Krótka powieść „Starość aksolotla” zapowiadana była przez samego Jacka Dukaja jako lekka i szybka opowiastka o końcu świata. Samo to stwierdzenie zdaje się oksymoronem, choć można sobie wyobrazić tekst z przymrużeniem oka opowiadający o apokalipsie. Dzieło jednak nie jest aż tak łatwe i relaksujące, jak by na to wskazywały zapowiedzi. Chyba że porównujemy je do najbardziej rozbudowanych konstrukcji autora: „Lodu”, czy „Innych Pieśni”. „Starość aksolotla” nie jest bowiem tylko interesującym pomysłem na dzieje ludzkości po zagładzie (i, przy okazji, na samą zagładę) – jest także minitraktatem o samotności i poszukiwaniu esencji człowieczeństwa.
Justyna Lech
Wieczność porasta rdzą
[Jacek Dukaj „Starość aksolotla” - recenzja]
Krótka powieść „Starość aksolotla” zapowiadana była przez samego Jacka Dukaja jako lekka i szybka opowiastka o końcu świata. Samo to stwierdzenie zdaje się oksymoronem, choć można sobie wyobrazić tekst z przymrużeniem oka opowiadający o apokalipsie. Dzieło jednak nie jest aż tak łatwe i relaksujące, jak by na to wskazywały zapowiedzi. Chyba że porównujemy je do najbardziej rozbudowanych konstrukcji autora: „Lodu”, czy „Innych Pieśni”. „Starość aksolotla” nie jest bowiem tylko interesującym pomysłem na dzieje ludzkości po zagładzie (i, przy okazji, na samą zagładę) – jest także minitraktatem o samotności i poszukiwaniu esencji człowieczeństwa.
Jacek Dukaj
‹Starość aksolotla›
Powieść autora „Innych Pieśni” miała wprowadzać nową jakość na rynek e-booków. Trudno nie mieć wrażenia, że rewolucja została zapowiedziana nieco na wyrost i że góra urodziła mysz; niemniej dzięki systemowi przypisów – każdy wymyślony przez autora termin można kliknąć i sprawdzić jego definicję – narracja zyskuje na płynności: autor nie musi się silić na wyrafinowane sposoby wprowadzania czytelnika w świat bez zanudzania go. Jest to niewątpliwie wielka zaleta sposobu wydania „Starości…”, choć trudno tutaj mówić o jakiejś rewolucji (tego typu udogodnienia są już od jakiegoś czasu standardem w publikacjach elektronicznych). Czy są nią reklamowane dodatki w postaci ilustracji, ekslibrisów i projektów robotów do wydrukowania w 3D? Być może dla młodszej części publiczności – owszem. Wydaje się jednak, że to nie do młodzieży jest skierowana „Starość aksolotla” i ta marketingowa gadżetomania w przypadku tej powieści dziwi i stanowi pewien zgrzyt. Choć najwyraźniej taka strategia się opłaciła, w chwili premiery bowiem powieść Dukaja była bez mała jednym z najgorętszych tematów polskiego internetu.
Fabuła utworu jest pozornie prosta. Promień śmierci o nieznanym pochodzeniu likwiduje wszelkie życie na ziemi. Zagłada przesuwa się południkami, więc ci, którzy znajdują się dalej od apokalipsy mają jeszcze kilka godzin do dyspozycji. Niektórzy – głównie nałogowi gracze – wykorzystują ten czas i zdążają się „zeskanować” dzięki bardzo niedoskonałemu, ale skutecznemu tzw. neurosoftowi, przeznaczonemu do gier sieciowych. Będą oni tworzyć nową cywilizację, wykorzystując dostępną elektronikę i kolonizując mechaniczne ciała skonstruowanych przed apokalipsą robotów. Wśród nowych mechów znajduje się Grześ, polski technik, który jako jeden z niewielu – większość zginęła albo w zagładzie, albo zaraz po, padając ofiarą wirusów szalejących w internecie – znających się na mechanice ocaleńców odegra niebagatelną rolę w próbie odtworzenia biologicznego życia na ziemi.
