Napisanie czegoś oryginalnego o „Faktotum” nie jest rzeczą prostą. Jeśli znasz inne utwory Bukowskiego i ci się podobały, czytaj. Jeśli znasz i ci się nie podobały, trzymaj się z daleka. A jeśli jeszcze nie znasz – szykuj się na ostrą jazdę.
Chinaski, jesteś wylany!
[Charles Bukowski „Faktotum” - recenzja]
Napisanie czegoś oryginalnego o „Faktotum” nie jest rzeczą prostą. Jeśli znasz inne utwory Bukowskiego i ci się podobały, czytaj. Jeśli znasz i ci się nie podobały, trzymaj się z daleka. A jeśli jeszcze nie znasz – szykuj się na ostrą jazdę.
Charles Bukowski
‹Faktotum›
„Faktotum” to kolejny w dużej mierze autobiograficzny utwór urodzonego w Niemczech autora, koncentrujący się na jego życiu w okresie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu. Oczywiście Bukowski, a właściwie jego książkowe alter ego Henry/Hank Chinaski, nigdy na wojnie nie był i nawet o niej nie pisał – to tylko niezrozumiały odblask, gdzieś daleko za oceanem, którym nie warto sobie zawracać głowy. I takie jest całe życie Chinaskiego/Bukowskiego – gdzieś obok toczy się jakieś życie, jacyś ludzie do czegoś dążą, czymś się zajmują, ale to wszystko jest nic nie warte. A żeby za dużo nie myśleć, najlepiej pić, bo „kiedy pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła”. A oprócz picia są jeszcze kobiety.
Perypetie bohatera są powtarzalne, o czym najlepiej wiedzą czytelnicy znający inne książki Bukowskiego. „Faktotum” jednak oprócz standardowych dekoracji charakterystycznych dla jego twórczości, czyli oparów alkoholu i seksu, eksponuje znacznie wyraźniej wątek poszukiwań pracy. Hank Chinaski to taki gość, co potrafi w jednym króciutkim rozdziale rozpocząć nową pracę, by zostać z niej wylanym przed jego zakończeniem. I tak dziesiątki razy. Brawa dla tego, kto potrafiłby zliczyć wszystkie te zajęcia. Jego dwa lata na dziennikarstwie w college`u nie robią na nikim wrażenia, więc ambitniejsze zajęcia nie są dla niego. Zresztą ambicja to rzecz całkowicie mu obca, ohydna i odrażająca. Dlatego kolejne historie zaczynają się wciąż i wciąż podobnie: „(…) zamknąłem się w pokoju i zacząłem pić. Piłem, nie wychodząc nawet z łóżka, przez jakieś trzy czy cztery dni. Nie mogłem się przemóc, by wziąć do ręki gazetę z ofertami. Sama myśl o tym, że znowu znajdę się naprzeciw jakiegoś siedzącego za biurkiem faceta i będę mu musiał opowiadać, jak mi zależy na pracy, jakie mam nadzwyczajne kwalifikacje, była dla mnie nie do zniesienia. Powiem szczerze: byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić tylko po to, by mieć na jakąś strawę, kąt i odzienie”. A teraz ręka w górę ten, kto choć raz w życiu nie pomyślał dokładnie tak samo jak Chinaski.
Życie Hanka to zatem ciągła wędrówka: przez całe Stany Zjednoczone, przez najróżniejsze zakłady pracy, tory wyścigowe, podrzędne hoteliki, pokoje do wynajęcia, bary, speluny i sklepy monopolowe. Los Angeles, Nowy Jork, Filadelfia, Los Angeles, Miami, Los Angeles, Nowy Orlean, Los Angeles, bo Chinaski zawsze wraca na stare śmieci. Fabryka psich krakersów, szwalnia, hurtownia klocków hamulcowych, fabryka jarzeniówek, sklep z artykułami malarskimi, drogi hotel – oto tylko niektóre z miejsc, w których się zaczepił, by zarobić trochę grosza i móc dalej pić, wegetować i cieszyć się życiem. Bo proszę nie myśleć, że Chinaski jest nieszczęśliwy; on znajduje radość w byciu innym od reszty społeczeństwa, pozbawionym ambicji degeneratem, stuprocentowo egoistycznym hedonistą, hulaką i rozrabiaką. Brzydzi się ludem pracującym, uznając go za zniewolony, podziwiając za to włóczęgów mieszkających pod mostem. Ponad wszystko ceni sobie wolność i niezależność. Problem w tym, że aby zdobyć tę ostatnią, należy mieć pieniądze. I tak Hank wciąż musi się łapać różnych podłych zajęć, zawsze kończąc przygodę w podobny sposób.
Tym co wyróżnia prozę Bukowskiego, poza miejscami wulgarnym językiem i obscenicznymi przygodami bohatera (pod tym względem opowiadania z tomów „
Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” i „
Kłopoty to męska specjalność” są bardziej ekstremalne), są humor i uważne obserwacje życia społecznego. Humor bywa wprawdzie rynsztokowy, ale też autentycznie dowcipny. Przyznać trzeba, że gdyby nie charakterystyczne poczucie humoru autora i dystans do świata, jego teksty byłyby znacznie trudniejsze w odbiorze. Bo choć czytamy o rzeczach przygnębiających, czasem wręcz depresyjnych, jak bezrobocie, alkoholizm, narkomania, hazard, prostytucja, to kpiarski, sprośny ton autora potrafi nam o nich opowiadać w sposób lekki i zabawny jakby to były najzwyczajniejsze rzeczy pod słońcem. Trudno znaleźć drugiego pisarza, który o problemach społecznych pisałby piórem tak lekkim, a przy tym nie brzmiącym fałszywie. Bukowski był w takim świecie unurzany po pachy i nigdy nie starał się specjalnie, by go opuścić lub po prostu nie potrafił tego uczynić. A że przy tym miał niezły dryg do pisania, niemało humoru, odrobinkę wrażliwości i dystans do siebie oraz tego, co widział, jego proza zapada w pamięć. Choć z całą pewnością nie jest ona dla każdego.
