Teksty zebrane na kartach antologii „Szablą i wąsem” przyciągają mieszanką tego, co znane (kontusze i szabelki, mocium panie) z indywidualną wyobraźnią twórców. Są tam i magia – słowiańska oraz… indiańska, i upiory, i fantastyczne machiny bojowe, a ponadto Boruta, Janosik, anioły, golemy, i nawet hiszpańska Inkwizycja, choć nikt się jej tam nie spodziewał.
Na smokach wojska latające i inne sarmackie historie
[Andrzej W. Sawicki, Agnieszka Hałas, Monika Sokół, Stanisław Truchan, Dawid Juraszek, Tomasz Kilian „Szablą i wąsem: antologia opowiadań sarmackich” - recenzja]
Teksty zebrane na kartach antologii „Szablą i wąsem” przyciągają mieszanką tego, co znane (kontusze i szabelki, mocium panie) z indywidualną wyobraźnią twórców. Są tam i magia – słowiańska oraz… indiańska, i upiory, i fantastyczne machiny bojowe, a ponadto Boruta, Janosik, anioły, golemy, i nawet hiszpańska Inkwizycja, choć nikt się jej tam nie spodziewał.
Andrzej W. Sawicki, Agnieszka Hałas, Monika Sokół, Stanisław Truchan, Dawid Juraszek, Tomasz Kilian
‹Szablą i wąsem: antologia opowiadań sarmackich›
Czy klimaty rodem z „Potopu” mogą być inspirujące dla współczesnych twórców, także tych, którzy zwykle poruszają się raczej w literackiej przestrzeni fantastyki niż wśród podręczników do historii? Czy pisanie „sarmackie” może być czymś więcej niż językową kalką z Sienkiewicza? Antologia „Szablą i wąsem” pozwala odpowiedzieć twierdząco na te pytania. Każde z sześciu zamieszczonych w niej opowiadań ma własny styl, większość – nietuzinkowy pomysł na fabułę, a autorom trzeba przyznać, że doskonale odrobili także lekcję z historii.
Z opowiadania „Machine de Pologne” Andrzeja Sawickiego dowiemy się, jak Marysieńka z Sobieskim flirtowała, gdy w tle przetaczały się szwedzkie czołgi, a na niebie unosiły się bojowe smoki. Pośród dworskich i politycznych intryg w otoczeniu królowej Ludwiki trzech dziarskich polskich szlachciców staje przed przeciwnikami groźniejszymi niż oddziały wojsk – wymuskanymi francuskimi damami… Czy dzielni młodzieńcy zdążą przybyć z odsieczą królowej? Co okaże się celniejsze – kule muszkieterów czy strzały Kupidyna? Tekst czyta się jednym tchem, sprawna stylizacja nie odbiera mu lekkości, a bohaterowie budzą sympatię. Podobało mi się to, że nawet najbardziej fantastyczne pomysły są wywiedzione z ówczesnej nauki i filozofii, mamy więc do czynienia raczej z alternatywną technologią niż magią. Dociekliwi czytelnicy na końcu książki znajdą wyjaśnienie, czym naprawdę była „machine de Pologne”, kto spiskował na dworze królowej i co robiły dwórki do zadań specjalnych.
Kresowe miasteczko Horodyszcze jest przestrzenią akcji „Iskry Bożej” Moniki Sokół; mieszkający w nim żydowski wynalazca zdobywa sławę i majątek, konstruując coraz doskonalsze golemy. Gdy jego wnuczka Sara zaczyna zdradzać niespotykany u kobiet talent w tworzeniu ożywionych maszyn, zazdrosny Efraim Abramowicz nie zawaha się przed okrutną intrygą, byle tylko upokorzyć konkurentkę i zdobyć magiczne paliwo napędzające golemy… Podczas lektury miałam wrażenie, że język i zachowanie postaci nie całkiem pasują do historycznych realiów; Sara jest raczej rezolutną, niepokorną wynalazczynią z powieści steampunkowej niż polską Żydówką z Kresów. Karkołomny zwrot akcji na zakończenie wydał mi się zbyt abstrakcyjny, choć wyjaśnienie pochodzenia husarskich skrzydeł jest całkiem interesujące.
W „Szatańskim planie” Agnieszki Hałas istoty fantastyczne, a konkretnie – znane z mitologii słowiańskiej, choć nie tylko – zjawiają się w świecie śmiertelników, gdy Rzeczpospolita zdaje się stać nad przepaścią. Po co mityczna czarodziejka zabrała spod szubienicy ducha (i nie tylko) Janosika? Czy powiedzie się plan Boruty, diabła-patrioty, chcącego wpłynąć na bieg polskiej historii? Kto strzeże snu rycerzy pod Giewontem? Wyraziści bohaterowie, plastyczny język, wyważona konstrukcja fabuły sprawiają, że opowiadanie czyta się z dużą przyjemnością. Wspaniały opis pojedynku na skalnych graniach Tatr skojarzył mi się ze „Strasznym Strzelcem” Seweryna Goszczyńskiego, gdzie muzyka potrafi wyrazić całą historię i ducha narodu. Kto ciekaw, niech przeczyta.
