Kiedy Amerykanin podróżuje po Wielkiej Brytanii, muszą dziać się rzeczy nieprzewidziane i zabawne. W „Herbatce o piątej!” znajdziemy sporo ciekawych faktów o Zjednoczonym Królestwie i jego mieszkańcach. Bryson zauważa także, że kraj ten w XXI wieku niekoniecznie zmienia się na lepsze.
Linią Brysona z południa na północ
[Bill Bryson „Herbatka o piątej!” - recenzja]
Kiedy Amerykanin podróżuje po Wielkiej Brytanii, muszą dziać się rzeczy nieprzewidziane i zabawne. W „Herbatce o piątej!” znajdziemy sporo ciekawych faktów o Zjednoczonym Królestwie i jego mieszkańcach. Bryson zauważa także, że kraj ten w XXI wieku niekoniecznie zmienia się na lepsze.
Bill Bryson
‹Herbatka o piątej!›
„Herbatka o piątej!” jest kontynuacją wydanych w 1995 roku „Zapisków z małej wyspy”, relacji z pierwszego bliższego spotkania Billa Brysona z Wielką Brytanią. Już wtedy autor dał się poznać jako wnikliwy obserwator, zagłębiający się w często skomplikowane kulturowe aspekty brytyjskiego stylu życia. Obdarzony specyficznym poczuciem humoru i absurdu oraz ostrym językiem, opisywał je z życzliwością, ale też nie bez uszczypliwości.
Nie inaczej jest w drugiej części. Bill Bryson powraca do wędrówek po Wielkiej Brytanii po dwudziestu latach już jako jej mieszkaniec, a jednocześnie – kandydat do obywatelstwa brytyjskiego tuż przed obowiązkowym egzaminem z wiedzy o kraju. (Pisze o tym w prologu, nie szczędząc złośliwości pod adresem autorów podręcznika przygotowującego do testu). Bryson przygląda się Wielkiej Brytanii z bardzo specyficznej perspektywy: jako rodowity Amerykanin jest osobą „z zewnątrz”, ale jednocześnie po wielu latach pobytu w kraju jest także do pewnego stopnia kimś stąd. Ciągle jednak doświadcza on zdumiewających sytuacji, których nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć ani zrozumieć, pomimo doskonałej znajomości niemal wszystkiego, co z Brytyjczykami się wiąże.
Nietypowy jest szlak podróży autora. Wyznaczył on sobie „linię Brysona”, czyli najdłuższą odległość z południa na północ Wielkiej Brytanii, którą można pokonać w całości po stałym lądzie. Jest ona zaznaczona na mapie zamieszczonej w książce. Autor traktuje tę trasę jako orientacyjną i umowną, po drodze będzie się od tej linii oddalał, nawet znacznie, na przykład podczas wypadu do Kornwalii. Bryson stara się nie odwiedzać tych samych miejscowości co dwadzieścia lat temu przy okazji pisania pierwszej książki, ale powroty się zdarzają – i bardzo dobrze, bo trzeba przyznać, że ich opisy to jedne z najciekawszych fragmentów w „Herbatce o piątej!”. Są to obrazy zmieniającego się świata, dające czytelnikom bardzo dużo do myślenia.
Bill Bryson dokonuje tutaj – by posłużyć się modnym słowem – swoistej dekonstrukcji „brytyjskości”. Jest to czysta wiwisekcja – czasem bezlitosna, innym razem – pełna empatii i zrozumienia, chwilami też – nostalgii. Wszystko jest oczywiście podszyte specyficznym poczuciem humoru, który – trzeba to zauważyć – u Brysona bardzo wysubtelniał. Dawniej znacznie częściej zdarzały mu się rubaszne, wywołujące rechot (a nie śmiech) sytuacyjne żarty, obecnie – prawie ich nie ma, co uważam za zmianę na lepsze.
