Czytając „Carrie” teraz, po kilkudziesięciu wydanych przez autora powieściach, zadziwia fakt, jak niewiele zmieniło się w pisarstwie autora przez ten czas. Ileż znanych z późniejszych utworów cech jego twórczości można odnaleźć już w debiucie.
Przypadek Carrie White
[Stephen King „Carrie” - recenzja]
Czytając „Carrie” teraz, po kilkudziesięciu wydanych przez autora powieściach, zadziwia fakt, jak niewiele zmieniło się w pisarstwie autora przez ten czas. Ileż znanych z późniejszych utworów cech jego twórczości można odnaleźć już w debiucie.
Stephen King miał 19-20 lat (sam dobrze nie pamięta), gdy zatrudnił się na lato jako dozorca w liceum. Któregoś dnia przydzielono mu zadanie zmycia plam rdzy ze ścian damskiego prysznica. Penetracja niedostępnych zwykle męskiej części uczniów rejonów szkoły wbiła mu się w pamięć. Zwrócił uwagę na automat z tamponami, brak pisuarów oraz różowe foliowe zasłonki, które - w przeciwieństwie do męskich łazienek - pozwalały brać prysznic w odosobnieniu. Wspomnienie wróciło jakiś czas potem. Przed oczami pojawiła mu się scena, którą opisuje: "Dziewczęta biorące prysznic w szatni pozbawionej pierścieni, różowych foliowych zasłon i prywatności. I nagle jedna z nich zaczyna mieć okres. Tyle że nie wie, co to jest, a pozostałe - zniesmaczone, przerażone, rozbawione - obrzucają ją podpaskami albo tamponami (...). Dziewczyna zaczyna krzyczeć. Tyle krwi! Zdaje się jej, że umiera, że koleżanki wyśmiewają się z niej, podczas gdy ona wykrwawia się na śmierć (...)". Osoby, które czytały "Carrie" (lub widziały nakręcony na jej podstawie film), od razu rozpoznają jedną z pierwszych scen. King pomyślał, że nieszczęsna ofiara musi się jakoś obronić, ponownie zagłębił się we wspomnieniach i wyłowił czytany kilka lat wcześniej artykuł sugerujący istnienie telekinezy, która miałaby się objawiać szczególnie u dziewcząt w okresie dojrzewania. Z tych dwóch myśli zrodził się pomysł pierwszej opublikowanej powieści autora - o ciapowatej, nielubianej Carrie, szkolnym koźle ofiarnym, z której wszyscy się wyśmiewają, i która w dniu pierwszej, spóźnionej menstruacji odkrywa w sobie potężne zdolności telekinetyczne.
Postać Carrie również odtworzona jest z wspomnień. Jej pierwowzorem były dwie najbardziej samotne i prześladowane dziewczyny z klasy Kinga. Jedna z nich, imieniem Sondra, była brzydką, pryszczatą dziewczyną, której jednym przyjacielem, jak to opisuje autor, był jej pies Cheddar. Pewnego dnia matka Sondry zatrudniła Stephena przy przenoszeniu mebli, a doświadczenie to okazało się dużo później kolejną inspiracją przy pisaniu "Carrie". Salon domu Sondry zdominowany był przez niemal naturalnej wielkości figurę Chrystusa. "- To Jezus Chrystus, mój Pan i Zbawiciel - oznajmiła

Kadr z filmu
matka Sondry, podążając za moim [Stephena] wzrokiem. - Czy ty zostałeś zbawiony, Steve?". Na tej dość ekscentrycznej personie autor zbudował postać matki Carrie, szalonej maniaczki religijnej, która swoimi dewiacjami zniekształca psychikę córki. Drugą klasową koleżanką Kinga, która stała się częścią postaci Carrie, była niejaka Dodie Franklin. Dodie była biedną dziewczyną, która przez cały rok chodziła w jednym, coraz bardziej spranym i żółknącym ubraniu. Pośmiewisko całej klasy, jednak po któryś feriach bożonarodzeniowych przeszła przemianę. Pojawiła się z trwałą na głowie, w nowej spódniczce koloru wina, swetrze z miękkiej wełny, nylonowych pończochach, a nawet, jak wspomina autor, "w końcu zgoliła bujny gąszcz czarnych włosów porastających nogi". Olśniewała. Przyczyna tej przemiany pozostała nieznana, ale ważniejsze jest to, że tego dnia została wyśmiana bardziej niż kiedykolwiek. W ciągu kolejnych lekcji gasła, a pod koniec zajęć wszystko wróciło do "normy". Ubranie z dnia na dzień marniało, więcej trwałej sobie nie zrobiła, poziom szyderstw zmalał do wcześniejszego poziomu. "Ktoś próbował wyrwać się z więzienia i pokazano mu jego miejsce, to wszystko. Gdy zapobieżono ucieczce i więzień powrócił do szeregu, życie mogło toczyć się dalej." Ta sytuacja także wpłynęła na debiutancką powieść autora: Sue, jedna z uczennic, które brały udział w incydencie pod prysznicem, prosi swojego chłopaka, aby wziął Carrie White na coroczny bal. Ten zgadza się, z chęcią przystaje też na to sama Carrie. Po kolejnej awanturze z szaloną matką stawia na swoim, szyje sobie olśniewającą suknię i, niczym Kopciuszek, przemienia się w piękną dziewczynę. Uczniowie z klasy Kinga szybko poradzili sobie z Dodie Franklin i sprawa ucichła, koledzy i koleżanki Carrie nie mieli tyle szczęścia - gdy bohaterka zostaje upokorzona na balu i cała sala zaczyna się z niej śmiać, ta wpada w szał, zabija dziesiątki ludzi i praktycznie zrównuje miasteczko z ziemią.

