Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 31 maja 2023
w Esensji w Esensjopedii

Janusz Szablicki
‹Park›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPark
Data wydania1 marca 2011
Autor
Wydawca Radwan
ISBN978-83-7745-078-9
Format194s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wątpliwa reklamówka
[Janusz Szablicki „Park” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W 2011 roku, po ćwierćwieczu milczenia, Janusz Szablicki wrócił na półki księgarń „Parkiem”. Nikt nie słyszał o tym powrocie? Nie ma co żałować…

Jarosław Loretz

Wątpliwa reklamówka
[Janusz Szablicki „Park” - recenzja]

W 2011 roku, po ćwierćwieczu milczenia, Janusz Szablicki wrócił na półki księgarń „Parkiem”. Nikt nie słyszał o tym powrocie? Nie ma co żałować…

Janusz Szablicki
‹Park›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPark
Data wydania1 marca 2011
Autor
Wydawca Radwan
ISBN978-83-7745-078-9
Format194s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Janusz Szablicki zadebiutował w 1972 roku opowiadaniem „Gra w berka”, opublikowanym na łamach „Młodego Technika” pod pseudonimem Janusz Zych. W 1978 udało mu się wydać w Naszej Księgarni, w serii Stało Się Jutro, zbiór opowiadań „Konflikt”, grupujący sześć tekstów, z czego dwa rodem z „Młodego Technika” – wspomnianą „Grę w berka” i tytułowy „Konflikt”. Za PRL-u Szablicki opublikował jeszcze dwa zbiory – oba w wydawnictwie „Śląsk”: „Trzecie stadium ewolucji” w 1980 i „Dla każdego inny raj” w 1984. Żadna z tych książek nie była literackim wydarzeniem. Opowiadania były dość siermiężne, oparte na średnich pomysłach, z dyskusyjnymi tezami (np. w „Misji” kobiety interesują bohatera „w takim samym stopniu, jak chyba większość przeciętnych, normalnych mężczyzn: miłe urozmaicenie dnia powszedniego, potrzeba sprawdzenia się, nic więcej”), staroświeckim podejściem do techniki (w razie braku niezbędnego do startu „sprzężenia nawigacyjnego” „kieruję się jedynie słońcem”; kosmiczną trasę planuje się na rozwijanym na połowę pulpitu papierowym patrogramie), kiepską psychologią postaci i wątłą fabułą. Dziś już praktycznie nikt o nich nie pamięta, bo i nie ma po co.
Jak się po latach okazało, Szablicki wcale nie przestał pisać opowiadań. Po prostu nikt ich nie chciał publikować. W końcu, w akcie desperacji, w roku 2011 wydrukował własnym sumptem w wydawnictwie Radwan niedużą książeczkę o tytule „Park”. Jak zgaduję, jej sprzedaż była znikoma, a warunki umowy nieciekawe finansowo (Radwan z hukiem zniknął z rynku w 2013 roku), w związku z czym kolejne książki – zbiór opowiadań „Rodzaje inwazji”, powieść „Pokrętne ścieżki bogów” oraz popularnonaukowy „Zarys ewolucji obrazu Wszechświata” – ukazały się już wyłącznie w wersji elektronicznej.
„Park” składa się z dwóch tekstów – tytułowej mikropowieści oraz opowiadania „Test”. Akcja obu utworów toczy się w chorzowskim Parku Śląskim, ówcześnie noszącym nazwę Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku im. gen. Jerzego Ziętka. „Park”, napisany w okolicach 2006 roku (można to poznać choćby po tym, że jeszcze działa kolejka linowa, definitywnie zamknięta w 2007), wygląda wypisz wymaluj jako reklamówka śląskiego przybytku, autor bowiem punkt po punkcie odhacza kolejne atrakcje i drobiazgowo opisuje alejki, roślinność i zabudowania. I w tej gorliwości nie przegapia chyba dosłownie niczego, zahaczając okiem bohatera nawet o większe, charakterystyczne kępy krzaków. Momentami odnosi się wręcz wrażenie przepisywania sloganów z jakiegoś folderu.
Fabuła mikropowieści jest cieniutka. Ot, spacerowicze niespodziewanie orientują się, że nie są w stanie wyjść z parku. Więzi ich kolista, niewidzialna bariera energetyczna. Krążą więc po okolicy, sprawdzają, jak sytuacja wygląda przy innych wyjściach, dyskutują. Dociekają przyczyn zjawiska. Jedzą. Obserwują. Rozmyślają. Łączą się w grupy, rozdzielają, tworzą teorie spiskowe. I znów jedzą. Albo spacerują, dzieląc się nietypowymi spostrzeżeniami. Po czym – po upływie nieznanego czasu, bo wysiadły zegarki, komórki i ogólnie sprzęt mechaniczny – bariera po prostu sobie znika, a tekst kończy się dość cienką konkluzją, która w zasadzie niczego nie wyjaśnia.