Grześ jest typowym dla Dukaja bohaterem: trochę z przypadku, choć niepozbawionym zdolności, samotnym i skoncentrowanym na sobie, dzielącym włos na czworo. Jest dobrym technikiem, jakich przed apokalipsą było zapewne wielu, a splot okoliczności sprawił, że Polak stał się kimś ważnym, bohaterem z prawdziwego zdarzenia. Z tym, że Grześ, w przeciwieństwie do Benedykta Gierosławskiego czy chociażby Nicolasa Hunta, dość szybko tę swoją wyjątkowość traci. To stanowi o osobliwości Grzesia na tle innych dukajowych bohaterów: nie będzie mu dane – a przynajmniej tej jego wersji, której trzyma się narrator – spotkać się z Innym, z nieznanymi bogami zamieszkującymi odległe rejony Wszechświata.
Dlaczego bogami? U Dukaja często istoty o całkowicie innym niż ludzki, niezrozumiałym pochodzeniu i sposobie egzystowania mają prerogatywy boskie. Co więcej, wywołują te same uczucia, których splot Rudolf Otto określił jako numinosum (w odróżnieniu od racjonalnego, zinstytucjonalizowanego sacrum): wszechogarniającą grozę spowodowaną przez coś dziwnego i nie dającego się zamknąć w zwykłym „strachu” oraz, jednocześnie nieodpartą fascynację. Takie cechy ma, według religioznawcy, czysta boskość. Możemy je odnaleźć i u lutych (czy też szerzej: w całym Lodzie), i u adynatosów z „Innych Pieśni”, i w Inwolwerencji z „Extensy”. W „Starości aksolotla” autorzy zagłady ludzkości są słabo zarysowani i niedookreśleni, niemniej można przypisać ich do tej ogólnej „boskiej” kategorii. Grzesiowi jednak nie będzie dane ich poznać, nie stanie się częścią mknącej w nieznane wymiary katedry: wiedza, którą otrzymuje, przytłacza go, on sam nie ma możliwości wziąć udziału w rozwijających się za jego plecami zdarzeniach i przyłączyć się do grupy badającej zagadkę zagłady człowieka.
Widać zatem pewną ewolucję dukajowego bohatera. Grześ nie zostaje Matematykiem Historii i Kratistobójcą: zamiast skończyć na ołtarzach porasta rdzą. Jego losem, tak jak losem wszystkich ludzi, jest samotność. Wobec perspektywy mechanicznej wieczności Grześ wybiera bierność. Gubi – być może jeszcze w trakcie transferu – swoją ciekawość, traci możliwość bycia uczestnikiem najważniejszych zdarzeń i zatapia się w sztucznym raju, w uzależnieniu od symulatora snu. Wycofuje się, kiedy zdaje sobie sprawę, że w czekającej go wieczności może już tylko trwać w bezruchu.
Wydawałoby się, że egzystencjalna zaduma w mechanicznym świecie rodem z „Transformers” to nieco dziwne połączenie. Autor „Starości…” udowadnia jednak , że taka mozaika jest możliwa. (…) pomyślałem, że to byłoby wyzwanie ekstremalne: wziąć najgłupszy wzorzec kina hollywoodzkiego i zrobić z tego coś oryginalnego, trzymającego się kupy i nieobrażającego wrażliwości dorosłego odbiorcy – powiedział Dukaj w wywiadzie dla „Nowej Fantastyki” (4/2015). Z tego zadania wywiązał się doskonale: świat „Starości…” jest spójny i logiczny, a jednocześnie daleko mu do śmieszności. W swojej mini-powieści Dukaj drąży bowiem jedno z najbardziej frapujących zagadnień przewijających się przez swoją twórczość: pytanie o tożsamość człowieka.
Podejmując temat posthumanizmu Dukaj zazwyczaj koncentruje się właśnie na pytaniu o tożsamość. Nie tylko bawi się, kreśląc możliwy (lub niemożliwy) scenariusz rozwoju ludzkości i opisując, co zyskamy w nowej, mechanicznej odsłonie. Podstawowe pytanie brzmi bowiem: co stracimy? I czy będziemy tego żałować? Ludzie „przepisani” na mechy otrzymują nowe, niezwykłe możliwości, ale nie mają już zdolności uczenia się. Szansa na zmianę formy cielesnej (dzięki istnieniu niejako w przestrzeni wirtualnej, post-ludzie mogą używać różnych mechanicznych jednostek jako nośników fizycznych) przekłada się na niemożliwość rozwoju umysłowego. Wieczność jest wypełniona bezruchem; zmiana jest przypisana tylko do śmiertelności.
