Chuck Palahniuk, autor słynnego „Podziemnego kręgu”, tym razem schodzi jeszcze niżej – aż do samych piekieł. „Potępieni” to powieść o śmierci, która jest trochę straszna, trochę śmieszna… ale przede wszystkim bardzo „popowa”.
Jeśli pójdziecie do nieba, trudno
[Chuck Palahniuk „Potępieni” - recenzja]
Chuck Palahniuk, autor słynnego „Podziemnego kręgu”, tym razem schodzi jeszcze niżej – aż do samych piekieł. „Potępieni” to powieść o śmierci, która jest trochę straszna, trochę śmieszna… ale przede wszystkim bardzo „popowa”.
Chuck Palahniuk
‹Potępieni›
„Jesteś tam, Szatanie?” – pyta mała Madison Spencer, otwierając kolejny rozdział swojej opowieści. Czy to pytanie, powtórzone trzydzieści osiem razy, przybliża nas do samego diabła? A może nie musimy wcale wychodzić poza nasz własny, współczesny i jakże zepsuty świat? Chuck Palahniuk w swojej najnowszej powieści pt. „Potępieni” zaprasza nas na wycieczkę po piekle, z tym, że wielokrotnie czytelnik może odnosić wrażenie, że jest oprowadzany po czymś, co doskonale zna… No chyba, że czytelnikiem jest elokwentna piętnastolatka, która sięga po książki tego, który napisał „Fight Club” zamiast po Harry’ego Pottera.
Chuck Palahniuk jest pisarzem ostatnimi czasy bardzo płodnym i popularnym. Nie z powodu wyjątkowego stylu, ale specyficznego, niewybrednego poczucia humoru, które często balansuje na granicy dobrego smaku, wywołując u co wrażliwszych czytelników lekkie torsje. Główną bohaterką i zarazem narratorką powieści „Potępieni” jest trzynastoletnia Madison Spencer, która umiera w niespotykanych okolicznościach. Tak zaczyna się jej „wyprawa” po piekle, która szybko zmienia się w krucjatę – Madison podbija Królestwo Ciemności i ma w planach „nakopać” samemu szatanowi. Z małej, zakompleksionej dziewczynki przeistacza się w pewną siebie „królową” piekła, która zrywa wąsik samemu Adolfowi Hitlerowi (i zasusza go jako skalp wojenny), ucina jądra Kaliguli i prowadzi boginię Prezpolnicę do orgazmu. Podróż Madison jest dla Palahniuka okazją, by puścić wodze fantazji i stworzyć dokładną mapę piekła, z pełną topografią miejsc takich jak Ocean Zmarnowanej Spermy czy Pustynia Łupieżu. Autor buduje teatralne dekoracje i rozstawia w świecie przedstawionym, niczym figury szachowe, postacie: Azazela, Urakabarameela, Astate i wiele, wiele innych bożków, duchów i widm wywodzących się z przeróżnych kultur i tradycji.
Świat stworzony przez Chucka Palahniuka w „Potępionych” jest światem podwójnym – obok piekła istnieje bowiem świat żywych. Osie czasu obu tych płaszczyzn są równoległe, a tylko ludzie poprzez swoją śmiertelność, zmieniają położenie w przestrzeni, przechodząc z jednego poziomu na inny. Do piekła trafić jest niezwykle łatwo – wystarczy parę razy nasikać do publicznego basenu, kilka razy zabluźnić albo użyć klaksonu… Dla umarłych zmiana miejsca zamieszkania nie jest zresztą taką znów tragedią, bo życie na ziemi nie jest wcale mniejszym „piekłem”. Madison jako niezgrabny grubas staje się pośmiewiskiem szkolnych koleżanek, które niewybrednie nazywa Cipannami Cipanderami czy Zdzirciami McZdzir. W piekle powłoka cielesna nie jest aż tak istotna, więc bycie potępioną dla trzynastolatki jest w zasadzie zmianą na lepsze. Piekło u Palahniuka jest bowiem straszno-śmieszne, pełne słodyczy i dziwolągów. To tak naprawdę piekło w wersji pop, które autor buduje w oparciu o najprostsze, archetypiczne obrazy diabła i piekielnej otchłani, posiłkując się halloweenowymi wyobrażeniami; to zniekształcone odbiciem naszego świata, tyle tylko, że zakryte stosowną, teatralną dekoracją. Palahniuk prowadzi nas po kliszach, które dla przeciętnego czytelnika mogą być zabawne, dla nieświadomego głębi piekielnych odniesień – odkrywcze, a dla krytyka literackiego zwyczajnie nudne i płaskie.
Lektura „Potępionych” skłoniła mnie do refleksji: czy to aby na pewno książka dla mnie? Może gdybym miała lat 15, zaledwie dwa więcej niż Madison, policzki płonęłyby mi na myśl o podobnej do mnie nastolatce, która odkrywa tajemnice piekła. Niestety, niezależnie od starań Palahniuka, Madison Spencer nie ma 13 lat (intelektualnie), Szatan jest co najwyżej muppetem o oczach kozła, a piekło jest tylko popowym obrazkiem, która pozwala zachować nadzieję, że po śmierci przynajmniej będzie wesoło. Niemniej jednak umiem wyobrazić sobie nastolatka, który czytając „Potępionych” ma poczucie, że dotyka właśnie jakiejś tajemnej wiedzy o piekle, poznaje bogów, o istnieniu których nie miała zielonego pojęcia. Nie wiem, czy o to chodziło Palahniukowi, ale to właśnie wśród elokwentnych, może nawet nieco przemądrzałych, piętnastolatków widzę najwłaściwszych odbiorców tej powieści, gdyż oni docenią zarówno intelektualne starania autora, jak i niewybredny, czasem mocno wulgarny dowcip. Czy w tym kontekście obietnica „ciąg dalszy nastąpi” brzmi zachęcająco? Wizyta w Niebie podczas dłużącej się podróży pociągiem mogłaby być całkiem miłą odskocznią. Przy okazji mam nadzieję, że w tę podróż wyruszy także tłumaczka polskiego wydania powieści, które wymagało jak sądzę niezwykłej gimnastyki słowotwórczej. Niewesoło będzie z pewnością autorowi notatki na czwartej stronie okładki, który przyrównuje Palahniuka do Dantego i Dostojewskiego. W piekle za takie porównanie krytycy literaccy na pewno nie dadzą mu żyć…
