Edukacja XXI wielu musi się zmienić – przekonują autorzy „Budzącej się szkoły”. Wskazują na największe niedociągnięcia obecnego systemu i proponują swoje rozwiązania.
Uwspółcześnić edukację!
[Margret Rasfeld, Stephan Breidenbach „Budząca się szkoła” - recenzja]
Edukacja XXI wielu musi się zmienić – przekonują autorzy „Budzącej się szkoły”. Wskazują na największe niedociągnięcia obecnego systemu i proponują swoje rozwiązania.
Margret Rasfeld, Stephan Breidenbach
‹Budząca się szkoła›
Szkoła i jakość kształcenia na wszystkich szczeblach to zagadnienia szczególnie szeroko dziś dyskutowane. Rodzice niepokoją się, czy edukacja w obecnym kształcie odpowiednio przygotuje ich dzieci do przyszłego życia i zawodowych sukcesów. Nauczyciele dostrzegają szeroki rozdźwięk pomiędzy wyzwaniami przyszłości a tym, jak funkcjonuje szkoła i tym, co sami mogą zaproponować swoim uczniom. Większość dzieci traktuje szkołę jako zło konieczne, szybko przyzwyczajając się do tego, że nie jest to miejsce, które rozwinie ich pasje i talenty, bo najbardziej liczy się przeciętność i myślenie „pod testowy klucz”.
Tytuł książki „Budząca się szkoła” to także nazwa projektu edukacyjnego, wprowadzanego w życie w szkołach niemieckich przez autorów: Margret Rasfeld, dyrektorkę jednej z berlińskich szkół oraz Stephena Breidenbacha, wykładowcę akademickiego i przedsiębiorcę. Zwracają oni uwagę, że obecna koncepcja szkoły to, jak ujmują, „relikt”, niezmiennie hołdujący rzeczywistości społeczno-kulturowej sprzed dwustu lat. Tymczasem świat zmienia się w błyskawicznym tempie – i pilnie trzeba wprowadzać w życie rozwiązania, które mogłyby uwspółcześnić edukację.
Autorzy poświęcają wiele miejsca na wypunktowanie największych niedociągnięć współczesnej szkoły. Ich przemyślenia nie są czymś szczególnie nowym, na ten temat ukazało się już (także w Polsce) wiele książek i artykułów. Ale cieszy kolejny krytyczny głos, nawołujący do zmian. Rasfeld i Breidenbach stanowczo sprzeciwiają się edukacji nastawionej na rozwiązywanie testów, takiej, w której brakuje kreatywności i autonomii uczenia się. Cenne jest spojrzenie na szkołę – o czym chyba zapomniała już większość nauczycieli i rodziców – nie jako na „placówkę świadczącą usługi edukacyjne”, ale instytucję mocno osadzoną w szerokim kontekście społecznej, kulturowej, a nawet politycznej rzeczywistości. Świadczy o tym między innymi odwołanie się autorów do raportu Klubu Rzymskiego („Ludzki dylemat. Przyszłość i nauczanie”), raportu UNESCO („Edukacja. Jest w niej ukryty skarb”) oraz raportu OECD („PISA i wybór kluczowych kompetencji”).
Najwyższy czas, akcentują autorzy, aby system edukacji otworzyć na nową rzeczywistość. Globalizacja, rewolucja informacyjna – jeszcze nigdy świat nie zmieniał się tak szybko. I tak samo musi zmieniać się model edukacji. Przeczytamy w „Budzącej się szkole” o wprowadzanych eksperymentalnie do szkół interesujących rozwiązaniach, które wspierają indywidualizację kształcenia, rozwijają u uczniów kompetencje społeczne, odpowiedzialność i wyzwalają pozytywne emocje podczas uczenia się. Ważne jest wzmacnianie u dzieci poczucia godności i poczucia przynależności. Autorzy przedstawiają także swoją wizję roli nauczyciela (jako partnera w dialogu podczas wyboru przez ucznia własnych ścieżek i metod) oraz systemu oceniania (opisowego, akcentującego osiągnięcia i obszary wymagające dodatkowej pracy).
