Jego procesem latem 1956 roku żył nie tylko Kraków, ale i cała Polska. Mimo że w tym samym czasie dogorywał w kraju stalinizm, a wiatr przemian, który rozpętał prawdziwą polityczną burzę w październiku, nabierał już mocy. Trudno było uwierzyć, że ten zawsze nienagannie ubrany i przemiły w obyciu mężczyzna jest wielokrotnym zabójcą. W „Eleganckim mordercy” Cezary Łazarewicz przygląda się postaci Władysława Mazurkiewicza.
Seryjni…: Sposób na życie „pana Władka”
[Cezary Łazarewicz „Elegancki morderca” - recenzja]
Jego procesem latem 1956 roku żył nie tylko Kraków, ale i cała Polska. Mimo że w tym samym czasie dogorywał w kraju stalinizm, a wiatr przemian, który rozpętał prawdziwą polityczną burzę w październiku, nabierał już mocy. Trudno było uwierzyć, że ten zawsze nienagannie ubrany i przemiły w obyciu mężczyzna jest wielokrotnym zabójcą. W „Eleganckim mordercy” Cezary Łazarewicz przygląda się postaci Władysława Mazurkiewicza.
Cezary Łazarewicz
‹Elegancki morderca›
Chciałoby się, aby stwierdzenie to było niezaprzeczalną prawdą: Dzisiaj takie rzeczy nie mogłyby się już wydarzyć! Że było to możliwe tylko w tamtych czasach, tuż powojennych, kiedy społeczeństwo było terroryzowane przez „smutnych panów” z legitymacjami Urzędu Bezpieczeństwa czy nawet NKWD, a ludzie znikali nie tylko z własnych domów, ale i wprost z ulic, by niekiedy odnaleźć się po wielu latach uwięzienia bądź zesłania. Albo i nigdy. Kiedy w takich sytuacjach nie zadawano pytań, ponieważ było to równie niebezpieczne co rzekoma działalność antypaństwowa. W takiej epoce przyszło żyć Władysławowi Mazurkiewiczowi, który wykorzystując wszechobecny strach i niepewność, postanowił zapewnić sobie dostatnie życie na koszt innych. Mordując ich i okradając. A niekiedy na odwrót: najpierw okradając, a następnie mordując, aby kradzież nie wyszła na jaw. Jego zbrodnicza działalność trwała przez kilkanaście lat, a jej początek datuje się jeszcze na okres niemieckiej okupacji Krakowa.
Postaci Mazurkiewicza, nieco już zapomnianej, postanowił przyjrzeć się bliżej dziennikarz i publicysta Cezary Łazarewicz, w przeszłości związany z „Gazetą Wyborczą”, „Przekrojem”, „Polityką”, „Newsweekiem”, „Wprost”, a obecnie portalem Wirtualna Polska. Ciekawe książki zdarzyło mu się publikować wcześniej, jak chociażby „Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich” (2013); po „Eleganckim mordercy” zdążył natomiast wydać już kolejną – „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” (2016), również dotykającą bardzo dramatycznych zdarzeń z historii Polski Ludowej. Kim był Mazurkiewicz? Urodził się w Krakowie 27 kwietnia 1911 roku. Jego ojciec, Leon, był drukarzem i w tym też kierunku wykształcił syna, gdy okazało się, że studia na Uniwersytecie Jagiellońskim to jednak dla niego zbyt wysokie progi. Dość wcześnie stracił matkę, która najpierw odeszła z kochankiem (do Warszawy), by później – gdy Władek miał zaledwie dziewięć lat – popełnić samobójstwo. Ten fakt próbowano potem wykorzystać podczas procesu jako okoliczność łagodzącą.
