„W poszukiwaniu zera” Amira D. Aczela jest przede wszystkim pozycją popularnonaukową, ale niedaleko jej także do literatury podróżniczej, autobiografii, traktatu filozoficznego, a nawet reportażu śledczego.
„Jesteś zerem” – to komplement!
[Amir D. Aczel „W poszukiwaniu zera” - recenzja]
„W poszukiwaniu zera” Amira D. Aczela jest przede wszystkim pozycją popularnonaukową, ale niedaleko jej także do literatury podróżniczej, autobiografii, traktatu filozoficznego, a nawet reportażu śledczego.
Amir D. Aczel
‹W poszukiwaniu zera›
To, niestety, ostatnia już książka amerykańskiego naukowca oraz popularyzatora matematyki. Amir D. Aczel zmarł przedwcześnie dwa lata temu. Pozostawił w swoim dorobku wiele publikacji, przybliżających fascynujące zagadnienia królowej nauk.
Do takich tematów należy bez wątpienia kwestia pochodzenia liczb oraz rozwoju ich idei w dziejach ludzkości. Jak to się stało, że potrafimy obecnie posługiwać się skomplikowanymi liczbowymi formułami? Czy liczby zostały przez ludzi wynalezione czy odkryte? Między innymi te wątki pojawiają się w tej ciekawie i lekko napisanej książce Aczela.
Autor zdradza, jak doszło do tego, że zaczął fascynować się liczbami i wybrał matematykę jako przedmiot swoich studiów. Cofa się do lat swojego dzieciństwa, bardzo nietypowego, podczas którego miał okazję zaprzyjaźnić się z pewnym byłym doktorantem z moskiewskiej uczelni, Lacim. Jego talent pedagogiczny oraz wielki wpływ na rozwój intelektualny Aczela wyznaczyły dalszą drogę chłopca, który z czasem podjął studia w Stanach Zjednoczonych.
Aczel nigdy nie zapomniał lekcji, które dawał mu jego dawny opiekun Laci. Po latach, jako dorosły profesor z uznanym dorobkiem naukowym, wybrał się w daleką podróż, aby spróbować odpowiedzieć na szereg pytań, które nurtowały go, gdy był dzieckiem. Jednym z najważniejszych było: skąd wzięło się zero? Jak na przestrzeni lat rozwijała się jego koncepcja? Pewna była tylko jedna kwestia: liczba zero na pewno nie była odkryciem (wynalazkiem?) naukowców z Europy, źródeł należało poszukiwać w dorobku nauki, filozofii Wschodu oraz wśród zabytków materialnych. Jeszcze do lat trzydziestych XX wieku najstarszym znanym wizerunkiem zera była inskrypcja na świątyni w Indiach z połowy IX wieku.
Towarzyszymy autorowi w wyprawie do Indii, Tajlandii i Kambodży – tam bowiem znajdują się najstarsze obiekty związane z poszukiwaniami autora. Zanim jednak o tym przeczytamy, Aczel bardzo przystępnie opowiada nam historię zera – wspominając także o udokumentowanej znajomości tej liczby przez przedstawicieli cywilizacji Majów. Specyficzna notacja sprawiła jednak, że ta koncepcja nie była przełomowa dla dalszego rozwoju systemu liczbowego – tak, jak się to stało za sprawą zera i jego idei pochodzącej z Azji.
Książka nie jest jakoś specjalnie obszerna, ale tych nieco ponad dwieście stron okazuje się nadzwyczaj pojemnych jeśli chodzi o treść. Autor zawarł tutaj wiele rozważań dotyczących historii nauki, opowiedzianej z punktu widzenia filozofii wschodu. Analizuje system religijny hinduizmu, buddyzmu i dżinizmu oraz odwołuje się do dawnych pism filozoficznych. Zajmuje się także współczesnymi zagadnieniami filozofii matematyki. To robi wrażenie i jest dla nieznającego tych zagadnień czytelnika (zwłaszcza wychowanego w cywilizacji zachodniej) cennym uzupełnieniem jego wiedzy. Proszę się nie obawiać, że nie poradzimy sobie ze zrozumieniem tych koncepcji, autor bardzo dba, aby nie zanudzić. Pomaga tu także odwoływanie się do… erotyki i seksu. Filozofia Wschodu skłania do pojmowania koncepcji zera w specyficzny, holistyczny sposób: ta abstrakcyjna matematyczna idea wywodzi się z buddyjskiej koncepcji pustki i łączy się z docieraniem do sensu istnienia i nieistnienia oraz zgłębiania tajemnicy stworzenia – także w sensie fizycznym, biologicznym. „Seks, logika i matematyka są ze sobą powiązane”, dostrzega autor.
Wspaniałe są liczne ciekawostki dotyczące liczb i ich niezwykłych właściwości, towarzyszące nam cały czas podczas lektury książki. Autor na przykład już na 26 stronie wyjaśnia (niemal czarodziejską) zasadę ciągu Fibonacciego, co sprawia, że zaczynamy patrzeć na arytmetykę jak na coś fascynującego. Dalej zgłębiamy też tajemnicę kwadratów magicznych, liczb pierwszych, a także historię ciekawych twierdzeń dotyczących innych liczb. Pod tym względem ”W poszukiwaniu zera” może być wielką inspiracją dla młodych czytelników, interesujących się matematyką. Aczel przybliża też wiele sylwetek wybitnych naukowców.
Pod koniec książka bardzo upodabnia się do „Poszukiwaczy zaginionej arki” – warto to sprawdzić osobiście! Ambicją autora jest odnaleźć możliwie jak najwcześniejszy zapis liczby zero – i rzeczywiście go odnajduje, a okoliczności są chwilami bardzo dramatyczne. Odkrycie Aczela wnosi bardzo wiele nowej wiedzy na temat historii koncepcji liczby zero: dociera do najstarszego znanego zapisu, pochodzącego z siódmego stulecia przed naszą erą. Nie zdradzę jednak jak i gdzie autor go odnajduje.
Rozczarować może trochę nie do końca zrealizowana zapowiedź na okładce: odyseja do źródła pochodzenia liczb. O ile ich koncepcja została wyjaśniona wnikliwie i niebanalnie, to jednak nie do końca uzyskamy odpowiedź na (sygnalizowane na początku książki) pytanie skąd wzięły się cyfry jako całość, w jaki sposób utrwalił się ich zapis i czy rzeczywiście wykształciły się z cyfr aramejskich. Może też jak na książkę popularnonaukową, jest tu zbyt wiele szczegółów, nazwijmy to, pozamatematycznych, zwłaszcza pod koniec, ale to może być kwestią gustu.
„W poszukiwaniu zera” Amira D. Aczela wnosi jednak naprawdę wiele do naszej ogólnej wiedzy dotyczącej matematyki, a zwłaszcza zagadnień związanych z liczbami. Pozostawia nas ze świadomością, jak ważne jest zero: nie tylko wyraża pojęcie braku czegokolwiek, ale dzięki niemu możemy wykonywać skomplikowane obliczenia arytmetyczne. Bez takiego rozumienia zera nie powstałby obecnie stosowany dziesiętny system liczbowy, nie stosowalibyśmy ciągów zer i jedynek w informatyce. Czyżby nadszedł czas na rewizję potocznego określenia: „jesteś zerem”? Po lekturze tej książki tak właśnie należałoby zrobić, bo ten epitet nie brzmi już obraźliwie, ale dumnie i zamienia się w komplement!