Autor opisuje swoje spotkania z personelem hoteli, barów, restauracji, podczas których zawsze musi zdarzyć się coś nieprzewidywanego. Na własnej skórze sprawdza dane o częstotliwości wypadków, gdy pasące się krowy zabijają ludzi (a ponieważ książka została dokończona i wydana, nie będzie spoilerem, jeśli napiszemy, że autor uniknął tego, co w Zjednoczonym Królestwie spotyka zaskakująco dużo osób). Próbuje rozgryźć sekret „trainspotters” (hobbystów zapisujących numery boczne napotykanych lokomotyw) – to typowo brytyjska rozrywka, nie do końca wiadomo, czemu służąca. Innym specyficzną skłonnością mieszkańców jest obsesyjna wręcz przynależność do różnego rodzaju stowarzyszeń (Towarzystwo Słupków Triangulacyjnych to jeden z przykładów, wcale nie najbardziej ekscentryczny). Autor zgłębia także tajemnice numeracji brytyjskich dróg, choć korzysta głównie ze środków publicznego transportu, pociągów i autobusów, co – przy okazji poszczególnych etapów modernizacji i cięcia kosztów – staje się nieraz nie lada wyzwaniem.
Bill Bryson nie poprzestaje jednak na sensacyjnej i humorystycznej stronie swoich wędrówek. Możemy tu znaleźć naprawdę wiele interesujących szczegółów dotyczących poszczególnych miejscowości oraz zamieszkujących je znanych osób. Poznamy między innymi nowe oblicze Arthura C. Doyle’a, Lewisa Carrolla, dowiemy się, dlaczego w Wielkiej Brytanii nie przeprowadzono zamachu na generała Eisenhowera, choć okoliczności temu sprzyjały, gdzie Rowan Atkinson chodził do szkoły i gdzie zmarła Jane Austen. W całej książce obecne są miejsca światowego dziedzictwa UNESCO oraz obiekty znajdujące się pod opieką National Trust (organizacji chroniącej zabytki narodowe). Taka pozaprzewodnikowa wiedza o tych wartych poznania miejscach oraz historycznych wydarzeniach może być przydatna i inspirująca.
Nowym elementem w pisarstwie Brysona – w porównaniu z „Zapiskami z małej wyspy” jest swoista refleksyjność. Autor tropi absurdy już nie tylko po to, aby je „obśmiać”, ale także po to, by pokazać, że są one niepożądanymi skutkami zmian czynionych – rzekomo – w imię postępu i „łatwiejszego życia”. Pyta: po co za wszelką cenę ma się rozrastać lotnisko Heathrow? Dlaczego developerzy koniecznie muszą wchodzić na tereny o szczególnie cennych walorach widokowych czy przyrodniczych? Czy nasza cywilizacja powinna się rozwijać przeciwko nam? Czy dobra dla człowieka jest idea postępu – dla samego postępu?
Te pytania zawsze pobrzmiewają w tle, gdy autor powraca po latach do odwiedzanych wcześniej miejscowości. W większości – zmienione nie po poznania, z nieczynnymi lokalami, pozamykanymi zakładami produkcyjnymi, niedające mieszkańcom poczucia bezpieczeństwa. Każdy rok przynosi zmiany na gorsze, i nie jest to li tylko bezkrytyczne opłakiwanie minionej rzeczywistości przez kogoś, kto jest przeciwny jakiemukolwiek rozwojowi. Wiele przemyśleń budzi ten nakreślony przez Brysona smutny obraz świata ulegającego technicyzacji i komercjalizacji, przy braku jakiejkolwiek świadomości skutków dla naszej jakości życia. I obraz nas samych – czytających idiotyczne kolorowe pisma, odmóżdżonych, nieinteresujących się szerszą rzeczywistością.
„Herbatka o piątej!” doczekała się nawet posłowia autora po ogłoszeniu referendum w sprawie „Brexitu”. Bill Bryson wyraża przypuszczenie, ze być może są to ostatnie lata, w których widzimy Wielką Brytanię w obecnym kształcie. Choć książka jest z gatunku lekkich i dowcipnych, z pewnością stanie się cenną i ciekawą kroniką, dokumentującą przemiany w tym kraju – uwarunkowane globalizacją i technicyzacją.
