Dział kulturalny wiosennego numeru kwartalnika „Więź” prowokuje swoich czytelników pytaniem „Czy chrzcić Marsjan?”. W istocie jednak za tym pytaniem kryje się zestaw trzech artykułów, krążących wokół związków fantastyki i religii, z którymi fan takiego gatunku, jakim jest fantastyka, może się zapoznać i wynieść stamtąd pewną korzyść poznawczą.
Czy chrzcić Marsjan?
[ - recenzja]
Dział kulturalny wiosennego numeru kwartalnika „Więź” prowokuje swoich czytelników pytaniem „Czy chrzcić Marsjan?”. W istocie jednak za tym pytaniem kryje się zestaw trzech artykułów, krążących wokół związków fantastyki i religii, z którymi fan takiego gatunku, jakim jest fantastyka, może się zapoznać i wynieść stamtąd pewną korzyść poznawczą.

Pierwszy z artykułów, zatytułowany tak jak okładkowe pytanie, czyli „Czy chrzcić Marsjan? Polska fantastyka o Bogu” jest na poły polemiką z krążącym po Sieci okrzykiem „chrześcijaństwo w każdym uniwersum!”, wyrażąjącym sprzeciw wobec implementowania wątków i motywów chrześcijańskich bez uzasadnienia w wielu prozach fantastycznych, a na poły poważną refleksją literaturoznawczo-teologiczną na temat wykorzystywania wątków chrześcijańskich w polskiej literaturze fantastycznej. Autor, Stanisław Adamiak, wychodzi od zakreślenia sobie pola badawczego pokazując, że religie chrześcijańskie były źródłem natchnienia dla twórców zachodnich, ale że wcale nierzadko takie natchnienia pojawiały się i w naszej rodzimej fantastyce. Pokazuje także, podążając za refleksjami Jacka Dukaja i Marka S. Huberatha, że literatura fantastyczna pozwala na pewną zmianę, czy raczej poszerzenie perspektywy, z jakiej na chrześcijaństwo można spojrzeć. Otóż w momencie, pisze autor, w którym poznalibyśmy cywilizacje pozaziemskie, a one w jakiś sposób by się chrześcijaństwem zainteresowały, ludzie, Ziemianie, staliby się w przenośni „Żydami Wszechświata”, bowiem to oni maczaliby palce w zgładzeniu Chrystusa.
Adamiak stawia sobie za cel pokazanie tego, w jaki sposób fantastyka polska, której patronem obwołuje Janusza Zajdla, korzysta z wątków religijnych i że niesłusznie bywa przez krytykę literacką traktowana jako literatura „niepoważna”. Tam bowiem, jak pisze autor, nierzadko dużo ciekawiej, a na pewno częściej, mamy do czynienia w ogóle z poważną refleksją na tematy religijne niż w tak zwanej literaturze mainstreamowej. Autor narzeka jednak na spadek formy naszej rodzimej fantastyki, upatrując przyczyny w większej liczbie publikowanych powieści fantasy niż science fiction, co samo w sobie jest jednak tezą dyskusyjną. Wychodzi natomiast poza inne podziały gatunkowe wewnątrz samej fantastyki, pokazując że niekoniecznie korzystanie z wątków religijnych zalicza książkę automatycznie do nurtu tzw. clerical fiction, a wręcz przeciwnie, to wyjście poza te podgatunki pozwala nieco szerzej na problem spojrzeć. Przy czym Adamiak zauważa też, że fantastykę warto rozważać i interpretować na tle szerszym – w tym wypadku podsuwa tropy fantastyczne z polskich powieści historycznych, takich jak dzieła Teodora Parnickiego czy Zofii Kossak-Szczuckiej.
Niewiele miejsca, a szkoda, autor poświęca refleksji nad związkami konserwatywnego światopoglądu twórców polskiej fantastyki i podejmowanymi przez nich tematami. Pokazuje natomiast, że granice fantastyki są płynne. Sugeruje przy tym, że sztywne klasyfikowanie pewnych powieści jedynie zawęża możliwość ich interpretacji – stąd na przykład stara się zastanawiać nad „Epifanią wikarego Trzaski” Szczepana Twardocha, szukając innych niż jedynie „fantastyka” tropów podpowiadających, jak tę powieść analizować.