Takie ujęcie problemu zahacza jednocześnie o temat samej literatury, czy też, szerzej, kultury w ogóle. Nie chodzi tu bowiem tylko o dumanie nad ludzką naturą i nad ceną mechanicznej nieśmiertelności, ale także o teksty ową nieśmiertelność przedstawiające. Popkultura zazwyczaj prześlizguje się po temacie tożsamości nowego człowieka, koncentrując się na spektakularnej akcji. Tymczasem Dukaja interesuje coś innego: jakie musiałyby zostać spełnione warunki – osobowościowe chociażby – żeby taki mechaniczno-ludzki twór rzeczywiście zaistniał? Jakby to wyglądało naprawdę, bez widowiskowo–bajkowej otoczki? Podobnie, jak w „Lodzie” autor pytał o warunki istnienia postaci z powieści kryminalnej i literatury realistycznej w ogóle (osoby o ustalonym, niezmiennym charakterze) i o możliwość takiej dedukcji wydarzeń przeszłości, jaka cechuje właśnie kryminały, w „Starości…” zastanawia się nad możliwością zaistnienia mechanicznego człowieka i warunków, jakie musiałyby być spełnione, by świat rzeczywiście wypełnił się transformerami.
Jednocześnie jednak takie ujęcie tematu sprawia, że autor porusza się wciąż w tych samych, wyjeżdżonych przez samego siebie koleinach. Trudno nie odnieść wrażenia wtórności, kiedy podobny bohater staje przed wciąż tymi samymi problemami egzystencjalnymi, tylko że w różnych – niewątpliwie bardzo pomysłowo i z dbałością o detale stworzonych – okolicznościach. Jest to jeden z minusów „Starości…”, choć trudno nie zauważyć, że wielu pisarzy – również tych uznawanych za największych w historii – krążyło wciąż wokół tych samych tematów.
Dodatkowo czytelników mogą rozczarować niewielkie rozmiary książki. Wiele wątków Dukaj tylko naszkicował, zasugerował i trudno oprzeć się wrażeniu, że ich rozwinięcie mogłoby prowadzić do powstania kolejnego dzieła o objętości zbliżonej do „Lodu”. Czy porzucenie dokładnego wgłębiania się większość tematów jest wadą? Ocena zależy od punktu widzenia, niemniej warto podkreślić, że takie podejście pozwala skoncentrować się na bohaterze i na najważniejszych w książce pytaniach: kim jest człowiek i gdzie zmierza ludzkość?
Dukaj tworzy rozbudowany, przemyślany świat, opisując go oszczędnie i z rzadka dodając szczegóły, jak dodatkowe pociągnięcia ołówka w pobieżnym szkicu; takie, nieprzeciążone detalami przedstawienie ma wiele zalet, choć trudno nie odnieść wrażenia, że autor zaniedbuje niektóre obszary, nadmiernie rozbudowując inne. Dygresyjność mogłaby być usprawiedliwiona w przypadku długiej powieści, jednak przy krótkiej formie narracja powinna być prowadzona ostrożnie, a wszystkie szczegóły precyzyjnie rozmieszczone i obliczone na wsparcie głównego tematu opowieści. Autor „Starości…” momentami ulega swojej skłonności do długich wtrąceń i eksponowania niecodziennych skojarzeń – co wielu jego powieściom dodawało uroku, tu jednak najczęściej przeszkadza.
Bycie jednym z niewielu ocalonych przed zagładą i nieśmiertelność w dającym duże – coraz większe – możliwości mechanicznym ciele nie niweluje ludzkiej samotności i melancholii. Paradoksalnie, to właśnie w momencie, kiedy Grześ zdaje sobie z tego sprawę i odchodzi na pustynię, może odpowiedzieć sobie na pytanie: na ile jestem wciąż człowiekiem? Resztki jego człowieczeństwa wpisane są bowiem w bierność i freudowskie pragnienie unicestwienia; historia głównego bohatera koresponduje z przedstawioną w książce historią ludzkości, wybitej z jednotorowej drogi rozwoju i zatrzymanej w dryfie. Aksolotl zestarzał się, zanim zdążył dojrzeć; nie dowiemy się już, czy dzięki terapii szokowej rzeczywiście przeobraził się w ambystomę.

Bardzo przyjemnie było przeczytać tę recenzję. I bardzo przyjemnie będzie mi zacząć przygodę z prozą Jacka Dukaja, właśnie od tej powieści, od "Starości aksolotla". Później natomiast będę schodził w dół - do "Lodu" i "Innych pieśni". Jacek Dukaj zawsze był gdzieś na obrzeżu mojej uwagi, zawsze w cieniu, najwyższy czas aby wyszedł na scenę.