„Ręka” nie jest, jak można by pomyśleć, próbą zdyskontowania post mortem sukcesu cyklu powieści o komisarzu Kurcie Wallanderze, który – co wiedzą wszyscy wielbiciele prozy Henninga Mankella – został złożony do grobu w „Niespokojnym człowieku”. Pierwotnie opowiadanie to ukazało się bowiem dekadę temu w… Holandii, a obecne wydanie polskie jest po prostu nadrabianiem zaległości.
Dom na kościach
[Henning Mankell „Ręka. Pożegnanie z Kurtem Wallanderem” - recenzja]
„Ręka” nie jest, jak można by pomyśleć, próbą zdyskontowania post mortem sukcesu cyklu powieści o komisarzu Kurcie Wallanderze, który – co wiedzą wszyscy wielbiciele prozy Henninga Mankella – został złożony do grobu w „Niespokojnym człowieku”. Pierwotnie opowiadanie to ukazało się bowiem dekadę temu w… Holandii, a obecne wydanie polskie jest po prostu nadrabianiem zaległości.
Henning Mankell
‹Ręka. Pożegnanie z Kurtem Wallanderem›
Można sobie zadawać pytanie, dlaczego „Ręka” tak późno trafiła do rąk polskich czytelników? I od razu dopowiedzieć, że nie tylko polskich, szwedzkich również. Jak doszło do powstania tego opowiadania, wyjaśnia sam autor w krótkim posłowiu: „W Holandii postanowiono, że każdy, kto kupił powieść kryminalną, dostawał w prezencie książkę. Zapytano mnie, czy nie chciałbym czegoś takiego napisać. Zamysł był dobry: rozbudzić w ludziach pasję czytania. Wiele lat po tym, jak książka została wydana, natrafiło na nią BBC i zdecydowało się ją wykorzystać jako podstawę do scenariusza filmu, w którym Wallandera gra Kenneth Branagh. Gdy obejrzałem ten film, zdałem sobie sprawę, że fabuła nadal jest żywa”. A teraz ustalmy chronologię wydarzeń. W Holandii „Ręka” ukazała się – właśnie jako rodzaj bonusu – w 2004 roku, natomiast film, o którym wspomina Henning Mankell, to nakręcony przed dwoma laty „An Event in Autumn” Toby’ego Haynesa – obraz otwierający trzecią serię brytyjskiego (w uproszczeniu) „Wallandera”. Po jego powstaniu szwedzcy wydawcy przypomnieli sobie o tym trochę już zapomnianym tekście i opublikowali go w roku ubiegłym; W.A.B. też postanowił nie zwlekać zbyt długo i tak oto „Ręka” trafiła do Polski. Z podtytułem: „Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera”, który jednak – patrząc z perspektywy czasu – wprowadza w błąd.
Dlaczego? Otóż akcja tego opowiadania – czy też, jak chcą niektórzy, mikropowieści – rozgrywa się pomiędzy październikiem a grudniem 2002 roku, czyli w rok po historii opisanej w wydanej w Szwecji dwa lata przed „Ręką” powieści „
Nim nadejdzie mróz”. Ale pięć lat później Mankell opublikował jeszcze jedną książkę z Kurtem Wallanderem w roli głównej – „
Niespokojnego człowieka” – i tym samym podtytuł tekstu, początkowo znanego jedynie czytelnikom holenderskim, stracił na aktualności. Dzisiaj wprowadza jedynie zamieszania, lepiej byłoby więc z niego zrezygnować. Ale to tak naprawdę sprawa drugorzędna. Najważniejsze, że ów ostatni fragment prozy poświęconej policjantowi z Ystad trafił w końcu do Polski. Kto żywił obawy, że opowiadanie stworzone trochę w formie „skoku w bok”, może okazać się nie do końca pełnowartościowym dziełem szwedzkiego mistrza – wszelkie wątpliwości powinien odrzucić na bok. „Ręka” stylistycznie i jakościowo sytuuje się bardzo blisko opowiadaniom zawartym w tomie „
Piramida” (1999), choć w przeciwieństwie do nich przedstawia Wallandera nie u progu, ale u finiszu jego kilkudziesięcioletniej kariery detektywa.
