I jeszcze jeden, i jeszcze raz [Jo Nesbø „Nóż” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Jeśli wydaje Wam się, że Harry Hole ma już za sobą największe nieszczęścia w życiu – jesteście w błędzie…” Ile razy używałem już tej lub podobnie brzmiącej frazy w recenzjach powieści Jo Nesbø? Biorąc pod uwagę, że „Nóż” to dwunasta odsłona serii, pewnie ze sześć albo siedem. Co dla najnowszej książki nie wróży najlepiej. Chociaż wciąż czyta się ją nieźle, wypieków na twarzy raczej mieć tym razem nie będziecie.
I jeszcze jeden, i jeszcze raz [Jo Nesbø „Nóż” - recenzja]„Jeśli wydaje Wam się, że Harry Hole ma już za sobą największe nieszczęścia w życiu – jesteście w błędzie…” Ile razy używałem już tej lub podobnie brzmiącej frazy w recenzjach powieści Jo Nesbø? Biorąc pod uwagę, że „Nóż” to dwunasta odsłona serii, pewnie ze sześć albo siedem. Co dla najnowszej książki nie wróży najlepiej. Chociaż wciąż czyta się ją nieźle, wypieków na twarzy raczej mieć tym razem nie będziecie.
Gdyby wyszczególnić wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na Harry’ego Hole w ciągu ostatnich dwudziestu lat, czyli od momentu wydania otwierającego serię powieści o komisarzu z Oslo „ Człowieka nietoperza” (1997) – należałoby uznać, że jej autor, Jo Nesbø, wyjątkowo nie lubi wykreowanego przez siebie bohatera. W kolejnych książkach, a zebrało się ich już – włącznie z najnowszym „Nożem” – dwanaście, doświadcza go jak, nie przymierzając, Jahwe starotestamentowego Hioba. Z tą różnicą, że w Harrym nie ma nic świętego. Jest przecież alkoholikiem, który w przeszłości nie unikał także substancji psychoaktywnych; wdawał się w przelotne romanse, a swoje partnerki zawodził najczęściej w chwilach, kiedy oczekiwały od niego największej odpowiedzialności. Ma jednak przynajmniej jedną cechę, która czyni go człowiekiem niezwykłym – jest doskonałym gliniarzem, obdarzonym nadzwyczajną intuicją i nieustępującą jej inteligencją. Ale to zdecydowanie za mało, aby stać się w codziennym życiu szczęśliwym człowiekiem. Hole ma bowiem niezwykłą zdolność zagłębiania się w mrok i pociągania za sobą najbliższych; przekładając to na język mniej symboliczny: nie potrafi funkcjonować w stabilnym związku, prędzej czy później robiąc coś, co sprawi, że najtrwalsza nawet intymna relacja posypie się w gruzy. Potrafi kochać do szaleństwa, ale za grosz nie ma umiejętności pielęgnowania uczucia. Czego najboleśniej doświadcza na swojej skórze Rakel Fauke – najpierw znajoma, potem kochanka, wreszcie małżonka – która po kolejnym kryzysie wyrzuca go z domu, luksusowej willi w dzielnicy Holmenkollen. Harry wprawdzie nie ląduje na bruku, co zdarzało mu się już wcześniej, ale powodów do satysfakcji nie ma żadnych. By mieć dach nad głową, musi wynajmować mieszkanie od kolegi z komendy. Na dodatek w wydziale zabójstw zdegradowano go do roli policjanta przekładającego papierki, a jako partnera dano mu wyjątkowo leniwego i skorumpowanego Trulsa Berntsena. Wydaje się, że niżej upaść już nie można. Choć tak naprawdę można by. Tyle że nad Harrym czuwa nowa szefowa wydziału zabójstw Katrine Bratt (w serii od „ Pierwszego śniegu”); to dzięki niej wciąż może jeszcze nosić odznakę policyjną, mimo że nie ma zbyt wielu okazji, by ją pokazywać publicznie. Wszystko sprowadza się do tego, że Hole po raz kolejny ląduje tam, gdzie go poznaliśmy – na dnie. I to niemal dosłownie. Budzi się w łóżku, jego rzeczy są zakrwawione, a on nie pamięta, co działo się z nim przez ostatnie godziny. Co oznacza, że mogło stać się wszystko. Ostatnie słowo poprzedniego zdania jest o tyle znaczące, że nieco później dociera do Harry’ego wiadomość, która całe jego dotychczasowe życie wywraca do góry