Napisana w 1977 roku powieść "W oceanie nocy" przywodzi na myśl najlepsze literackie osiągnięcia science fiction, łącząc umiejętnie oba fundamentalne elementy tego gatunku; pisarski warsztat i rozległą wiedzę naukową. W przypadku Benforda zasadniczo nie ma się czemu dziwić... Człowiek ten literaturę fantastyczną czytał od najmłodszych lat, ukształtowały go takie nazwiska, jak Heinlein, Bradbury, Clarke czy Asimov, argumentuje nawet, że takie właśnie lektury poniekąd zadecydowały o jego karierze zawodowej, zajmuje się bowiem fizyką, jest autorem ponad 150 prac naukowych i laureatem wyróżnień związanych z popularyzacją nauki, a na dodatek w młodzieńczych latach brał czynny udział w amerykańskim fandomie i otrzymywał nagrody za tworzone fanziny i opowiadania (później dwukrotny laureat Nebuli).
Artur Długosz
Urok klasyki
[Gregory Benford „W oceanie nocy” - recenzja]
Napisana w 1977 roku powieść "W oceanie nocy" przywodzi na myśl najlepsze literackie osiągnięcia science fiction, łącząc umiejętnie oba fundamentalne elementy tego gatunku; pisarski warsztat i rozległą wiedzę naukową. W przypadku Benforda zasadniczo nie ma się czemu dziwić... Człowiek ten literaturę fantastyczną czytał od najmłodszych lat, ukształtowały go takie nazwiska, jak Heinlein, Bradbury, Clarke czy Asimov, argumentuje nawet, że takie właśnie lektury poniekąd zadecydowały o jego karierze zawodowej, zajmuje się bowiem fizyką, jest autorem ponad 150 prac naukowych i laureatem wyróżnień związanych z popularyzacją nauki, a na dodatek w młodzieńczych latach brał czynny udział w amerykańskim fandomie i otrzymywał nagrody za tworzone fanziny i opowiadania (później dwukrotny laureat Nebuli).
Gregory Benford
‹W oceanie nocy›
W zalewie fantastycznej literatury zagranicznej można wypatrzyć jeszcze niebywałe kąski, jak się okazuje. Otwierająca sześcioczęściowy cykl "Centrum Galaktyki" powieść "W oceanie nocy" autorstwa Gregory′ego Benforda bez wątpienia do nich należy, choć w jakim stopniu, to już zależy od indywidualnych gustów. Mi w każdym bądź razie ta tradycyjna, hard sf przypadła bardzo do gustu i już ostrzę sobie apetyt na kolejne części cyklu, a także inne, nowsze pozycje autora, jeszcze niedostępne w języku polskim oraz pojawiające się opowiadania autora w zbiorkach sf.
Napisana w 1977 roku powieść "W oceanie nocy" przywodzi na myśl najlepsze literackie osiągnięcia science fiction, łącząc umiejętnie oba fundamentalne elementy tego gatunku; pisarski warsztat i rozległą wiedzę naukową. W przypadku Benforda zasadniczo nie ma się czemu dziwić... Człowiek ten literaturę fantastyczną czytał od najmłodszych lat, ukształtowały go takie nazwiska, jak Heinlein, Bradbury, Clarke czy Asimov, argumentuje nawet, że takie właśnie lektury poniekąd zadecydowały o jego karierze zawodowej, zajmuje się bowiem fizyką, jest autorem ponad 150 prac naukowych i laureatem wyróżnień związanych z popularyzacją nauki, a na dodatek w młodzieńczych latach brał czynny udział w amerykańskim fandomie i otrzymywał nagrody za tworzone fanziny i opowiadania (później dwukrotny laureat Nebuli). To tylko wyrywki jego życiorysu, ale mówią one same za siebie.
Omawiana powieść to niejako wprowadzenie do kolejnych tomów cyklu "Centrum Galaktyki". Bardzo współczesna naszym czasom, choć wybiegała nieco w przyszłość w czasie jej tworzenia. Akcja książki rozpoczyna się w roku bowiem 1999, kiedy na wskutek niewyjaśnionych przyczyn jedna z bezpiecznych dla trajektorii Ziemi planetoid o wdzięcznej nazwie Ikar zamienia się w kometę, co powoduje zmianę jej kierunku lotu a nowopowstały twór kieruje się wprost w stronę naszej rodzimej planety. Trzeba przyznać, że nie jest to szczególnie fortunny początek powieści, współczesnym czytelnikom może nawet wydawać się sztampowy, ale nie był taki w momencie wydania książki (rok 1977). Zresztą to tylko zagajenie samej fabuły, dość szybkie, bo autor oszczędza nam samego wydarzenia, prób ustalenia przyczyny powstania nowej komety, debat naukowych i politycznych, żmudnego procesu podejmowania decyzji i umiejscawia nas już w pierwszym zdaniu obok Nigela Walmsleya, bohatera książki, astronauty NASA, który samotnie zbliża się do obiektu, aby go zniszczyć.
Naprawdę warto to wszystko przetrwać, mimo, że może wydać się dobrze znane, bo ta opowieść nie kończy się bohaterskim zniszczeniem złego tworu z przepastnych czeluści wszechświata. W tym przypadku to dopiero początek, zaledwie kilkanaście pierwszych stronic z ponad 360. Nie zdradzę zbyt wiele z fabuły powieści (to samo można przeczytać na tylnej okładce książki), jeśli powiem jeszcze, że Nigel Walmsley nie wykonuje rozkazu i zostaje pierwszym człowiekiem, który stawia stopę na pokładzie wraku statku kosmicznego obcej cywilizacji...
I w tym momencie rozpoczyna się właściwa akcja książki. Książki naprawdę fascynującej, wciągającej swoją wizją, rozmachem fabularnym, sprytnie zaimplementowaną wiedzą autora i poetyką języka oraz wizji, odczuwalną zwłaszcza w drugiej części utworu. Wybiegając w przyszłość z punktu widzenia okresu powstania książki, Benford tworzy ciekawe tło socjologiczne, polityczne, ekonomiczne, nie koncentrując się jedynie na wątku głównym; wręcz przeciwnie tworzy ich kilka, przeplata - słowem intryguje. Bohaterem pozostaje dla nas człowiek z pierwszych stron powieści, autor uczy nas jego cech charakteru, uporu i determinacji, uczy nas doceniać potęgę wiedzy sprytnie zestawiając obok siebie dwa z wątków powieści. Przy tym czyta się "W oceanie nocy" lekko i przyjemnie, stron do tylnej okładki ubywa w tempie zaiste zastanawiającym, ale to akurat martwić nie powinno. Drugi tom cyklu o równie poetyckim tytule "Przez morze słońc" jest już bowiem od dawna w księgarniach.