Mazurkiewicz dość szybko zrezygnował z uczciwego zarabiania na życie. Sprzyjały temu czasy. Kiedy po przegranej wojnie z Niemcami wrócił jesienią 1939 roku do Krakowa, od razu nawiązał odpowiednie znajomości – z Polką o niemieckich korzeniach, która na narzeczonego wybrała sobie oficera Gestapo. Naziście nie wypadało osobiście handlować skradzionym Żydom złotem i biżuterią (poza tym zwyczajnie było to ryzykowne), zajmował się więc tym Mazurkiewicz, który nie narzekając od tej pory na brak gotówki, zaczął obracać się w szemranym towarzystwie. Pieniądze łatwo przychodziły, ale i łatwo się rozchodziły. Trzeba było zatem rozejrzeć się za kolejnymi źródłami ich pozyskiwania. Od 1943 roku „pan Władek” postanowił zostać pośrednikiem w okazyjnych, najczęściej niezgodnych z prawem, transakcjach. Znajdował chętnych, którzy wraz z nim udawali się w sekretne miejsca, by najczęściej nigdy już nie wrócić. Ten proceder kontynuował także po zakończeniu wojny. Dlaczego mu ufano? Bo miał nienaganne maniery i zawsze wyglądał bardzo elegancko; na zdjęciach z procesu przypomina przedwojennych amantów filmowych, Aleksandra Żabczyńskiego czy też dostojnego Kazimierza Junoszę-Stępowskiego.
Mazurkiewicz nie mógłby zabijać, gdyby nie powszechne przekonanie ludzi z jego otoczenia, że ma możnych protektorów – w czasie wojny Gestapo, po wojnie UB. To zapewniało mu nietykalność. I tym właśnie tropem podążył Cezary Łazarewicz. Badał nie tylko akta procesowe, wspomnienia obrońcy oskarżonego, legendarnego krakowskiego adwokata Zygmunta Hofmokl-Ostrowskiego, ale także dokumenty zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej; ważnym elementem pracy nad książką była również analiza ukazujących się wówczas w prasie reportaży (przede wszystkim autorstwa Lucjana Wolanowskiego, który miał bezpośredni dostęp do Mazurkiewicza i jego żony). Tym samym odtwarza nie tylko kolejne zbrodnie „pana Władka”, ale i demaskuje matactwa ówczesnego wymiaru sprawiedliwości, który w trakcie rozprawy zrobił wiele, aby nie wyszły na jaw jego powiązania z oskarżonym (vide postawa prokuratora wojskowego Edwarda Jaśki czy adwokata Henryka Wallischa, którzy w 1946 roku mogli powstrzymać łańcuch zbrodni, ale tego nie uczynili).
Stosunkowo mało miejsca autor poświęca pracy Milicji Obywatelskiej, w przeciwieństwie chociażby do Przemysława Semczuka badającego sprawę Zdzisława Marchwickiego, czyli domniemanego „
Wampira z Zagłębia”. Być może było to skutkiem braku dokumentów, jeśli tak – należałoby o tym wspomnieć. Na przykład dowiadujemy się szczegółowo, jak mataczono, by ukryć zabójstwo Józefa Tomaszewskiego, ale brak jest informacji, jak wyglądało śledztwo w sprawie kilku innych morderstw dokonanych przez Mazurkiewicza. Wiadomo wprawdzie, że nie doprowadziły one do wykrycia sprawcy (to stało się w dużym stopniu w wyniku nieszczęśliwego dla niego zbiegu okoliczności), ale na pewno interesujące byłoby przeczytać, dlaczego tak się stało. Jakie kroki podjęła i jakie przy tym błędy popełniła milicja, jakie rozważała hipotezy, kogo w tych sprawach przesłuchiwano, komu przylepiono łatkę podejrzanego. I czy był wśród nich „pan Władek”.
Dużo miejsca zajmują za to cytaty z rozważań Hofmokl-Ostrowskiego i opisy rozpaczliwych prób ratowania przez niego swojego klienta (który zresztą nie ułatwiał mu wcale zadania). Ciekawe o tyle, że mogą być przyczynkiem do dociekań na temat moralności adwokatów, którzy stają w obronie pozbawionych jakichkolwiek ludzkich uczuć zbrodniarzy. Łazarewicz, opisując życie Mazurkiewicza, zachowuje dziennikarski obiektywizm, umiejętnie kreśli przy tym niezwykle istotny dla zrozumienia całości tematu koloryt epoki. Choć może raczej należałoby stwierdzić: jej ponuro-szary obraz. Warto też zwrócić uwagę na pytania, które pojawiają się niejako między wierszami, a dotyczą zachowań wielu Polaków w czasach okupacji hitlerowskiej. Z kart „Eleganckiego mordercy” wcale bowiem nie wyziera portret Krakowa sponiewieranego pod niemieckim butem, którego mieszkańcy żyją w wiecznej trwodze i przerażeniu. Mimo że to właśnie na Wawelu zasiadał Generalny Gubernator doktor Hans Frank…
