„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” powstały w – najbardziej płodnym dla Philipa Dicka – 1964 roku. Od razu też weszły do kanonu literatury science fiction, wynosząc pisarza na piedestał. Najbardziej zaskakujący jednak zdaje się fakt, że nawet w czterdzieści lat po wydaniu powieść ta nie traci nic na swojej aktualności. Więcej nawet – wciąż zaskakuje świeżością i oryginalnością pomysłów.
Siedem kręgów Raju
[Philip K. Dick „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” - recenzja]
„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” powstały w – najbardziej płodnym dla Philipa Dicka – 1964 roku. Od razu też weszły do kanonu literatury science fiction, wynosząc pisarza na piedestał. Najbardziej zaskakujący jednak zdaje się fakt, że nawet w czterdzieści lat po wydaniu powieść ta nie traci nic na swojej aktualności. Więcej nawet – wciąż zaskakuje świeżością i oryginalnością pomysłów.
Philip K. Dick
‹Trzy stygmaty Palmera Eldritcha›
W życiu Philipa Dicka od najmłodszych lat rzeczywistość przeplatała się z metafizyką, szaleństwo z geniuszem. „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” są znakomitym dowodem na potwierdzenie tej tezy. Jak sam pisarz przyznał, powieść ta powstała w okresie „napędzanej amfetaminą eksplozji twórczej”. Poprzeczka ustawiona była zresztą niezwykle wysoko. Zaledwie rok wcześniej (1963) autor „Ubika” uhonorowany został Nebulą za „Człowieka z Wysokiego Zamku”. Wydane natomiast w następnym roku „Marsjański pościg w czasie” oraz „Doktor Bluthgeld” podsycały jedynie apetyt; fani pisarza mieli więc prawo oczekiwać kolejnego arcydzieła. I doczekali się. Co ważniejsze, nie było to ostatnie arcydzieło w jego twórczym dorobku. „Stygmaty” doczekały się już trzech wydań w Polsce, co – jak na warunki naszego rynku literatury fantastycznej – jest wynikiem co najmniej przyzwoitym. Tym bardziej że powieść wcale nie obiecuje rozrywki lekkiej, łatwej i przyjemnej. Jest dokładnie na odwrót! Historia Palmera Eldritcha to dzieło wymagające skupienia i – nie, to nie żart – pewnego zasobu wiedzy teologicznej. Dopiero czytelnik wyposażony w taki „oręż” zdoła odkryć wszystkie zakamarki pokrętnego, ale i fascynującego umysłu pisarza oraz jego duszy.
Jednym z trzech głównych bohaterów powieści jest Barney Mayerson – jasnowidz zatrudniony na etacie prognostyka mody w nowojorskiej siedzibie firmy Perky Pat Layouts. Jej właścicielem zaś jest Leo Bulero. Firma ta, przynajmniej oficjalnie, zajmuje się produkcją miniaturowych światów Perky i Walta, które rozprowadzane są w całym Wszechświecie, wszędzie tam, dokąd Organizacja Narodów Zjednoczonych wysyła swoich ziemskich kolonistów. Zestawy te mają im przypominać lepsze, „ziemskie” życie. By jednak całkowicie spełniały swoje katarktyczne zadanie, koloniści, na co dzień żyjący w straszliwych warunkach, muszą przenieść się swymi umysłami do świata Perky Pat. To z kolei umożliwia im narkotyk Can-D – również rozprowadzany przez P. P. Layouts, tyle że… nielegalnie. Nie trzeba chyba dodawać, że oba interesy przynoszą kokosy, jeden zaś nie może istnieć bez drugiego. W ten poukładany świat Leo Bulera wkracza jednak pewnego dnia tajemniczy Palmer Eldritch, postać dosłownie „nie z tego świata”. Przed laty wyprawił się on do dalekiego i wrogiego Ziemianom Układu Proximy, teraz natomiast – po dziesięciu latach całkowitego milczenia – powrócił, przywożąc ze sobą zupełnie nowy narkotyk, Chew-Z. Używka ta może wyprzeć z rynku Can-D, dlatego też wyjątkowo alergicznie na powrót Eldritcha reaguje Bulero. Tym bardziej że nowy „produkt” wprowadzany jest na rynek pod bardzo chwytliwym sloganem reklamowym: „Bóg obiecuje życie wieczne – my je dajemy”!