Okładka wydania angielskiego
"Carrie" powstawała w schowku na pranie wynajętej przyczepy. King nie był przekonany do pomysłu i po spisaniu pierwszych czterech stron stwierdził, że zwyczajnie nie lubi swojej bohaterki, kartki wylądowały w koszu na śmieci, a pomysł został zawieszony. Maszynopis wyłowiła ze śmieci żona autora (także pisarka) Tabitha i stwierdziła, że historia ją zainteresowała i chce wiedzieć, co będzie dalej. King uległ jej namowom, ukończył książkę i zapoczątkował tym samym nadzwyczaj spektakularną karierę pisarską.
Czytając "Carrie" teraz, po kilkudziesięciu wydanych przez autora powieściach, zadziwia fakt, jak niewiele zmieniło się w pisarstwie autora przez ten czas. Ileż znanych z późniejszych utworów cech jego twórczości można odnaleźć już w debiucie. Do tego "Carrie" jest powieścią króciutką, rozpasanie fabularne miało przyjść dopiero później, więc zawartość Kinga w Kingu jest tutaj olbrzymia i wyczuwalna na każdej stronie. Typowy sposób opowiadania przez wszechwiedzącego narratora został wyjątkowo urozmaicony elementami epistolarnymi (fragmenty fikcyjnych książek, zapisów z dziennika, notki prasowe, listy). Przyczyną tych zabiegów było częściowo urealnienie historii, lecz ważniejszy był inny powód - pierwsza wersja maszynopisu była zbyt krótka jak na powieść, więc trzeba było ją jakoś rozdąć.

Okładka DVD
Wątki "Carrie", do których autor wracał później jeszcze wielokrotnie, to między innymi upokarzanie słabszych, różnice pokoleń oraz konflikt dzieci-rodzice. Tematy te niosą w sobie olbrzymie pokłady emocji, a King potrafi to wykorzystać. Rodzące poczucie buntu sceny, gdy ci słabsi niesprawiedliwie obrywają, rodzice nie potrafią zrozumieć dorastających dzieci, narzucona z urzędu władza jest nadużywana (na przykład relacje nauczyciel-uczeń) - podobne sceny pojawiają się u autora często i na długo zapadają w pamięć. Ich konsekwencją są jeszcze bardziej elektryzujące momenty, gdy uciskana jednostka nie wytrzymuje, tama pęka i dochodzi do otwartej walki. Zawsze kibicujemy bohaterom i często ci "źli" dostają za swoje (na twarzy czytelnika pojawia się wtedy uśmiech tryumfu), choć konsekwencje takiego zachowania wyglądają różnie. Carrie przestaje być ofiarą i osiąga chwilę szczęścia. Chwilę, po której, upokorzona bardziej niż zazwyczaj, przeobraża się w potwora. Mści się na prześladowcach, kolegach ze szkoły i matce, ale zabija też niewinnich. Okulary autora zdecydowanie nie mają różowych szkiełek. Innymi ulubionym tematami, które pojawiły się już w "Carrie", są maniacy (nie tylko religijni) i, oczywiście, małe miasteczka. Do zaistnienia na mapie Stanów Zjednoczonych i w świadomości czytelników Castle Rock brakowało jeszcze kilku powieści, ale tworząc "Carrie", autor wymyślił Chamberlain, które jest pierwowzorem najsłynniejszej wyimaginowanej mieściny Kinga. Już tutaj odnajdziemy pierwsze próby portretowania małych społeczności i uchwyconych bystrym okiem relacji pomiędzy nimi. Portretowanie - wbrew temu, co się zwykle twierdzi - obiektywne. Czułe, sentymentalne, ale nie pozbawione krytyki. Na "Carrie" można spojrzeć także jako na historię o zwykłej, szarej osobie obdarzonej nadnaturalnymi mocami. Temat ten zainteresował Kinga na długo, spisał go w przynajmniej kilku jeszcze wariacjach - w "Podpalaczce" niezwykłą mocą, tym razem pirokinezą, obdarzona jest mała dziewczynka Charlie McGee, w "Strefie śmierci" i "Lśnieniu" przekleństwem bohaterów będą różne rodzaje prekognicji. Co ciekawe, niezwykłe umiejętności bohaterów zawsze prowadzą do tragedii. To nie koniec wyliczanki, można tu wychwycić więcej chwytów fabularnych, scen i tematów, które znalazły swoje rozwinięcie i bardziej wnikliwe potraktowanie dopiero w późniejszych, powstających na przestrzeni kilkunastu lat utworach. Kulminacją i podsumowaniem tego okresu w twórczości pisarza jest epicki horror "To", niemniej warto pamiętać, że koncepcje, które doprowadziły do powstania tej powieści, istniały już w trakcie pisania "Carrie".

