Opowieści zebrane w tomie „Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” dają dobry wgląd w twórczość Charlesa Bukowskiego. To proza pozbawiona taniego sentymentalizmu, surowa, opisująca życie ludzi, o których istnieniu część z nas wolałaby nie wiedzieć, a przy tym niezwykle wręcz zabawna.
Najbrzydszy pisarz w mieście
[Charles Bukowski „Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” - recenzja]
Opowieści zebrane w tomie „Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” dają dobry wgląd w twórczość Charlesa Bukowskiego. To proza pozbawiona taniego sentymentalizmu, surowa, opisująca życie ludzi, o których istnieniu część z nas wolałaby nie wiedzieć, a przy tym niezwykle wręcz zabawna.
Charles Bukowski
‹Najpiękniejsza dziewczyna w mieście›
Bukowski nie miał o sobie najlepszego zdania („nie jestem elokwentnym osobnikiem”, pisał), zdawał sobie sprawę, że względna sława, którą zdobył w późniejszym okresie życia jest ulotna i raczej nie przywiązywał do niej większej wagi. W opowiadaniach, które tworzył, skupia się jak w soczewce jego życie: zamiłowanie do alkoholu, kobiet i seksu – w dowolnych konfiguracjach, wieczna tułaczka po najpodlejszych dzielnicach Los Angeles, skłonność do hazardu, obrzydzenie narzucanymi odgórnie normami społecznymi (szczególna niechęć do regularnej pracy zawodowej), ciągła walka z biedą. Wszystkie te tematy wracają jak bumerang i na palcach jednej ręki można wymienić opowiadania poświęcone innym zagadnieniom. Bukowski pisał o sobie (wydaje się, że czynił to nawet wtedy, gdy używał trzeciej osoby liczby pojedynczej), o swoim życiu, o otaczających go ludziach i miejscach, bo na tym najlepiej się znał, a że krytyka odrzucała go jako prymitywa i literackiego nieudacznika, raczej mu nie przeszkadzało.
W „Najpiękniejszej dziewczynie w mieście” nie ma miejsca na poprawność polityczną, śmiać można się ze wszystkiego, a absurd jest czymś całkowicie normalnym. W prawie wszystkich opowiadaniach zebranych w niniejszym zbiorze pojawiają się elementy emblematyczne dla twórczości Bukowskiego: seks i alkohol. Nie mniej istotną rolę grają podrzędne bary, prostytutki, wyścigi konne i charakterystyczni bohaterowie – bez wyjątku upadli, żyjący na marginesie życia społecznego, pozbawieni aspiracji, perspektyw, domu, pracy, miłości, mierzący się z życiem każdego dnia, wyrywający dla siebie jakiś jego kawałek w ciągłej walce. Żyjący ciągłą nadzieją na odmianę losu, jakby na krawędzi, lecz zwykle bliżej im do ostatecznego upadku.
U Bukowskiego można dostrzec elementy charakterystyczne dla całej grupy pisarzy amerykańskich tworzących mniej więcej w połowie XX wieku. Najoczywistsze są skojarzenia z bitnikami, ale ja zaryzykowałbym stwierdzenie, że Bukowski to taka uliczno-knajpiana wersja Johna Steinbecka, z jego czułością dla bohaterów oraz skłonnościami do melancholii skonfrontowanymi z brutalną wizją świata, z którym człowiek każdego dnia musi się mierzyć i zwykle tę walkę przegrywa. „Kim ja jestem?, pyta narrator jednego z tekstów. Ludzie są stuknięci, ludzie są nieskomplikowani. To mi dawało przewagę. (…) Przez dziesięć lat nie splamiłem się pracą. Ludzie dawali mi pieniądze, żarcie dach nad głową. Czy biorą mnie za idiotę, czy za geniusza, nie miało znaczenia. Ja wiedziałem, kim jestem. Ani jednym, ani drugim. Nie obchodziło mnie, dlaczego przychodzą mi z pomocą. Korzystałem, korzystałem bez poczucia triumfu i/lub zniewolenia. Moim jedynym założeniem było nie prosić o nic. W moim mózgu kręciła się nieustannie ta sama płyta gramofonowa, grająca jedną melodię: nie wysilaj się, nie wysilaj.” To kwintesencja Bukowskiego: żyć z dnia na dzień, nie przejmować się specjalnie niczym, korzystać z nadarzających się okazji – raz jest praca, innym razem nie, dziś nie ma kobiety, będzie jutro i tak dalej.