Akcja „Ręki” rozgrywa się, o czym była już mowa, jesienią 2002 roku. Po tragicznych zdarzeniach opisanych w „
Nim nadejdzie mróz” Kurtowi udało się wreszcie znaleźć wspólny język z Lindą, która nie tylko pracuje w tej samej komendzie co on, ale i mieszka z nim przy Mariagatan. Oboje zdają sobie jednak sprawę, że to jedynie rozwiązanie tymczasowe – ona chce jak najszybciej wynająć samodzielne mieszkanie, on wciąż marzy o domku na wsi i psie. O marzeniach Wallandera wiedzą także jego koledzy z pracy, dlatego też pewnej październikowej niedzieli dzwoni do niego Martinsson z informacją, że krewny jego żony przeniósł się już na dobre do domu spokojnej starości, im natomiast zlecił sprzedaż niewielkiego domku w Löderup niedaleko Ystad. Cena okazuje się okazyjna, na dodatek wieś leży blisko miejsca, w którym przez lata żył ojciec Kurta, co ma duże znaczenie sentymentalne; policjant postanawia więc, korzystając z wolnego dnia, wybrać się poza miasto i obejrzeć posiadłość. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu w ogrodzie za domem potyka się o wystającą z ziemi… dłoń. Natychmiast wzywa ekipę dochodzeniową, technika kryminalistycznego i lekarza sądowego. Wkrótce wykopany zostaje cały szkielet.
Jak się okazuje, była to kobieta, około pięćdziesiątki w chwili śmierci, której szczątki przeleżały w ziemi co najmniej kilkadziesiąt lat. Zginęła tragicznie, prawdopodobnie została powieszona. I chociaż Wallanderowi natychmiast mija ochota na zakup domu, wraca tam jeszcze parokrotnie – poczytuje sobie bowiem za punkt honoru rozwiązanie zagadki tego tajemniczego mordu. Najpierw jednak trzeba ustalić tożsamość ofiary, co wcale nie jest takie proste. Wyjaśnienie prawdy jest zaś jeszcze trudniejsze, bo przecież wszyscy potencjalni świadkowie od dawna już nie żyją… Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z tekstem liczącym – w wersji polskiej – trochę ponad sto stron, „Ręka” – w porównaniu z powieściami Mankella – nie może, jak one, zachwycać wielowątkową fabułą, pogłębionym portretem psychologicznym bohaterów czy też rozbudowaną otoczką obyczajowo-społeczną. Owszem, te elementy są w opowiadaniu również obecne, ale jedynie w formie szczątkowej, w ilości potrzebnej autorowi do tego, by stworzyć odpowiedni, charakterystyczny dla całego cyklu klimat. Mamy więc rzut oka w przeszłość i problem, który pozwala pisarzowi przyjrzeć się nieco bliżej polityce władz szwedzkich wobec imigrantów przybywających do tego neutralnego kraju podczas trwania drugiej wojny światowej.
Sama intryga też zalicza się do całkiem interesujących. Na tle innych dzieł poświęconych Wallanderowi na pewno nie wypada blado. W porównaniu z nimi nie jest jednak tak mroczna. Henning Mankell pozwala sobie w „Ręce” na odrobinę luzu, wprowadza dowcipne dialogi, jakby chciał udowodnić, że Kurt nie jest wcale takim sztywniakiem, jak mogłoby się wydawać po lekturze „
Zapory” czy jeszcze wcześniejszych odsłon serii. Widać, że pisarz, mając świadomość, iż tworzy swoisty fanfik, postanowił odrobinę się zabawić. Ale też bez przesady. Opowiadanie to, mimo nieco odmiennego kroju, nie przestaje być ani na chwilę kryminałem, ba! kryminałem skandynawskim. Wydawnictwo W.A.B. uzupełniło tekst Mankella o różnego rodzaju indeksy przydatne dla tych, którzy chcieliby uporządkować sobie w formie encyklopedycznej wiedzę na temat gliniarza z Ystad. Składają się nań między innymi krótki esej samego pisarza oraz wykaz postaci i miejsc pojawiających się we wszystkich częściach cyklu. Nie powinien on stracić na aktualności nigdy, ponieważ – jeśli Szwed dotrzyma obietnicy (a tego możemy raczej być pewni) – nie powstanie już ani jeden tekst, którego bohaterem będzie Wallander.
