?
Przywoływany wcześniej Baudrillard twierdził, że ulegamy terrorowi Dobra – jak w przypadku wojny w Iraku, będącej odpowiedzią na zamach z 11 września. Dzieje się tak dlatego, że już na samym początku rozważań wykluczamy konieczność zła – przyjmujemy znany z wielu religii pogląd dualistyczny, zakładający istnienie nieustannie ścierających się ze sobą sił Dobra i Zła. Zaczynamy wierzyć, że wszelkie zło da się wyplenić – tymczasem według francuskiego filozofa Zło jest niezbędne dla istnienia Dobra. Według Baudrillarda nie można wyzwolić Dobra bez wyzwalania Zła – Francuz podaje tu przykład traktowania dramatu uchodźców jako „katastrofy humanitarnej” przy jednoczesnym dokonywaniu „chirurgicznych nalotów bombowych”.
Z tymi samymi problemami zmagają się bohaterowie „Króla Bólu i pasikonika”. Przyjmijmy na chwilę, że terroryści dysponują już bronią doskonałą – zdolną zabijać masowo wszędzie i wszystkich, którzy stoją na jej drodze. Jak wobec tego można reagować na terror? Tylko terrorem kolejnym. A jak walczyć o swoje prawa, jak stawiać czoło wielkim mocarstwom ustalającym światowy porządek? Wszak, jak pisze Dukaj, „Nie wypowie wojny – już przegrała wszystkie możliwe wojny”. Zatem uprzedzanie ruchów nieprzyjaciela, odpowiadanie złem na zło, które się jeszcze nie narodziło (ale narodzi się, jeśli nie zareagujemy). Ot, paradoks dukajowych opowiadań, ale też naszych i chyba wszystkich możliwych czasów.
Podobną filozofię przenikania się dobra i zła prezentuje „Szkoła”, czyli publikowana już wcześniej (i to dużo wcześniej, bo przed czternastoma laty) wariacja na temat modyfikacji ludzkiego ciała. Dukaj nie byłby jednak Dukajem, gdyby tego motywu nie przepracował – powstało opowiadanie z jednej strony ciężkie, przygniatające klimatem, z drugiej zaś fenomenalnie wyzwalające umysł czytelnika, dające pole do popisu dla wyobraźni, tworzenia nowych wizji świata, kosmosu i człowieka w tymże. Takie „przepracowywanie” jest znakiem charakterystycznym również dla pozostałych tekstów. „Serce mroku” wyraźnie odsyła do twórczości Josepha Conrada, a „Aguerre w świcie” gra mistycyzmem i gnozą.
Dukajowi wyszedł zbór zróżnicowany. Początkowo snuje rozważania o postępie technologicznym – wcześniej temu postępowi podlegało otoczenie człowieka, teraz on sam. Opowiada o konsekwencjach, możliwościach, o tym, co stoi za kolejnymi liniami oporu. Czytelnik nie ma jednak szansy się znudzić, bo już za chwilę zostaje przeniesiony do czasów PRL-u, gdzie obserwuje autorską rozprawę z kolejnym mitem – katastrofą atomową w Czarnobylu („Piołunnik”). Dalej – opowieść o honorze („Crux”). Dalej – rozważania na temat systemów politycznych i możliwościach ich dalszego rozwoju – jak daleko są od swojej linii oporu („Król Bólu i pasikonik”), a może już ją przekroczyły? Można wymieniać jeszcze długo. Zbiór przytłacza spektrum poruszanych zagadnień, imponuje bogactwem precyzyjnie dopasowywanych do danego tematu form.
W „Postscriptum” pisze nam Dukaj, że tekstom bliżej jest raczej do powieści niż opowiadań. Nie bez racji – „Król Bólu i pasikonik” aż prosi się o rozwinięcie, widać w nim potencjał nie mniejszy niż w „Innych pieśniach”. Wielka szkoda, że to opowiadanie nie „uciekło” ze zbioru (jak choćby „Lód”) i nie zostało poszerzone. Tymczasem otrzymaliśmy zestaw niezbyt równy (w końcu pisany na przestrzeni kilkunastu lat), ale niewątpliwie udany, potwierdzający dominującą pozycję pisarza na polskim rynku SF. Nie wyznaczy jednak ów tom nowych trendów w fantastyce, ani nie da odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytanie – jakim pisarzem jest Jacek Dukaj po „Lodzie”?

trochę spojlerów, ale recenzja bardzo fajna.