Pierwsze polskie wydanie „Ruth” ukazuje się dokładnie 160 lat po opublikowaniu tej powieści. Wracamy w niej do dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii. Elizabeth Gaskell, nie bez współczucia, kreśli tutaj portret bohaterki, którą błąd z młodości skazuje nieodwołalnie na życie poza nawiasem społeczeństwa. Zasady obyczajowe w epoce wiktoriańskiej były surowe, zwłaszcza dla kobiet. Autorka podejmuje odważną jak na owe czasy próbę ich rewizji.
Jak to dobrze, że teraz jest już inaczej
[Elizabeth Gaskell „Ruth” - recenzja]
Pierwsze polskie wydanie „Ruth” ukazuje się dokładnie 160 lat po opublikowaniu tej powieści. Wracamy w niej do dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii. Elizabeth Gaskell, nie bez współczucia, kreśli tutaj portret bohaterki, którą błąd z młodości skazuje nieodwołalnie na życie poza nawiasem społeczeństwa. Zasady obyczajowe w epoce wiktoriańskiej były surowe, zwłaszcza dla kobiet. Autorka podejmuje odważną jak na owe czasy próbę ich rewizji.
Los Ruth jest nie do pozazdroszczenia. Jako sierota, nie ma oparcia w rodzinie i jest całkowicie nieświadoma tego, co może ją spotkać w wielkim świecie. Nie wie, że gdy bogaty i majętny mężczyzna proponuje ubogiej dziewczynie wsparcie i schronienie przed złym światem, to oznacza, że będzie to tylko przelotny i chwilowy etap w jej życiu i że odtąd wszystko u niej się zmieni i będzie zmuszona na zawsze żyć poza społeczeństwem. Główna bohaterka powiela oczywiście ten schemat. Nie można oprzeć się wrażeniu, że zadaniem tej powieści jest między innymi to, aby przestrzec „panny z dobrego domu” przed czyhającym na nie złem. W czasach, gdy tworzyła Elizabeth Gaskell, powieści docierały do coraz bardziej masowego kręgu odbiorców i nierzadko spełniały funkcję dydaktyczną.
Autorce jednak nie chodzi wyłącznie o ten wymiar swojej powieści. Wykracza w niej znacznie dalej, zdecydowanie stając po stronie Ruth. Stawia odważne jak na owe czasy pytanie – czy jest taka wina kobiety, która nie może być zmazana odkupieniem? Dlaczego jeden błąd z wczesnej młodości (Ruth miała 16 lat) na zawsze zamyka jej drogę do tego, aby być pełnoprawnym i szanowanym członkiem społeczeństwa? Dziewczyna po swoim „upadku” jest sportretowana przez autorkę jako idealna, wręcz święta osoba. Niestety, choć znajduje przychylnych sobie ludzi, społeczeństwo i tak ją odrzuca, zbyt silne jest piętno surowego osądu i tradycyjnej moralności.
Warto zwrócić uwagę na osobowość bohaterki. Różni się ona od powieściowych postaci z innych książek tej epoki. Nie jest (jak np. w utworach George Eliot) kobietą ponadprzeciętną, nad wyraz inteligentną i wymykającą się tradycyjnym schematom. Ruth wydaje się bierna, bezwolna i – co może irytować – nadmiernie płaczliwa, niemal w każdej scenie zalewa się łzami. Cechuje ją jednak wszystko to, co ogólnie można nazwać anielską dobrocią, co przemawia na jej korzyść.
Nie bez znaczenia są dla Elizabeth Gaskell są także kwestie podwójnej moralności – jej powieść jest ostrą krytyką tego, czego w tamtych czasach nikt nie podważał, że inne zasady były dla ubogich kobiet, inne – dla bogatych mężczyzn. Za dokładnie to samo przewinienie kobieta, a nawet jej dziecko, jest skazana na trwałe wykluczenie, zaś dla mężczyzny nie ma to najmniejszego znaczenia i choćby dziesiątki takich czynów nie przeszkadzają mu w tym, by zostać szanowanym obywatelem i piąć się w górę po szczeblach politycznej kariery. Wszystkie te dylematy poruszane w „Ruth” oczywiście tracą dzisiaj częściowo na aktualności, bo sporo pod tym względem się zmieniło. Od czasu do czasu wkrada się podczas lektury poczucie ulgi, jak to dobrze, że teraz jest już inaczej – choć oczywiście jeszcze nie w każdej kulturze.
Nie było mowy w tamtych czasach o wychodzeniu poza sztywne klasowe podziały, to było absolutnie nie do zaakceptowania. Ilustracją tej tezy jest jedna z najlepszych metaforycznych scen z powieści, gdy Ruth bez powodzenia próbuje dogonić odjeżdżającego powozem pana Bellinghama, by ostatecznie się z nim rozmówić. „To było jak zły sen, jej najbardziej namiętne pragnienia i wysiłki umykały nieustannie, i nieustannie zwiększała się odległość. Za każdym razem, kiedy powóz był widoczny, znajdował się dalej niż poprzednio, lecz Ruth nie chciała w to uwierzyć” (s. 112). Czy pan Bellingham odjedzie na zawsze? Znajdziemy w tej powieści odpowiedź i na to pytanie.
Mocną stroną książki są opisy pejzaży i przyrody, tak wspaniałej na Wyspach Brytyjskich. Nie brak też świetnie opisanych scen z życia codziennego, interesująco przedstawione są postacie drugoplanowe. Niestety, całą przyjemność lektury niweczy fatalny przekład tekstu powieści. Jest on nierówny, są miejsca, których wręcz nie da się czytać. Próby archaizacji języka są nader nieudolne. Jest może nieco lepiej, jeśli chodzi o tłumaczenia fragmentów pisanych dialektem (z czego styl Elizabeth Gaskell jest zresztą znany). Zastanawiające jest jednak to, że nie ma nigdzie informacji o tym, kto jest tłumaczem książki. Niezależnie od wszystkiego, przejrzenie i przeredagowanie tego przekładu wydaje się absolutnie pilne i konieczne, bo w obecnym kształcie to jest prawdziwy dramat. Tym bardziej, że dziewiętnastowieczne powieści brytyjskie pisane są w oryginale przepięknym, precyzyjnym, pełnym elegancji i czaru językiem. W polskim tłumaczeniu „Ruth” nie dostrzegamy żadnej z tych cech – co wpływa na obniżenie przez nas esensyjnego ekstraktu o 10%.
Wielka Brytania w epoce wiktoriańskiej miała szczęście do wielu wybitnych powieściopisarzy, by wymienić tylko siostry Brontë, Charlesa Dickensa, George Eliot czy Williama Thackeraya. Elizabeth Gaskell, choć u nas należy do mniej znanych autorek, z powodzeniem można do tego grona zaliczyć. Była córką unitariańskiego duchownego, co mogło mieć wpływ na jej wyostrzoną wrażliwość społeczną. Dostrzegała, że normy wiktoriańskiego społeczeństwa, z pozoru tak doskonałe, pociągały za sobą ofiary. Gaskell odważnie i zdecydowanie stawała po ich stronie, kwestionując ówczesne tradycje i surową obyczajowość.