Drugi artykuł w dziale, autorstwa pisarza Jerzego Sosnowskiego, jest w istocie fanowskim hołdem dla twórczości Philipa K. Dicka. Autor rozbiera tam na czynniki pierwsze, a następnie rozpatruje pod kątem możliwych wątków religijnych, powieść Dicka „Ubik”. Nazywa ją „kryptoreligijną”, pokazując jednocześnie, że Dick, którego książek nie chciano publikować, zwrócił się ku fantastyce, pisząc jednocześnie powieści, które co prawda są fantastyką, ale – zdaje się sugerować Sosnowski – w gruncie rzeczy nie do końca. Autor wychodzi z innego niż omawiany wyżej Adamiak założenia, to znaczy pokazuje nie tyle, jakie możliwości daje pisanie fantastyki, ile zdaje się wskazywać, że tak naprawdę w momencie, w którym autora bardziej zajmuje temat niż sama otoczka, sztafaż, nie tyle mamy już do czynienia z wielką powieścią fantastyczną, co z powieścią jako taką, której klasyfikacja gatunkowa ma niewielkie znaczenie. Wydaje się, że to teza dość niebezpieczna, bo można by stąd wyciągnąć wniosek, że wielka science fiction w gruncie rzeczy wraz z wielkością traci to, co stanowi o jej byciu science fiction. Niemniej sam sposób, w jaki Sosnowski omawia i interpretuje powieść Dicka jest interesującą i wciągającą lekturą. Pozazdrościć umiejętności.
Trzeci artykuł, zatytułowany „Fantasy – nowa postać gnozy?” jest jednocześnie z całej trójki, w mojej opinii, najsłabszy. Jego autor, Sebastian Duda, już na wstępie przyznaje się, że nie żywi w stosunku do fantasy ciepłych uczuć. Jako jedyny natomiast z trójki omawianych autorów zajmuje się właśnie fantasy. Odwrotnie do nich, a zwłaszcza odwrotnie do Adamiaka, utrzymuje jednak, że szukanie wątków religijnych, czy też teologicznych, w literaturze fantastycznej nie jest tematem interesującym. Pisze wręcz, że „rezerwuary ciekawszej (dla mnie przynajmniej) teologii jednak znajdują się gdzie indziej”. Stoi to nieco w sprzeczności z wyrażonym w przypisie na tej samej stronie stwierdzeniem, że nie pretenduje do szczególnej wiedzy o fantasy i opiera się na naukowych omówieniach tejże literatury. Artykuł Dudy najbardziej też ze wszystkich trzech przypomina akademicką rozprawę a nie tekst publicystyczny i w gruncie rzeczy, porównując go do poprzedników, nie jest to podobieństwo najbardziej z punktu widzenia zwykłego czytelnika korzystne. Stawia natomiast Duda, za Markiem Oziewiczem, ciekawą tezę, że fantasy nie tyle jest gatunkiem literackim, co rodzajem światopoglądu, który zakłada, że istnieją moce nadprzyrodzone.
Nie podąża jednak za tą intuicją, stara się natomiast udowodnić, że chrześcijańskie wątki w pracach J. R. R. Tolkiena i C. S. Lewisa są w istocie nie chrześcijańskie, ale gnostyckie i udowadniają nie to – jak sugerował Adamiak – że fantastyka może w interesujący i twórczy sposób mówić na tematy religijne, ale to, że literatura fantastyczna jest wyrazem końca metafizyki, jakimś rodzajem wobec niej zastępnika. Niekiedy autor w swoim argumentowaniu zapędza się za daleko, chociażby tam, gdzie cytując tekst Czesława Miłosza z 1986 roku, poprzedza go słowami: „Miłosz (…) czytał i Tolkiena, i książki z serii o Harrym Potterze”.
Reasumując, wiosenny numer „Więzi” dostarcza interesujących materiałów dla fanów literatury fantastycznej. Ciekawe artykuły znajdą tu zwłaszcza czytelnicy science fiction, natomiast gustujący bardziej w fantasy mogą się poczuć rozczarowani.