Okładka pierwszego (Iskry) i drugiego (Prima) wydania polskiego
Zwróćmy jeszcze uwagę na dwa bardziej techniczne chwyty często stosowane przez autora, które w "Carrie" bardzo rzucają się w oczy, gdyż są wręcz nadużywane. Pierwszy to przywiązanie do rzeczywistości. W powieściach Kinga bohaterowie nigdy nie słuchają jakiejś płyty czy jakiejś stacji radiowej, nie używają anonimowych produktów ani nie jeżdżą po prostu samochodami - tu wszystko zawsze jest ukonkretnione, wymienione z nazwy czy marki, a przez to urealnione. Chwyt bardzo prosty, ale czyni opowieść prawdziwszą. Tyle że w "Carrie" autor zbytnio zachłysnął się nową ideą i w książce możemy odnaleźć zdania typu "Norma prowadziła ich wokół stolika, obficie wydzielając zapachy z mydła Avon, perfum Woolwortha i gumy do żucia Juicy Fruit". Drugim bardzo lubianym przez Kinga zabiegiem jest wyprzedzanie faktów, zwykle śmierci tego czy owego bohatera lub innych tragicznych wydarzeń. Informacja ta jest wpleciona bardzo subtelnie, czytamy akapit o czymś innym i niby mimochodem, z zachłyśnięciem, dowiadujemy, że nasza ulubiona postać umrze za godzinę/jutro/miesiąc. W "Carrie" bohaterów jest sporo, tragicznie umierają praktycznie wszyscy, więc podobnych niespodzianek czeka nas w trakcie lektury multum.

Kadr z filmu
"Carrie" jest powieścią, która nie zestarzała się i nadal dostarcza solidnej porcji rozrywki. Podobnie jak w napisanych przed nią książkach, wydanych później pod pseudonimem Richard Bachman ("Rage", "Wielki marsz", "Uciekinier"), bardzo dużo tu szczerych, nieociosanych emocji. King oddał świetnie ciapowatość Carrie. Podobnie jak jej koleżanki, my też czujemy do niej niechęć. Dopiero później zyskuje naszą sympatię i kibicujemy jej staraniom, walce i ostatecznej przemianie. W chwili rozpoczęcia balu wydaje się, że wszystko będzie dobrze, udało się, Kopciuszek naprawdę przemienił się w księżniczkę, a my wierzymy, że takie rzeczy, może rzadko, ale naprawdę są możliwe. Tyle że King nie pisze bajek. W przerywających opisy balu dygresjach przypomina nam wciąż, że wszystko zakończy się piekłem. I, niestety, wie, co mówi.
Styl autora nie jest tu jeszcze do końca ukształtowany. Brakuje też poważniejszych tematów, które pojawią się dopiero w późniejszych powieściach. "Carrie" to rozrywka - jak sam pisze autor: "Trzeba być znacznie bardziej szalonym autorem niż ja, żeby uważać >>Carrie<< za prawdziwą ucztę intelektualną" - ale jest to rozrywka wysokich lotów, klasyka horroru, wybijająca się nad ostatnie dokonania Kinga, mimo że spisana przez jakże mniej doświadczonego autora.
"Carrie" doczekała się dwóch ekranizacji. Pierwszą wyreżyserował w 1976 roku, krótko po ukazaniu się powieści, Brian de Palma. Film pozostaje jedną z najlepszych ekranizacji prozy Kinga i jednocześnie jednym z lepszych filmów de Palmy. Sukces w znaczy sposób przyczynił się do rozpopularyzowania Kinga na początku jego kariery. "Carrie" de Palmy odbiega nieco od oryginału książkowego, znacznie wierniejsza (i, niestety, znacznie też słabsza) jest druga, przeznaczona dla telewizji, ekranizacja z 2002 roku. Pierwsza filmowa "Carrie" doczekała się niedawno słabiutkiej kontynuacji "The Rage: Carrie 2".

Cytaty z „Carrie” pochodzą z pierwszego polskiego wydania (Iskry 1990) w tłumaczeniu Danuty Górskiej. Pozostałe cytaty pochodzą z książki Stephena Kinga „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” (Prószyński i S-ka 2001) w tłumaczeniu Pauliny Braiter.