Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 września 2023
w Esensji w Esensjopedii

Władimir Wasiliew
‹Wiedźmin z Wielkiego Kijowa›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWiedźmin z Wielkiego Kijowa
Tytuł oryginalnyWied’mak iz Bolszowo Kijewa
Data wydanialistopad 2002
Autor
PrzekładEugeniusz Dębski
Wydawca ISA
ISBN83-88916-57-2
Format240s. 115x175mm
Cena19,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
[Władimir Wasiliew „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” nie jest grubą książką. A szkoda, bo myślę że komu podobały się opowiadania o Geralcie Sapkowskim, ten z przyjemnością przeczyta i o Geralcie Wasiljewie, i będzie narzekał, że tak mało. Pozostaje mieć nadzieję, że dalszy ciąg nastąpi.

Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
[Władimir Wasiliew „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” - recenzja]

„Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” nie jest grubą książką. A szkoda, bo myślę że komu podobały się opowiadania o Geralcie Sapkowskim, ten z przyjemnością przeczyta i o Geralcie Wasiljewie, i będzie narzekał, że tak mało. Pozostaje mieć nadzieję, że dalszy ciąg nastąpi.

Władimir Wasiliew
‹Wiedźmin z Wielkiego Kijowa›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWiedźmin z Wielkiego Kijowa
Tytuł oryginalnyWied’mak iz Bolszowo Kijewa
Data wydanialistopad 2002
Autor
PrzekładEugeniusz Dębski
Wydawca ISA
ISBN83-88916-57-2
Format240s. 115x175mm
Cena19,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Który to był rok, 1986? Ileż się po Czernobylu pojawiło historyjek o zamkniętej strefie, niczym ze Strugackich, w której kotłują się nowe gatunki karmione promieniowaniem. Po jakichś dziesięciu latach to uranowe lśnienie zaczęło przygasać, kiedy się okazało, że nic nadzwyczajnego na Ukrainie nie ma, a podobno gdzieś po drodze ówczesnej chmury radioaktywnej ludzie mają nawet niższe wskaźniki niektórych zachorowań. I tylko ręce wciąż opadają na wspomnienie sąsiadki, która nasłuchawszy się radia panikowała, że we Wrocławiu to się teraz będzie mieszkać jak pod Hiroszimą. Na szczęście nie fizyki mnie uczyła, a tylko polskiego.
Natura jednak nie znosi próżni i znalazła coś na miejsce niedoszłych ukraińskich mutantów. Posłużyła się w tym celu Władimirem Wasiljewem, który wypuścił na stepy żywe maszyny. Chociaż tak właściwie mieszkańcy Wielkiego Kijowa, Wielkiej Moskwy i innych tamtejszych rejonów raczej by powiedzieli, że to nieprawidłowe określenie. Maszyny to maszyny, a żyjący to żyjący. To, że samochód się boi, albo w miarę swoich możliwości ruchowych łasi do kierowcy, a koparka czasem wyrwie się operatorowi i zacznie demolować miasto, to jeszcze nie znaczy, że te urządzenia są żywe. Natomiast żyjących trzeba przed nimi w razie czego bronić, a że to czasem niełatwe, lepiej skorzystać z usług pochodzących z tajemniczego miasta Arzamas-6 specjalistów. Skąd zaś taka dziwna, na pierwszy rzut oka bezsensowna przez swoją oczywistość nazwa – „żyjący”? Bo nie ma jak mówić „ludzie”. Ludzi owszem, też trochę jest, ale elfów, orków, gnomów i innych ras stanowczo więcej.
Brzmi to dość znajomo, i ma tak brzmieć. W końcu książka nieprzypadkowo nosi tytuł „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa”. Zawiera cztery opowiadania, niestety – tylko cztery, w tym jedno wyraźnie dłuższe od pozostałych, będące w zasadzie rdzeniem całości. Dwa z krótkich były już publikowane, bodajże oba w „Science Fiction”. Wasiljewowski wiedźmin jest, jak podają wydawcy, zalegalizowany przez Andrzeja Sapkowskiego; bardzo słusznie, bo wstydu oryginałowi nie przynosi. Zresztą w jego przypadku określenie „oryginał” nawet nie do końca jest właściwe, bo sugeruje pewną wtórność tego, co wypadałoby nazwać kopią, a mimo rzeczywiście wysokiego stopnia podobieństwa Geralt wielkokijowski stanowczo nie jest Geraltem z Rivii.
Nie należy się obawiać wersji najprostszej, powiedziałbym fanfikowej, polegającej na trywialnym wyposażeniu Geralta w karabin, mantikory w silnik dieslowski, po czym przepisaniu po kolei „Ostatniego życzenia” w tym sztafażu. Władimir Wasiljew posłużył się scenami ze znanych nam opowiadań niczym klockami Lego i okazało się, że poskładane w innej kolejności, bez kilku niepotrzebnych, za to z paroma nowymi tworzą zupełnie inną konstrukcję. Przede wszystkim jego wiedźmin jest rzeczywiście bezwzględny. Geralt Sapkowski właściwie od samego początku miał wątpliwości, skrupuły, albo nawet, wstyd powiedzieć, sumienie. Geralt Wasiljew, przynajmniej w znanych nam opowiadaniach, bo najwyraźniej jest też i powieść, to nie żaden odrzut z produkcji Arzamasu-6. Zapłatę bierze z góry, jeżeli robi wyjątek, to jest to ściśle skalkulowane ryzyko przedsiębiorcy, a w razie konieczności nie zawaha się pokaleczyć niewinnej, oswojonej lokomotywy.
Warty uwagi jest też świat wokół wiedźmina, miejska nie tyle może dżungla, co przez analogię raczej knieja. Istnieją w niej (aby uniknąć słowa „żyją”) maszyny zachowujące się jak zwierzęta. Jedne udomowione – takie są zwłaszcza samochody – inne tylko oswojone, jak dźwigi i koparki, które czasem zrywają się opiekunom i szaleją. A bywają także i całkiem dzikie, polujące na żyjących. Zwłaszcza nimi zajmuje się Geralt Władimirowicz.
Różne rasy żyjących mieszkają, na ile da się to zauważyć, raczej bez konfliktów, chociaż wiele informacji o społeczeństwach w tak niewielkiej objętości tekstów zmieścić się nie mogło. Trochę dowiadujemy się o administracji, z którą wiedźmini załatwiają interesy, więc siłą rzeczy mają z nią częsty kontakt, spotykamy się też z niewolnictwem – sytuacją wyjątkową, ale mieszczącą się w normach prawa. To właściwie wszystko. Oczywiście jest też, że tak powiem, infrastruktura, w rodzaju wiedźmińskich serwerów w Internecie, z których można ściągnąć pomocne w wykonaniu zadania informacje, są wiedźmińskie eliksiry w aerozolu. Ale to wszystko lepiej zobaczyć na własne oczy, więc poprzestanę na tym, co już opisałem. Nie chcę ryzykować zdradzenia niespodzianek, a jest ich sporo; stanowczo nie można powiedzieć, że fabuły opowiadań są przewidywalne.
Wypadałoby jeszcze tylko wspomnieć nieco o książce jako takiej. Wydana jest elegancko, zwłaszcza miłe wrażenie robią niepretensjonalne przetłoczenia liter na okładce. Szkoda tylko, że ilustracja na niej ma się do zawartości zupełnie nijak, jest po prostu kolejnym obrazkiem z katalogu. Może i czasy są ciężkie, ale jakoś nie mogę się pozbyć przekonania, że od kilku zleceń dla polskich grafików firma wielkości ISA-y jeszcze by nie zbankrutowała.
Jeżeli chodzi o wnętrze zbiorku, tam również panuje porządek, nie rażą literówki, ani tym bardziej błędy cięższego kalibru. Niestety, razi co innego. Powtarza się problem nieszczęsnego Pierumowa i jego imion tolkienowskich, tylko że tym razem Eugeniuszowi Dębskiemu wystarczyłby jeden telefon do Łodzi, aby uzgodnić terminologię, nawet jeżeli nie ma na półce ani kawałka Sagi. Vesemir pisany przez „W” jest jeszcze do przyjęcia, ale gdy tajemniczego Coyona przepchnie się wstecz transkrypcji do zapewne oryginalnego Coëna, coś zaczyna trzeszczeć. Podobnie długą drogę przebył przez Rosję, jak się domyślam, angielski halfling, aby stać się polskim połówieczkiem, co byłoby nawet ciekawym neologizmem, gdybyśmy jakoś od półwiecza nie mieli niziołków.
Skoro jednak mowa o nazwach, muszę z kolei pochwalić autora za oryginalne podejście do marek samochodów. Co prawda pojawiają się w pewnym momencie Daimler i Lincoln, ale jeżdżące po drogach terenowe Hortizy, furgonetki Vorksla i osobowe Desny odrywają świat opowiadań od naszego, nie pozostawiając wrażenia, że to wszystko ulice jak za oknem, tylko trochę przerobione. A poza tym te nazwy są po prostu ładne. Bardzo podoba mi się też termin „żyjący”.
Jak mówiłem, „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” nie jest grubą książką. A szkoda, bo myślę że komu podobały się opowiadania o Geralcie Sapkowskim, ten z przyjemnością przeczyta i o Geralcie Wasiljewie, i będzie narzekał, że tak mało. Pozostaje mieć nadzieję, że dalszy ciąg nastąpi.
koniec
10 sierpnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
Wojciech Gołąbowski

