Lada tydzień po raz dwudziesty piąty najlepsze polskie opowiadanie fantastyczne z ubiegłego roku zostanie nagrodzone Zajdlem. Wśród nominowanych utworów możemy oczekiwać szerokiej rozpiętości podgatunkowej, imponujących pomysłów i dojrzałego stylu. Możemy, ale jeśli nie chcemy się srodze rozczarować, lepiej nie oczekujmy.
Portrety nietoty
[„Nominacje do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Edycja 2015” - recenzja]
Lada tydzień po raz dwudziesty piąty najlepsze polskie opowiadanie fantastyczne z ubiegłego roku zostanie nagrodzone Zajdlem. Wśród nominowanych utworów możemy oczekiwać szerokiej rozpiętości podgatunkowej, imponujących pomysłów i dojrzałego stylu. Możemy, ale jeśli nie chcemy się srodze rozczarować, lepiej nie oczekujmy.
‹Nominacje do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Edycja 2015›
Istnieje prosty sposób, by uratować dobre imię polskich opowiadań fantastycznych napisanych w zeszłym roku — uznać, że utwory nominowane do najnowszej odsłony Nagrody im. Janusza Zajdla nie stanowią wcale ich ukoronowania, lecz są zaledwie losowo wybraną próbką. Taka hipoteza jest mniej naciągana niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Listę nominacji układa się wszak na podstawie zgłoszeń nadsyłanych przez zwykłych czytelników. Zdrowy, cyniczny rozsądek podpowiada zatem, że od literackich walorów więcej do powiedzenia mają czynniki takie jak: dostępność danego opowiadania, strategia promocyjna oraz umiejętności autora w zakresie mobilizowania fanów.
I lepiej, żeby tak właśnie było, ponieważ w przeciwnym razie musimy wysnuć niewesołe wnioski dotyczące kondycji rodzimej fantastyki. Na przykład taki, że polskich pisarzy prawie zupełnie zawodzi wyobraźnia, z której nie potrafią wykrzesać ani oryginalnego konceptu, ani nawet zaskakującego zwrotu akcji. Albo taki, że doszło do zamętu gatunkowego — nikt nie umie pisać twardego SF, horror zamienił się miejscami z błahymi obyczajówkami, a brzytwą Lema można by co drugiemu opowiadaniu poderżnąć od ucha do ucha gardło. Albo taki, że polską, dojrzałą przecież fantastykę, nie stać obecnie na utwór, który łączyłby dobry pomysł ze zgrabną kompozycją, oraz elegancki styl z wiarygodnymi postaciami. Te cztery elementy rozsiane są po elektronicznie wydanej antologii niczym okruchy, które musimy mozolnie wydłubywać spod ekranu monitora lub czytnika.
Otwierająca zbiór „Kre(jz)olka” Krystyny Chodorowskiej („Nowa Fantastyka” 3/2014) jest najambitniejszym z nominowanych opowiadań. Utwór przywodzi na myśl twórczość Teda Chianga, jako że autorka bierze na warsztat znane nam zjawisko językowo-społeczne i wcisnąwszy przycisk FAST FORWARD wyświetla nim niedaleką przyszłość. W tym konkretnym przypadku chodzi o wpływ netspeaku (tj. internetowego slangu) na komunikację w realu. Niestety, Chodorowska nie zdołała przetłumaczyć ciekawego zagadnienia na frapującą prozę. Brakuje chwytliwej fabuły. Pojawiają się także wątpliwości natury lingwistycznej. Na przykład: Matka głównej bohaterki mówi netspeakiem, co wygląda mniej więcej tak: „Który topiq? Hmm? Wybiesz ładny koloreq”. Takie ujęcie dialogów jest jednak pozbawione sensu, bo „wybiesz” i „wybierz” oraz „koloreq” i „kolorek” brzmią w mowie identycznie… Poza tym autorka nie wykorzystała nadarzającej się okazji na jakiś tekstualny twist, a jej językowe proroctwo wypada nieszczególnie przekonująco. [60%]
Stefan Darda dwukrotnie wprawił mnie w osłupienie. Do antologii trafiły dwa opowiadania jego autorstwa, oba pochodzące ze zbioru „Opowiem ci mroczną historię”. Pierwsze z nich pt. „Nika” swoim długim, przegadanym, pozornie budującym gęstą atmosferę wstępem obiecuje wiele, ale w ostatnim akcie z całej konstrukcji powietrze uchodzi jak z przekłutego balonu. W głowie czytelnika zapala się nieelegancki trzyliterowy akronim Whiskey Tango Foxtrot. Nie dość, że Darda w odtwórczy sposób przerabia najpospolitszy z horrorowych tropów, to na dodatek swoją narracją nie wywołuje ani jednej ciarki. „Nika” w zamyśle miała najwyraźniej być krzyżówką horroru prowincjonalnego a’la Orbitowski z ponurą historią rodzinnych grzechów. W rzeczywistości dostaliśmy tekst, którym można straszyć co najwyżej studentów na kursach kreatywnego pisania. [30%]
