Gdyby istniał „sympatiometr” i udałoby się nim zmierzyć poziom pozytywnych uczuć dla Polski i Polaków – to byłby on w Katalonii prawdopodobnie najwyższy w Europie. W „Barcelonie stolicy Polski” znajdziemy na to zaskakująco dużo dowodów.
Bo Polacy i Katalończycy to jedna rodzina…
[Ewa Wysocka „Barcelona stolica Polski” - recenzja]
Gdyby istniał „sympatiometr” i udałoby się nim zmierzyć poziom pozytywnych uczuć dla Polski i Polaków – to byłby on w Katalonii prawdopodobnie najwyższy w Europie. W „Barcelonie stolicy Polski” znajdziemy na to zaskakująco dużo dowodów.
Ewa Wysocka
‹Barcelona stolica Polski›
Naprawdę nas lubią w Katalonii? Tak szczerze? Nie patrzą na nas spod oka, nie przypisują złych intencji? Nie wyciągają żadnych historycznych zaszłości? Nie opowiadają „polskich” dowcipów? Okazuje się, że Polacy cieszą się w Katalonii ogromnym szacunkiem i sympatią. Jeśli w grę wchodzą uwarunkowania historyczne, to mają one wyłącznie pozytywny wpływ na relacje katalońsko-polskie. Owszem, „polskich” dowcipów jest tam mnóstwo, ale… Katalończycy śmieją się w nich najczęściej z samych siebie.
Ewa Wysocka, dziennikarka i wieloletnia korespondentka Polskiego Radia w Hiszpanii, odkrywa przed nami coś, z czego nie zdawaliśmy sobie wcześniej sprawy. Otóż nie tylko Paryż i nie Londyn (jak się powszechnie uważa) są stolicami krajów, ze strony których Polacy otrzymywali w przeszłości wsparcie. Autorka książki dokumentuje wieloletnie relacje katalońsko-polskie w wielu dziedzinach (najwięcej jest ich w kulturze), podąża śladami wielkich Polaków, którzy odwiedzili miasto, odwiedza w Barcelonie „polskie” miejsca. Nie jest to jednak książka-przewodnik po Barcelonie, ale reporterska opowieść o intensywnych i zażyłych kontaktach Katalończyków z Polakami.
Autorka zauważa, że relacje między dwoma narodami nie byłyby tak doskonałe, gdyby nie odległość. „Takie idealizowanie i rozczulanie się nad polskim losem nie byłoby możliwe, gdyby oba kraje sąsiadowały ze sobą”. Coś o tym wiemy, prawda? Bardzo pomogła nam przede wszystkim trudna dla obu nacji historia. I my, i oni, cierpieliśmy w przeszłości z powodu braku własnej ojczyzny i dławiących nasze narody dwudziestowiecznych reżimów. Mało kto wie, że polską flagę wywiesza się w Katalonii wtedy, gdy z jakichś względów nie można wywiesić katalońskiej. Ewa Wysocka pięknie opisuje też działalność Polskiego Konsulatu Honorowego w Barcelonie, który miał pełne ręce roboty zwłaszcza od czasu wybuchu wojny domowej w Hiszpanii. Konsulat wiele razy otrzymywał wymierną pomoc ze strony gospodarzy.
Katalończyków nazywano pogardliwie „Polakami”, jako tych, którzy stawiali opór wobec pomysłu generała Franco na monolityczną (i jednojęzyczną) Hiszpanię. Z czasem to pejoratywne określenie stało się dla nich powodem do dumy: tak, jesteśmy „Polakami”, tymi niepokornymi buntownikami, którzy walczą o katalońską tożsamość. I dla nich, i dla nas, ważną pieśnią jest „L’estaca” Lluísa Llacha, katalońskiego barda śpiewającego dla demokratycznej Hiszpanii. My znamy ten utwór jako „Mury”, w niezapomnianej interpretacji Jacka Kaczmarskiego. Warto zapoznać się bliżej z piękną historią tej pieśni i poznać sylwetkę jej autora.