24 IX 2023

Dziesiąty (jubileuszowy?) tom przygód Jakuba Wędrowycza, „Faceci w gumofilcach” Andrzeja Pilipiuka, ma lepsze i słabsze strony. Dobrze, że te lepsze zajmują więcej miejsca.

więcej »

PRL w kryminale: Polska Ludowa oczyma reportażysty
Sebastian Chosiński

22 IX 2023

„Cztery reportaże” Jerzego Edigeya to zbiór tekstów, które pierwotnie ukazały się w latach 1979-1982 w nadzwyczaj poczytnym miesięczniku Krajowej Agencji Wydawniczej „Ekspres Reporterów”. Trzy z nich – „Tajemnica Lasku Arkońskiego”, „Zbrodniczy cień przeszłości” oraz „Rzeka wódki w Wyszkowie” – to typowe opowieści kryminalne, które, gdyby tylko odpowiednio je opracować, mogłyby stać się podstawą całkiem udanych „powieści milicyjnych”.

więcej »

Mała Esensja: Zadziwiające odkrycia na wyciągnięcie ręki
Marcin Mroziuk

20 IX 2023

W „Ekspedycji Elliki Tomson” tytułowa bohaterka wprawdzie nie przemierza terenów, na których wcześniej nie stanęła ludzka stopa, ale i tak przekonamy się, że jest naprawdę dociekliwą badaczką. Lektura książki Åsy Lind może uświadomić młodym czytelnikom, że czasem warto po prostu uważniej rozejrzeć się wokół siebie.

więcej »

Polecamy

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”

Stare wspaniałe światy:

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz

O Patrolu, który zeżarł własny ogon…
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

Od przyjaciół nie całkiem Moskali
— Gromowica Bierdnik, Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.