Książka dotyczy rzeczywistości edukacyjnej Niemiec, ale jeśli chodzi o bolączki i niedociągnięcia, znajdziemy tu zaskakująco dużo podobieństw do tego, co dzieje się w Polsce. Świat się zmienia, a uczniowie nadal siedzą w ławkach, zauważają autorzy. I skarżą się na „kulturę kart pracy” (preferującej zadania odtwórcze, „wkuwanie” i werbalizm oraz zabijającej niezależność myślenia), na nauczanie i uczenie się dla testów, na bezduszną selektywność systemu edukacji wcześnie determinującego dalszą drogę poszczególnych uczniów. Okazuje się, że również w Niemczech jest rozbudowany system korepetycji; niemieccy rodzice wydają na korepetycje 1,5 miliarda euro rocznie!
Do „Budzącej się szkoły” włączyli się także polscy autorzy. Autorką wstępu do wydania polskiego jest Marzena Żylińska, wykładowca metodyki, od lat zajmująca się innowacjami w kształceniu. O swoich doświadczeniach mówią także dyrektorki kilku „budzących się szkół” w Polsce. Można się przekonać, że całkiem sporo nowatorskich rozwiązań można ewolucyjnie wprowadzać w ramach obowiązującego systemu, stopniowo, bez kosztownych i chaotycznych „rewolucji”.
Podczas lektury może przeszkadzać przebijająca się miejscami trochę hermetyczna „nowomowa” (najprawdopodobniej zaczerpnięta z coachingu). Nie pomaga w tym polskie tłumaczenie, często niezbyt naturalne. Trudno dociec co autorzy i tłumaczka rozumieją pod pojęciem „hierarchia rang”. Zamiast sformułowania: „legislatywa, egzekutywa i sądownictwo” dużo lepiej brzmiałoby ”władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza”. Koniecznie trzeba też poprawić sformułowania fachowe. W odniesieniu do procesu uczenia się mówimy o autonomii, a nie o suwerenności, jak to jest w tytule jednego z podrozdziałów. Nie ma czegoś takiego jak „myślenie dywergentne” – jest natomiast myślenie dywergencyjne. Publikacja miałaby z pewnością większy prestiż, gdyby przejrzał ją recenzent lub redaktor naukowy.
„Budząca się szkoła” to wartościowa książka dla rodziców uczniów. To oni, jako osoby mające dzisiaj ważny głos na temat kształtu szkoły, często postulują wprowadzanie nowych rozwiązań. Intuicyjnie dostrzegają, na jakich obszarach edukacja niedomaga i co trzeba zmienić. Ta książka pozwoli rodzicom usystematyzować doświadczenia i własne obserwacje oraz przygotować ich do racjonalnej dyskusji na temat kondycji szkoły i systemu edukacji.
Osobom, które nie są zawodowo związane ze szkołą, książka uświadomi między innymi, jak odpowiedzialna, wielowymiarowa i wyczerpująca jest praca nauczyciela. Na pewno nie polega wyłącznie na tym, by przeprowadzić lekcję „od dzwonka do dzwonka”, poprawić klasówki i wystawić uczniom oceny, jak się powszechnie uważa. Nauczyciel to opiekun, mentor, terapeuta, osoba, która stawia wyzwania, reaguje na nieprzewidziane sytuacje – stąd musi być odporny psychicznie i mieć sporo dodatkowej (stale uaktualnianej!) wiedzy z przeróżnych dziedzin, nie tylko swojego przedmiotu. Być może zmieni to spojrzenie rodziców na osobę nauczyciela, a nawet sprawić, że będą oni mogli bardziej zaufać pedagogom swoich dzieci?
Dla osób zajmujących się edukacją – „Budząca się szkoła” jest inspirującą książką. Z pewnością wiele podpowiedzi znajdą ci nauczyciele, którzy chcieliby coś zmienić w swoim codziennym dniu w szkole. Są adresy stron internetowych (także polskiej), gdzie można dowiedzieć się więcej. Nigdy nie jest zbyt późno, by zmieniać na lepsze rzeczywistość „kredy, tablicy, ławki i zeszytu” i zacząć patrzeć na szkołę jako na miejsce wszechstronnego rozwijania możliwości uczniów. Szkoła XXI wieku to, jak ujmuje Izabella Gorczyca, dyrektor szkoły No Bell Montessori w Konstancinie-Jeziornie, to szkoła „bez granic (…), która nie stawia barier, nie wtłacza w schemat, nie zmusza do przeciętności”.