W opowiadaniu zatytułowanym „Dwanaście ich i nie chcą kopulować jak trzeba” Bukowski podaje swoistą dewizę pisarską: „Żeby opylić opowiadanko, musi w nim być ruchanie, najlepiej dużo ruchania”. W zgodzie z nią opisuje zawsze seks odarty z czułości i namiętności, przypadkowy, agresywny, sprowadzający się do czystej, niemal zwierzęcej kopulacji. Nawet dziś, w dobie wszechobecnego w mediach seksu, co bardziej pruderyjni czytelnicy będą zszokowani podejściem autora do spraw ludzkiej seksualności. Tu nie ma miejsca na żadne tabu: jest seks z robotem, z dwoma prostytutkami naraz, z wykradzionym z zakładu pogrzebowego trupem, seks oralny, analny, homoseksualizm, a nawet, o czym poniżej, pedofilia.
Wyjątkowo kontrowersyjny ze względu na podejmowaną tematykę i jak zwykle naturalistyczne opisy seksu jest „Antychryst”, opowiadający o zwykłym facecie, jakich pełno na kartach książek Bukowskiego, który pod wpływem impulsu gwałci dziewczynkę na oczach jej kolegów. Autor złamał tu jedno z najsilniejszych tabu naszej cywilizacji, pisał jednak wyjątkowo z perspektywy trzeciej osoby, być może dlatego, by uniknąć oskarżeń o pedofilskie ciągoty (choć w innym opowiadaniu nie miał podobnych hamulców). I tu pytanie: czy pisarz chciał zasugerować, że podobny akt może wydarzyć się ot, tak, bez żadnych głębszych powodów, narodzić się jak impuls; że podobne skłonności mogą narodzić się w każdym nieszczęśliwym facecie, którego życie jest wystarczająco nieudane? Czy miało być to ostrzeżenie? Kto wie. Tak czy siak, w opowiadaniu gwałciciel natychmiast zostaje za swój czyn srodze ukarany.
W innym miejscu autor w dosadny sposób wyjaśnia, dlaczego unika pisania o polityce, notując przy tym kilka trafnych i przygnębiających obserwacji, a kończąc następującymi słowy: „a teraz proszę o wybaczenie, drodzy czytelnicy, ale wracam do kurew, koników i wódy, póki jeszcze czas. jeśli te rozrywki niosą ze sobą zagładę, to trudno, dla mnie o wiele mniej naganna jest odpowiedzialność za własną śmierć niż za śmierć tego drugiego rodzaju, którą oni wam niosą okraszoną frazesami o Wolności, Demokracji, Ludzkości i/lub jeszcze innych albo wszystkich razem Pierdołach”.
Czasem autor sięgał po rekwizyty znane z literatury fantastycznej. Mamy tu więc opowiadania o sztucznej kobiecie przeznaczonej do jednego tylko celu („Ruchadło”), wiedźmie zmniejszającej mężczyzn („15 centymetrów”), zakładzie zajmującym się wysysaniem mózgów z ludzi („Odmóżdżarka”) czy wreszcie coś w rodzaju alternatywnej historii – tekst o kamuflującym się przez lata Hitlerze, który czekał tylko na dogodny moment, by z pomocą szalonych lekarzy przejąć ciało urzędującego prezydenta USA i objąć władzę.
O Bukowskim można z całą pewnością powiedzieć, że ma bardzo charakterystyczny styl. Świadomie ignoruje zasady gramatyczne: rozpoczyna zdania z małej litery lub zapisuje całe frazy wielką literą. Bardzo często używa wulgaryzmów, dosadnych sformułowań, a jego twórczość zamienia się momentami w tanią pornografię. Ma się wrażenie, że Bukowski igrał z ogniem, cały czas próbując, ile jeszcze świntuszenia są w stanie zaakceptować wydawcy i czytelnicy. Z perspektywy czasu można oceniać, że całkiem sporo. Charakterystyczne są również humor i autoironia pisarza, niemającego żadnych oporów, by śmiać się z samego siebie i opisywać własne życie z pikantnymi szczegółami.
Ważną wartością opowiadań Bukowskiego jest kontekst społeczny i dar obserwacji autora. Jako że sam mieszkał na społecznych nizinach, oddawał głos podobnym sobie wykolejeńcom i opisywał problemy ich trapiące bez koloryzowania, ale ze swego rodzaju melancholią. Dzięki niemu dowiadujemy się na przykład, jak działała opieka zdrowotna dla ludzi pozbawionych stałego dochodu czy też jakiego rodzaju prac musieli się chwytać, by przeżyć. Wśród sprośnych, na poły mitycznych historii przemyca ważne obserwacje dotyczące ludzkiej natury, społeczeństwa, kultury. Nie są one specjalnie zawoalowane, toteż nie sposób je ominąć, ale między innymi właśnie z ich powodu zdobył Bukowski sławę. On doskonale wiedział, co się dzieje na samym dole drabiny społecznej, był kronikarzem dziejów ludzi z trudem drapiących się choćby na pierwszy jej szczebel.

Nick Cave: "lepiej poczytać Biblię, niż Bukowskiego". Nic dodać nic ująć. Pisarzydło dla pozerów i wykolejeńców, którzy będąc naocznymi świadkami gwałtu, zapalali by papieroska.