Kim jest Palmer Eldritch? Czym jest Chew-Z? Jak ma wyglądać agresywnie reklamowane „życie wieczne”? – pytania te zadaje sobie nie tylko Bulero. Ale tylko on stara się za wszelką cenę, ryzykując nawet własnym życiem, znaleźć na nie odpowiedzi. Odnajduje więc Eldritcha, a raczej „to”, co się za niego podaje, i – nafaszerowany przezeń narkotykiem – przekracza granicę Raju, choć to, co go tam spotyka, kojarzyć może się raczej z kolejnymi kręgami Piekła Dantego. Wraz z Bulerem wkraczamy do nowego świata, jednocześnie wkraczając na wyższy poziom dyskursu filozoficzno-teologicznego, jaki Dick nawiązuje z czytelnikiem. Sypią się kolejne pytania, głównie o naturę Eldritcha, a poniekąd również o naturę samego Boga. Czym jest teofania? Czy w rzeczywistości istnieje Heglowski Bóg-zwodziciel? Co współczesnemu człowiekowi może ofiarować monoteistyczna religia? Czy, zgodnie z przekonaniem marksistów i leninowców, nie jest ona jedynie „opium dla mas”? Amerykański pisarz wskazuje nam pewne tropy, za którymi podążamy, szukając Prawdy. Szukają jej także bohaterowie powieści – Mayerson, Bulero, religijna fanatyczka Anne Hawthorne (lecąca wraz z Barneyem na Marsa) – wierząc w to, że Prawda ich wyzwoli. Możemy się domyślać, że chodzi przede wszystkim o wyzwolenie od… Palmera Eldritcha – Boga czy Szatana?
Książka nafaszerowana jest symbolami religijnymi. Odkrywanie ich to prawdziwa intelektualna uczta. „Stygmaty” oddają też jednak pewne zagubienie pisarza, kryzys jego wiary, gnostyckie poszukiwania i podatność na heretyckie – wobec nauki Kościoła katolickiego – poglądy biskupa episkopalnego Kalifornii Jamesa A. Pike’a, z którym Dick zaprzyjaźnił się w roku powstania powieści (a którego sportretował wiele lat później w „Transmigracji Timothy’ego Archera”). Powieść ta jest dziełem wielowątkowym i wielowymiarowym; w recenzji nie sposób wskazać wszystkie płaszczyzny dramatu. Warto jednak zwrócić uwagę chociażby na obraz Ziemi, chylącej się ku katastrofie ekologicznej – prędzej czy później ma doprowadzić do niej wciąż rosnąca na planecie temperatura … Czy też wizję „baniogłowych”, to znaczy ludzi, którzy poddają się terapii ewolucyjnej niemieckiego doktora Denkmala, poszerzając w ten sposób możliwości swego umysłu… Świat wykreowany przez Dicka ewidentnie przeraża. Prawdę napisali więc wydawcy na okładce, reklamując „Stygmaty” jako „niepokojącą wizję przyszłości”, „między horrorem a groteską”. Groteskowy jest bowiem nade wszystko sam Palmer Eldritch ze swoimi „boskimi” atrybutami. Osobom spotykającym się z nim, Bulerowi czy Mayersonowi, wcale jednak nie jest do śmiechu – ta groteska wywołuje cierpnięcie skóry.
W „Trzech stygmatach Palmera Eldritcha” Dick oddaje hołd swoim ulubionym pisarzom grozy – Nathanielowi Hawthorne’owi
1) (jego nazwiskiem ochrzcił marsjańską kochankę Mayersona) oraz H. P. Lovecraftowi (z twórczości którego zaczerpnął nazwisko tytułowego bohatera
2)). Powieścią tą nie zamyka też wcale tematu religijnego w swojej twórczości. Będzie do niego wracał jeszcze wielokrotnie – najpełniej w tzw. trylogii „VALIS” (czyli w powieści tytułowej, „Bożej inwazji” i wspomnianej już „Transmigracji”). Po przeczytaniu „Stygmatów” warto zatem sięgnąć i po te książki. Pozwolą one przybliżyć się do odkrycia prawdziwej natury Palmera Eldritcha.

1) Hawthorne znany jest w Polsce przede wszystkim jako autor „Szkarłatnej litery”; ma też jednak na koncie takie „opowieści niesamowite”, jak „Dom o siedmiu szczytach” czy „Marmurowy faun”.
2) Szkockie „eldritch” tłumaczy się jako „upiorny, niesamowity”. To – jak podaje Lawrence Sutin – „ulubiony przymiotnik Lovecrafta i innych autorów z epoki Weird Tales w latach dwudziestych i trzydziestych”.