nogami. Ba! to mało powiedziane, ale naprawdę trudno znaleźć słowa, które nie zahaczałyby o banał, a jednocześnie oddawały stan rzeczy. Wydarza się bowiem to, po czym w życiu człowieka nic nie jest już takie samo. Na dodatek obojętnie, czy stało się to przy jego udziale, czy też nie – może mieć pewność, że wyrzuty sumienia nie opuszczą go do ostatniej minuty spędzonej na tym łez padole. W przypadku Holego jest jednak tak, że nieszczęścia chodzą parami; czasami nawet trójkami, nigdy w pojedynkę. Kolejnym jest więc informacja o opuszczeniu więziennych murów przez niejakiego Sveina Finnego – notorycznego gwałciciela i mordercę, którego Harry wpakował kiedyś za kratki (patrz: „ Pragnienie”), a który teraz zdobywa dodatkowy – poza tym najoczywistszym, jakim jest zemsta za złapanie i „zapuszkowanie” – powód, aby zemścić się na komisarzu (źródła tego przedstawione są w „ Policji”). Hole staje przed problemami, które go przerastają, tym bardziej że nie po raz pierwszy zostaje zawieszony w obowiązkach; musi więc liczyć na nieoficjalną pomoc innych, jak na przykład swego starego przyjaciela, technika kryminalistycznego Bjørna Holma, czy Alexandry Sturdzy, lekarki medycyny sądowej, z którą – to w sumie nic nowego – miał romans. Ich zaangażowanie w śledztwo ma jednak dwa ostrza, bo równie dobrze o tym, co robią dla Harry’ego, mogą w każdej chwili poinformować bądź zostać zmuszeni do tego swoich przełożonych. W „Nożu” następuje też wielki i niespodziewany powrót; po dziesięciu latach od zaistnienia w „ Pancernym sercu” Nesbø sprowadza na karty powieści Kaję Solness – dawną policjantkę, obecnie pracownicę Czerwonego Krzyża, która próbuje dojść do siebie po dramatycznej w skutkach służbie w Afganistanie. Kaja dobrze zna z tamtych czasów podpułkownika służb specjalnych Roara Bohra, który po odejściu z wojska został szefem Narodowego Instytutu Praw Człowieka, czyli instytucji zatrudniającej Rakel Fauke. I tak wszystko krąży wokół siebie, potęgując poczucie klaustrofobicznego zagrożenia. Próbując rozwikłać najtrudniejszą sprawę w swojej dotychczasowej karierze, Hole musi szukać winnego wśród osób, które go otaczają. Co skraca dystans i sprawia, że trudno dostrzec najistotniejsze szczegóły. Niektóre z nich na dodatek autor rozmywa w obszernych opisach, które pompują objętość powieści, ale nie zawsze wpływają na uatrakcyjnienie akcji. Jeśli jednak je pominąć – wszak większość z nich nie wnosi niczego ważnego – „Nóż” zyskuje na dynamice. Seria o Harrym Hole już od jakiegoś czasu przypomina chów wsobny. Nesbø sprawia wrażenie, jakby wyhodował kurę znoszącą złote jajka – i tak w pewnym sensie jest – po czym robi wszystko, aby nie wypuszczać jej spod klosza z obawy, że cennemu zwierzęciu może stać się krzywda. W efekcie w kolejnych powieściach powracają wciąż te same wątki i te same postaci, nawet przestępców (jak Finne i często wspominany w „Nożu” jego syn). Czyżby norweski pisarz obawiał się wpuścić do serii trochę świeżego powietrza? Byłoby to tym dziwniejsze, że gdy robił to wcześniej – vide pojawienie się Rakel, Katrine czy Kai – wychodziło to cyklowi na dobre. Tym razem, trochę nieśmiało i zachowawczo, wprowadził na arenę wydarzeń policjanta z KRIPOS, Sung-mina Larsena (byłego studenta Holego), który chyba jako jedyny bohater otrzyma szansę odegrania istotniejszej roli w kolejnej książce o Harrym. Bo taka zapewne będzie. Oby tylko Nesbø nie wpadł na pomysł, by w powieści numer trzynaście kazać komisarzowi w pijanym widzie zabić samego siebie… a potem poprowadzić śledztwo w tej sprawie, podczas którego… Tak, wiem, że brzmi to niedorzecznie, lecz niekiedy mam wrażenie, że cała seria zmierza do takiego właśnie końca. 
|