O wznowionej właśnie przez superNOWĄ powieści „Cała prawda o planecie Ksi” klasyka polskiej literatury science fiction, Janusza A. Zajdla, nie da się – z perspektywy ponad dwudziestu lat, które minęły od czasu jej powstania – napisać pochwalnego hymnu. Taki już jest los książek, których treść jest ściśle podporządkowana aktualnej sytuacji społeczno-politycznej – po latach niebezpiecznie się starzeją i tracą na świeżości.
Rewolucja w przestworzach
[Janusz A. Zajdel „Cała prawda o planecie Ksi. Drugie spojrzenie na planetę Ksi” - recenzja]
O wznowionej właśnie przez superNOWĄ powieści „Cała prawda o planecie Ksi” klasyka polskiej literatury science fiction, Janusza A. Zajdla, nie da się – z perspektywy ponad dwudziestu lat, które minęły od czasu jej powstania – napisać pochwalnego hymnu. Taki już jest los książek, których treść jest ściśle podporządkowana aktualnej sytuacji społeczno-politycznej – po latach niebezpiecznie się starzeją i tracą na świeżości.
Janusz A. Zajdel
‹Cała prawda o planecie Ksi. Drugie spojrzenie na planetę Ksi›
Przed rokiem superNOWA wznowiła „Paradyzję” Janusza Zajdla. Powieść tę specjaliści od polskiej fantastyki zgodnie uznają za jedną z najważniejszych nie tylko w dorobku pisarza, ale i w całym gatunku. Po dwudziestu latach straciła ona jednak zdecydowanie na ostrości – czytana w kompletnie odmiennej sytuacji politycznej, nie robi już takiego wrażenia jak w 1 połowie lat 80.. Przede wszystkim rozpłynął się gdzieś jej demaskatorski charakter. Praktycznie te same uwagi można by powtórzyć pod adresem wcześniejszej o dwa lata „Całej prawdy o planecie Ksi”. I jednocześnie zadać sobie pytanie: po co wznawiać dzieło, któremu daleko jest do doskonałości? Wydawca znalazł sobie jednak zgrabne alibi – do właściwego tekstu dorzucił jeszcze autorski konspekt i trzy rozdziały nigdy nie dokończonej powieści Zajdla pt. „Drugie spojrzenie na planetę Ksi”. Na dodatek opatrzył to wszystko posłowiem eksnaczelnego „Nowej Fantasyki”, Macieja Parowskiego, też zresztą już wiekowym. To jednak zdecydowanie zbyt mało, by rzecz całą uznać za atrakcyjną.
„Cała prawda o planecie Ksi” to polska fantastyka socjologiczna – taki literacki odpowiednik „kina moralnego niepokoju” w sztafażu science fiction – w swoim najklasyczniejszym wydaniu. Ze wszystkimi zaletami i wadami gatunku jednocześnie (choć po latach odnosi się wrażenie, że tych drugich jest nieco więcej). Historia przedstawiona przez Zajdla nie jest zbytnio odkrywcza, przypomina przeniesioną w kosmos czysto akademicką wersję przebiegu rewolucji październikowej. Oczywiście z niezbędnymi zmianami. Czytając „Całą prawdę…” nie można pozbyć się denerwującego wrażenia, że mamy do czynienia z modelem teoretycznym, nie zaś powieścią pisaną z głębi serca. Zajdel najprawdopodobniej założył sobie, że przedstawi – a może raczej: wiernie odmaluje – schemat przejęcia władzy przez grupę rewolucjonistów, co w konsekwencji powinno doprowadzić do stworzenia nowego społeczeństwa. By uśpić czujność cenzorów, akcję przeniósł w przestrzeń kosmiczną, na planetę oznaczoną kryptonimem Ksi. Choć bardziej skłonny byłbym stwierdzić, że autorowi zależało na tym, aby tę przeznaczoną im do przełknięcia pigułkę uczynić w ten sposób nieco mniej gorzką…
Na planetę tę zostali wysłani z Ziemi osadnicy. Po dotarciu na miejsce przesłali dwa sprzeczne ze sobą komunikaty, po czym zamilkli na dobre. Zaniepokojeni tym Ziemianie postanowili sprawdzić, co się stało, wysyłając nową ekspedycję. Na jej czele staje zaprawiony w kosmicznych lotach komandor Sloth. Po drodze, niedaleko od miejsca przeznaczenia, załoga Slotha trafia na lecącą w przeciwnym kierunku „Alfę” – flagowy statek konwoju z osadnikami. Na pokładzie „Alfy” znajduje się tylko jeden człowiek. To z prowadzonego przezeń dziennika pokładowego, zamienionego w osobisty pamiętnik, Ziemianie dowiadują się, co wydarzyło się w drodze na planetę Ksi i czego mogą się spodziewać po dotarciu do celu… Początek, choć schematyczny, robi jeszcze całkiem przyzwoite wrażenie. Pierwsze dwa rozdziały sugerują bowiem, że będziemy mieć do czynienia z klasyczną space operą z elementami literatury sensacyjnej. Niestety, dalej jest jeszcze bardziej schematycznie, ponieważ wszystko podporządkowane zostaje z góry założonej tezie. I nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie fakt, że inni pisarze – na długo przed Zajdlem – potrafili pułapki tej uniknąć.