Indiański wątek w „Obsydianie” Stanisława Truchana jest jak wstęga zaskakującego, tęczowego haftu na sarmackim pasie. Historia zaczyna się jak „Zemsta”, od sporu o granicę i pojedynku podkomorzyca z cześnikiem. Sprawy zaczynają się komplikować, kiedy w szlacheckie waśnie zostaje wplątany włoski alchemik z magicznym zwierciadłem, a Tomasz Krasociński, syn podkomorzego, z pielgrzymki do Santiago de Compostela przywozi indiańskiego sługę o nadzwyczajnych zdolnościach. W rzeczywistości – azteckiego księcia, władającego prastarą magią… Razem z Krasocińskim i tajemniczym Miguelem czytelnik wyjeżdża z Hiszpanii, w Bretanii słucha herbowych anegdot imć Onufrego, ale kiedy po licznych peregrynacjach na powrót w kraju przychodzi do rozliczenia się z cześnikiem, nastrój wesołej przygody pryska, stłumiony przez grozę indiańskiej magii. Magii, która zemstę traktuje bardzo poważnie… Od lektury „Obsydianu” nie można się oderwać. Przebłyski wspomnień Miguela z życia w azteckiej wiosce przeplatają się z pogawędkami szlachty na temat herbów, majątków i koligacji, dodając historii egzotycznych barw; język każdego z bohaterów jest dobrze dopasowany do postaci, a realia historyczne i społeczne dopracowane w szczegółach.
Pewien straszny dwór jest tematem „Dzięcieliny” Tomasza Kiliana. Opuszczone przez żywych, pełne upiorów miejsce zmusza próbującego się zeń wydostać bohatera do stawienia czoła jego własnej tragedii z przeszłości – i równie strasznej historii panny, która niegdyś je zamieszkiwała. Groza w historycznym kostiumie, choć więcej tam fantastycznych, przerażających wizji niż sarmackich dekoracji.
Ostatnie opowiadanie autorstwa redaktora antologii „Szablą i wąsem”, Dawida Juraszka, jest moim zdaniem najsłabsze. Zapewne wynika to ze stylu tego pisarza, dla mnie niestrawnego, choć może innym się spodoba. Oto przykład eksperymentalnego języka z fragmentu rozpoczynającego tekst „Para bellum”: „Gdym się zatrzymał, by tejknąć resta, postrzegłem siedzącego podle dorów Szkota, który, gdy mu zgasła pajpa, poszedł do stajni, a returnąwszy wraz z pejperem w trąbkę zwiniętym, burnujący do pajpy przyłożył i zapalił. Potem rzucił pejper na ziemię, gotnął na horsa i pojechał. Pikapnąłem niedogorzały pejper i folołujące słowa przeczytałem: już ja nieraz w gorszych oparach!” odpowiem na to, ale wtem własną chełpliwością zawstydzon… Kuriozny, co nekstowo, rannąłem na owo miejsce, gdzie Szkot chodził i tam w sianie pod żłobem diskawernąłem tę storię. Kto by ekspektował taki treżer między Biłgorajem a Tarnogrodem?”. Po takim wprowadzeniu następuje historia wysadzenia kolubryny przez Kmicica pod Jasną Górą, od oryginału Sienkiewiczowskiego różniąca się tym, że wszystkie urządzenia napędzane są parą – z armatami i parzącymi granatami włącznie, a oblegającymi są Anglicy zamiast Szwedów. Jak na zabawę językiem tekst jest za długi, a jako opowiadanie – niezbyt samodzielny w warstwie fabuły. Na szczęście para szybko uleciała, nie zasłaniając widoku ciekawej końcowej części antologii.
Zamieszczone na końcu książki „glossariusz” i „dykcjonarzyk” pomagają zorientować się w tle opowiadanych historii i w barokowych, obficie okraszonych łacińskimi cytatami zawiłościach języka bohaterów. Dzięki nim można docenić pracę włożoną przez autorów w odmalowanie realiów szlacheckiej Rzeczypospolitej, dowiedzieć się więcej o postaciach historycznych biorących udział w opisanych wydarzeniach, o żydowskich obyczajach, słowiańskich demonach i hiszpańskiej Inkwizycji. Antologia „Szablą i wąsem” z pewnością sprawdzi się jako przyjemna lektura wakacyjna i zarazem niezły pretekst do powtórki z historii.