Chopin, Paderewski, Curie-Skłodowska, Gombrowicz, Rubinstein, Mrożek, Kapuściński, Kantor – to tylko kilka nazwisk wybitnych Polaków, którzy pozostawili w Barcelonie swoje ślady. Ewa Wysocka pisze o tym wyjątkowo zajmująco i niebanalnie, przywołując mniej znane epizody z życia ważnych (i wydawałoby się, dobrze nam znanych) osobistości. Współcześnie, Katalonia jest również bardzo otwarta na naszych ludzi kultury: świetnie przyjmowany jest tam reżyser Krystian Lupa. Problem pojawia się z pisarzami, gdy Katalończycy zmuszeni są wymawiać ich nazwiska. Szczygieł, Chwin, Bieńczyk – to „przekracza możliwości strun głosowych mieszkańców Katalonii”, zauważa z rozbawieniem autorka.
Ale wskazuje też na symetrię relacji: literatura katalońska jest w Polsce mocno obecna (czego dowodem, jak pozwolę sobie zauważyć, była obecność Katalonii jako gościa specjalnego na ostatnich Targach Książki w Warszawie). Katalończycy od lat zachwycają się twórczością Sławomira Mrożka, my z kolei mamy „fenomen Cabré”, co jest – jak pisze autorka – czymś wyjątkowym. Dużym uznaniem cieszy się też w Katalonii polska poezja, tłumaczona m.in. przez Xaviera Farré. Naukę polskiego rozpoczynał od samouczka „Teach yourself Polish”…
A jak to jest z „polskimi” dowcipami, o których wspominałam wcześniej? Otóż pół Katalonii ogląda w telewizji cotygodniowy satyryczny program „Polónia”. Są tam skecze wyśmiewające wydarzenia minionego tygodnia. Dostaje się bez wyjątku wszystkim. Program jest lubiany za to, że jest aktualny, błyskawicznie reaguje na nowe informacje oraz za to, że pojawiają się w nim ucharakteryzowane sobowtóry znanych osób. „Polónia” prowokuje, przełamuje tabu i – wbrew pozorom – jest bardzo opiniotwórcza. „Wisienką na torcie” jest fakt, że program kończy się (wyglądającym cokolwiek z rosyjska) słowem „koniec”! To pamiątka po uwielbianych tam polskich kreskówkach – dobranockach ze studia w Bielska Białej. Sportowym satyrycznym programem jest z kolei… „Crackòvia”, bardzo popularna w całej Hiszpanii.
Ewa Wysocka oczywiście nie zapomina, że Barcelona to przede wszystkim kolebka wielkiego futbolu i rodzinne miasto klubu-legendy FC Barcelona. Piłka nożna jest w jej książce mocno obecna. To właśnie dwaj Polacy są pierwszymi na świecie zagranicznymi piłkarzami, którzy strzelili Barçy gole na Camp Nou (w 1957 roku). Ale wcześniej, w1930 roku kataloński klub był przeciwnikiem Legii podczas inauguracji warszawskiego stadionu Legii.
Książka jest przebogata w fakty i szczegóły, ale są one opowiedziane tak, że ani na chwilę się nie nudzimy i nie czujemy przesytu. Duża w tym rola także niebanalnej szaty graficznej i wielu zdjęć, dokumentujących wieloletnie i wielopłaszczyznowe katalońsko-polskie kontakty. Dosłownie każda strona „Barcelony stolicy Polski” budzi spore zdziwienie, że jesteśmy Katalończykom aż tak bliscy i że lubią nas tak, powiedzmy sobie, bezinteresownie. Być może wyjątkiem jest polska kuchnia, której nasi sympatycy z drugiej strony kontynentu nie do końca rozumieją i nie wszystkie nasze sztandarowe produkty uznają za przysmaki.
Bardzo dobrze, że powstała ta książka. „Barcelona stolica Polski”, pełna humoru i pozytywnej energii, przynosi ze sobą sporo wiedzy nie tylko o Katalonii i jej stolicy, ale też o nas, Polakach. Autorka nie kryje: nasze wzajemne sympatie są pochodną wielu wydarzeń. Znaczenie ma także to, że w naszym porozumieniu nie ma przymusu ani zobowiązań. Ale czy to ważne? Miło wiedzieć, że na przeciwnym końcu europejskiego kontynentu jest ktoś tacy jak Katalończycy – może o Polsce zbyt wiele nie wiedzą, ale za to potrafią okazać nam szczerą sympatię. I my, i oni – to jedna rodzina. Kto nie wierzy, niech sięgnie po tę książkę.