„Rowerzysta” jest odeń lepszy o cały rząd wielkości. Owszem, posiada wszystkie wady „Niki”, lecz tutaj nie rzucają się one tak bardzo w oczy. Powietrze uchodzi ciszej, akronim zapala się słabiej. W opowieści o młodym sędzim, który stał się świadkiem poważnego wypadku drogowego, brakuje za to jednoznacznych elementów nadprzyrodzonych. Nie sposób nawet pochwalić Dardy za delikatną aluzję do tychże, gdyż zmiażdżył subtelność pod kołami łopatologicznej podpowiedzi. „Rowerzystę” trzeba więc po prostu uznać za przeciętne opowiadanie o psychologicznej przemianie nadętego prawnika. Pytanie, co utwór tego typu robi w zbiorze opowiadań nominowanych do Zajdla, stanowi zagadkę większą od wypadku tytułowego rowerzysty. Nie zdołał jej rozwikłać sam redaktor antologii, który chyba w przypływie frustracji uciął „Rowerzyście” końcówkę (być może tylko pół ostatniego zdania — nie mając dostępu do pierwodroku nie jestem w stanie tego sprawdzić). [50%]
W drugiej połowie antologii tendencja zwyżkowa na szczęście się utrzymuje. „Teleturniej” Doroty Dziedzic-Chojnackiej („Fahrenheit” 7/2014) to napisana z nerwem i dowcipem historia ekstremalnego telewizyjnego show, którego scenę autorka zapełniła szeregiem fajnie przedstawionych uczestników. Szkoda, że nerwu i dowcipu starczyło zaledwie dla scenografii oraz postaci. „Teleturniej” reprezentuje rodzaj fikcji zwanej przez mojego przyjaciela „snem pijanego chomika": dzieje się dużo, lecz dziwnie. Czytelnik nie zdąży zinternalizować sobie świata przedstawionego ani przejąć się losami bohaterów. Niezręczne zakończenie każe zresztą sądzić, iż Dziedzic-Chojnacka zdała sobie sprawę z zabrnięcia w ślepą fabularną uliczkę. W ostatecznym rozrachunku od porażki ratują „Teleturniej” walory stylistyczne. [50%]
„Sztuka porozumienia” Anny Kańtoch (antologia „Światy równoległe”, Solaris) jest przykładem solidnego fantastycznego rzemiosła, czego oczywiście można było spodziewać się po uznanej, czterokrotnie nagradzanej Zajdlem autorce. Pomysł, fabuła, intryga, dobra fraza — wszystko nareszcie znalazło się w tym samym miejscu. Ale i tak daleko mi do bezkrytycznego zachwytu. Po pierwsze, Kańtoch przetwarza pomysł, który pamiętam z „Grewolucji” Pawła Majki, utworu nominowanego w zeszłym roku. Dodaje niby sporo od siebie, lecz fundamentalny koncept, skądinąd frapujący, wygląda tak samo. Po drugie, bardzo otwarte zakończenie „Sztuki porozumienia” wywołuje zniecierpliwienie zamiast fascynacji. Nie śmiem podejrzewać Kańtoch o robienie czytelnika w jajo; to prędzej mnie zabrakło chęci zrozumienia, co pisarka miała na myśli. Uważam jednak, że tylko bardzo dobre opowiadania mogą pozwolić sobie na bardzo otwarte zakończenie, a „Sztuka porozumienia” aż tak dobra bynajmniej nie jest. [70%]
I wreszcie „Daję życie, biorę śmierć” Marty Krajewskiej („Nowa Fantastyka” 10/2014), opowiadanie o kiczowatym tytule spod pióra nieznanej autorki, które niespodziewanie okazuje się perełką zbioru i bez wątpienia na Zajdla 2015 zasługuje, obojętnie, czy przyłożymy do niego miarę relatywną, czy absolutną. Krajewska napisała prostą historię o kochającej się wiejskiej rodzinie dotkniętej podwójnym nieszczęściem. „Daję życia, biorę śmierć” to kameralna fantastyka pogranicza w podwójnym sensie tego słowa: autorka osadziła akcję na styku ludzkiej osady i groźnej głuszy, a fabułę umieściła gdzieś między fantasy a ludowymi przypowieściami. Krajewska z błahego pomysłu stworzyła kawałek urokliwej prozy. Udało się jej to, z czym zupełnie nie poradził sobie Darda. Jej opowiadanie ma w sobie coś z baśni Andersena. Jest smutne, lecz płonie w nim ciepły ogień. [80%]
Nie lubię recenzować krytycznie, bo w przeczytanej książce przyjemniej doszukiwać się zalet niż wad. Nie lubię też zaglądać w zęby darowanemu koniowi, a elektroniczna antologia opowiadań nominowanych do Nagrody im. Janusza Zajdla jest dostępna legalnie i za darmo w trzech różnych formatach
1). Niestety, rozpatrując każdy z zaprezentowanych utworów oddzielnie, a także porównując cały zbiór z dwoma poprzednimi zestawami nominacji, widzę niewiele powodów do czytelniczego entuzjazmu. Warto przeczytać Krajewską — której będę kibicował w sobotę 22 sierpnia — i ewentualnie Kańtoch. Dla dobra polskiej fantastyki pozostaje mieć nadzieję, że cztery pozostałe opowiadania trafiły do puli częściowo za sprawą przypadku. Jeżeli wszystkie inne rodzime utwory fantastyczne opublikowane w zeszłym roku faktycznie były od nich gorsze, biada nam.

Cóż,kwestia gustu.Mam zupełnie inne wrażenia.Zirytował mnie nieco styl autora recenzji:"jest najambitniejszym z nominowanych opowiadań". Może powinno być :"mnie się wydaje"?
"..opowiadanie o kiczowatym tytule spod pióra nieznanej autorki, które niespodziewanie okazuje się perełką zbioru i bez wątpienia na Zajdla 2015 zasługuje, obojętnie, czy przyłożymy do niego miarę relatywną, czy absolutną".
Serio? Na pewno na nie nie zagłosuję.
Trzeba przyznać,ze Darda coraz lepiej pisze,jestem pod wrażeniem. Opowiadanie Kańtoch miało klimat i niesamowitą plastyczność opisu.
Moglibyście sobie odpuścić te głupawe równania?
Chomik