„Cała prawda o planecie Ksi” w sferze fabularnej jest wtórna. Zajdel wykorzystał w niej patenty znane już z „Folwarku zwierzęcego” George’a Orwella (w większym) oraz powieści Eugeniusza Zamiatina „My” (w nieco mniejszym stopniu). Od siebie dorzucił wątek o wszechświatowym spisku rewolucjonistów, który w perspektywie kilkudziesięciu lat ma doprowadzić do przejęcia władzy na otaczających Ziemię planetach, co tym samym ściągnie na planetę-matkę śmiertelne zagrożenie. Wątek to niezwykle interesujący, przez autora jednak zmarginalizowany. A szkoda, bo właśnie ten temat – odpowiednio rozbudowany – pomógłby „Całej prawdzie…” wyjść poza opłotki „powieści z tezą”. Ironicznie może też zabrzmieć stwierdzenie, że to, co decydowało o sile książki Zajdla dwadzieścia lat temu, dzisiaj jest jej słabością. Na początku lat 80. można ją było odebrać jako powieść demaskującą komunistyczny system rządów, a takich powieści na księgarskich ladach wówczas nie było. Teraz, gdy książki o leninowskim i stalinowskim modelu państwa totalitarnego można ważyć na dziesiątki, jeśli nie na setki kilogramów, wizja Zajdla urzec już nie potrafi. Więcej nawet – razi uproszczeniami. Szkoda, że autor nie zdecydował się na podążenie śladem swoich amerykańskich kolegów – chociażby Roberta Heinleina, który w powieści „Luna to surowa pani” podjął podobny temat, tyle że w oderwaniu od konkretnego politycznego kontekstu stworzył dzieło ponadczasowe. Zajdel „Całą prawdę o planecie Ksi” osadził na pokładzie okrętu MS „Komunizm” i wraz z nim poszedł na dno.
O planowanym przez pisarza „Drugim spojrzeniu na planetę Ksi” trudno cokolwiek powiedzieć. Chociaż, kto wie, może opowieść o tym, jak grupka zapaleńców próbuje odwrócić losy świata i doprowadzić do zmiany systemu politycznego poprzez zmianę mentalności obywateli totalitarnego państwa, okazałaby się w efekcie znacznie ciekawsza od historii opisującej budowę tegoż? Co ważniejsze, nie straciłaby nic na aktualności, bo przecież ten socjologiczny eksperyment wciąż dokonuje się na naszych oczach.

Kompletnie się z Autorem recenzji nie zgadzam. Odnoszę wręcz wrażenie, że czytaliśmy dwie różne wersje tej samej książki, przy czym moja nie jest może doskonała, ale na pewno świetna. Pan Autor odnosi recenzowaną książkę do książek autrów, którzy mogli pisać co chcieli i nie musieli się przed nikim tłumaczyć. Niestety Pan Zajdel nie miał takiej możliwości, a fakt, że stworzył powieść, która - wbrew opinii Autora recenzji - ma właśnie dużo ogólniejsze przesłanie, niż demaskowanie zła systemu komunistycznego. Ten ostatni się sam zdemaskował, choć i Pan Zajdel dołożył do tego parę kamyczków. Co do ogólniejszego przesłania, moim zdaniem, Pan Zajdel zwrócił uwagę na to, co jest chyba najbardziej smutne, że niezależnie ile Ziem odkryjemy i zasiedlimy, zawsze będzie za nami ciągnąć się dziedzictwo Matki Ziemi. Tak w zakresie poglądów, jak i postaw wobec siebie, innych i świata. Panu Autorowi recenzji radziłbym, aby czytać również to, co jest między słowami i oceniać przeczytane książki w szerszym kontekście. Pozdrawiam