„Widzi mi się” potwierdza, że Zadie Smith to eseistka przekorna, czasem ironiczna, a nawet autoironiczna. Ale przede wszystkim – bardzo dobra obserwatorka i osoba ciekawa świata.
Zadie Smith uzupełnia swoje braki w wiedzy
[Zadie Smith „Widzi mi się” - recenzja]
„Widzi mi się” potwierdza, że Zadie Smith to eseistka przekorna, czasem ironiczna, a nawet autoironiczna. Ale przede wszystkim – bardzo dobra obserwatorka i osoba ciekawa świata.
Zadie Smith
‹Widzi mi się›
Na każdą książkę Zadie Smith czeka się z niecierpliwością, niezależnie od tego, czy zapowiadana jest powieść czy tom esejów. Nic dziwnego, autorka mając zaledwie 25 lat opublikowała swoją debiutancką powieść „Białe zęby” (rok 2000), która została entuzjastycznie przyjęta przez czytelników i doczekała się wielu nagród. Z kolei powieść „O pięknie” z 2005 roku znalazła się w finale nagrody Bookera. Oprócz tego autorka w ostatnich latach chętnie udziela wywiadów, z zaangażowaniem wypowiadając się na temat współczesnych przemian społeczno-kulturowych na świecie i kształtując opinię publiczną.
Przyznam się, że wolę Zadie Smith jako eseistkę aniżeli powieściopisarkę. Dwie jej ostatnie powieści: „NW” oraz „
Swing Time” u mnie osobiście budzą niedosyt i trochę rozczarowują. Być może również dlatego, że są mocno osadzone w brytyjskich realiach i kodach kulturowych, nie do końca możliwych do odczytania przez kogoś, kto nie jest mieszkańcem Wielkiej Brytanii.
Gdy zapowiedziano „Widzi mi się”, cieszyłam się więc, że znów będę mieć okazję do obcowania z niebanalnymi, pełnymi ciekawych obserwacji tekstami Zadie Smith – tak jak to było w przypadku „Jak zmieniałam zdanie” (wydanego u nas w 2010 roku). Te oczekiwania częściowo zostały spełnione.
Sięgając po „Widzi mi się”, warto mieć przede wszystkim świadomość, że tom składa się z tekstów autorki nienowych, publikowanych w prasie angielskojęzycznej w latach 2010 – 2017. Tytuły gazet to górna półka: Zadie Smith współpracuje między innymi z brytyjskim dziennikiem „The Guardian”, czasopismem „Harper’s Magazine” oraz amerykańskim dwutygodnikiem „The New York Review of Books” i tygodnikiem „New Yorker”. To tylko niektóre źródła, z których pochodzą zebrane eseje. Bardzo dobrze, że taki wybór się ukazuje, ostatecznie niewielu z nas systematycznie czyta zagraniczną prasę i nie ma okazji dotrzeć do tekstów Zadie Smith publikowanych na bieżąco. (Budzi to trochę u polskiego czytelnika pragnienie, aby i u nas był choć jeden szeroko czytany tytuł, w którym byłoby tyle miejsca na eseje, recenzje i inne okołoliterackie formy publicystyczne).
„Jedną z moich pobudek do pisania jest to, że oferuje ono jaką taką sposobność do uzupełniania, na własną rękę, w skromnym zakresie, braków w wiedzy”, wyznaje Zadie Smith w eseju „Kilka uwag o nastrojeniu”. Rzeczywiście, ta motywacja, będąca ukłonem w stronę postawy Sokratesa, może być przekonująca. Tym bardziej, że zachodzi zjawisko sprzężenia zwrotnego: czytelnik czyni rzecz podobną (choć nie wyłącznie) – sięgając na przykład po eseje Zadie Smith po to, by czegoś się nauczyć lub przynajmniej poznać inny od swojego punkt widzenia. Jednak wgłębiając się w lekturę, nie możemy oprzeć się wrażeniu, że to czysta kokieteria ze strony autorki, która swobodnie żongluje nazwiskami, tytułami, faktami, interpretuje, dekoduje, chwali i krytykuje, tropi powiązania, demaskuje wiele kulturowych zjawisk. Jak na przykład w tekście „Pokolenie »dlaczego«”. Esej powstał w 2010 roku, ale upływ czasu i to, co dzisiaj wiemy o Facebooku i mechanizmach mediów społecznościowych sprawia, że tekst nabiera nowych znaczeń. Świetne jest omówienie powieści „Budda z przedmieścia” Hanifa Kureishiego, której lektura była dla Zadie Smith doświadczeniem pod wieloma względami przełomowym.
Możemy się przy okazji przekonać, że kultura anglosaska jest oczywiście globalna i uniwersalna, ale tylko do pewnego stopnia. Zadie Smith dużo miejsca poświęca temu, co hermetyczne i zrozumiałe tylko dla tych, którzy aktywnie uczestniczą w życiu społeczno-kulturalnym w Wielkiej Brytanii oraz USA. Sama autorka dzieli swój czas pomiędzy oba te kraje, obecnie jest wykładowczynią na Uniwersytecie Nowojorskim. Dlatego pewnym kłopotem dla polskiego czytelnika będzie z pewnością to, że „Widzi mi się” zawiera teksty dotyczących wielu nieznanych u nas twórców, realiów czy kodów kulturowych. Jeśli więc nie interesujemy się dogłębnie rapem, nie wszystko będzie dla nas zrozumiałe w tekście „Pan Hova dom zbudował”, w którym Smith analizuje (i ceni wysoko) twórczość Jaya-Z. Podobnie będzie z „Przyszywanymi braćmi”, nawiązującymi do programu komediowego „Key and Peele”, którego emisja zakończyła się w amerykańskiej telewizji trzy lata temu. Równie niełatwy w odbiorze, choć inspirujący intelektualnie, jest zbiór felietonów z „Harper’s Magazine”. Przeczytamy w nich na przykład o prozie Sharify Rhodes-Pitts (piszącej o tym, że Harlem to miejsce-nigdzie), o tym, że „jamajska fleksja stała się modna wśród białych brytyjskich nastolatków” i o tym, że proza Geoffa Dyera jest „bezklasowa”.
Jeśli tylko jesteśmy tego rodzaju czytelnikami, którzy – jak wyżej pisałam – są zainteresowani uzupełnianiem wiedzy i chętnie czytają nie tylko o tym, co już dobrze znają, z lektury będziemy zadowoleni. Trzeba jednak zaznaczyć, że autorka poprzeczkę zawiesiła bardzo wysoko. Niezłym wsparciem będzie z pewnością zamieszczony na końcu książki wykaz dzieł omawianych w tekstach, nawet z uwzględnieniem informacji o polskich tłumaczeniach. Do pełnego zadowolenia (i przejrzystości) brakuje mi tutaj jeszcze indeksu postaci oraz tytułów dzieł (filmów, książek, itp.), omawianych w tekstach przez autorkę – taki indeks jest w angielskojęzycznym wydaniu poprzedniego tomu esejów „Changing My Mind”.
Pomijając te przeszkody, poprzez lekturę „Widzi mi się” mamy znakomitą okazję do nawiązania intelektualnego dialogu z jedną z najciekawszych osobowości współczesnej literatury światowej. Zadie Smith jest bystrą obserwatorką świata, formułuje wyraziste i przenikliwe opinie, a przede wszystkim jest głęboko zanurzona w kulturze i jej różnorodnych zjawiskach, którą potrafi zajmująco interpretować. Warto podążyć jej tropami.