Że zdradzam fabułę? Nie przesadzajmy. Jej clou przecież i tak znalazło się na fatalnej okładce, złożonej z wielkiego tytułu, niedużego, bohomazowatego rysunku zsuwającego się z krawędzi książki, oraz mnóstwa koloru niebieskiego. Ów rysunek przedstawia zaś dwa dinozaurze łby, między którymi para zielonych ufoków spawa – czy też raczej traktuje magiczną różdżką – pancerz prymitywnej, przedpotopowej rakiety. Dinozaury co prawda sugerują jakąś traumatyczną rozrywkę, w której goście z kosmosu muszą bronić się przed głodnymi gadami patykiem emitującym żółte przecinki, ale w rzeczywistości rzecz jest znacznie bardziej przyziemna. Dinozaury są bowiem z plastiku i stoją na trawiastym wzgórku jako absolutnie nieruchoma dekoracja. Ufoki natomiast… No cóż, też zasadniczo nie występują w treści. Pojawiają się raczej jako sugestia rozwiązania zagadki pola siłowego.
Jałowa, pozbawiona „momentów” fabuła (już nawet nie myślę o scenach seksu – tu po prostu nic konkretnego się nie dzieje), rozdmuchująca w mikropowieść słabiutki pomysł, godzien w najlepszym wypadku kilkunastostronicowego opowiadania, to nie jedyny mankament „Parku”. Innym jest fatalnie nieporadny język. W wielu miejscach odnosi się wrażenie, że autor chciał koniecznie błysnąć literacko, i z tej chęci wzięły się tasiemcowe zdania, pstrzone słowami próbującymi przekonać czytelnika, że oto ma do czynienia z erudytą. Przynosi to jednak kompletnie przeciwny efekt. Narracja wychodzi sztuczna, dęta, chropowata. Co gorsza zdania, częstokroć wlokące się przez pół akapitu, mają krosty w postaci słów irytująco staroświeckich (jednakowoż, wtenczas, onegdaj, kontenans, człeczyna, interlokutor, zaambarasowany, zoczyłem, roztwieranie czegoś, notoryczne dreptanie gdzieś) oraz zdrobnień (pieniążki, bebeszki, psie kupki), stosowanych niekiedy w zupełnie kuriozalny sposób („- Słowo daję, jak się ten facio natychmiast nie zamknie, to mu chyba wreszcie przypieprzę kamyczkiem!”). Czyta się to więc średnio płynnie.
Obie powyższe tendencje – wtrętów staroświeckich i zdrobnieniowych – były notabene wyraźnie widoczne także w debiutanckim zbiorze opowiadań Szablickiego, ale ponieważ nie wyczuwało się ich aż tak mocno w dwóch kolejnych zbiorach, a w „Parku” znowu wylazły na wierzch, trzeba uznać, że chwilowa poprawa stylu wzięła się nie tyle z podciągnięcia się autora w warsztacie literackim, ile z wykonania porządnej poprawkowej roboty przez redaktorów „Śląska”. W Radwanie jednak redaktor najwyraźniej się nie przemęczał, podobnie zresztą jak korektorka, której udało się puścić nawet byka ortograficznego, więc wyszło jak wyszło.
I tutaj dochodzimy do zamykającego książkę opowiadania „Test”. W porównaniu z nim tytułowa mikropowieść nie wypada wcale tak źle. Bo „Test” jest literalnie o niczym. Ot, facet idzie po zmroku do parku i… zostaje porwany przez obcych. Po czym się okazuje, że w zasadzie to nie został porwany. Obcy zaś… sami nie do końca wiedzą, po co „porywają” ludzi. Koniec. Kropka. Z grzeczności przemilczę cisnący mi się na klawiaturę komentarz.
Więc jeśli ktoś chce przez sentyment rzucić okiem na nową książkę Szablickiego, może niech sobie – przez ten sam sentyment – mimo wszystko daruje ten gest.
koniec
28 lipca 2020

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Prawdziwa przyjaźń zawsze zwycięża
Marcin Mroziuk

30 V 2023

Dla nastolatków prawdziwą tragedią może być zdarzenie, które dorośli ledwo zauważają. Z taką sytuacją mamy też do czynienia w „Sekretach Humli Hansson”, gdzie Kristina Sigunsdotter z poczuciem humoru ukazuje, jak tytułowa bohaterka radzi sobie z pierwszym poważnym kryzysem życiowym, który jest następstwem jej dwutygodniowej nieobecności w szkole.

więcej »

Krótko o książkach: Grzechy indiańskich ojców
Miłosz Cybowski

28 V 2023

„Mapa wnętrza” to bardzo amerykańska opowieść i wychwytywanie wszystkich zawartych w niej niuansów stanowi pewien problem. Czyni to z powieści Stephena Grahama Jonesa pozycję kłopotliwą zarówno w lekturze, jak i ocenie.

więcej »

PRL w kryminale: Piłeś – nie jedź!
Sebastian Chosiński

26 V 2023

Lata 70. XX wieku to zdecydowanie najlepszy okres dla Jerzego Edigeya. To w tamtej dekadzie powstały jego najwartościowsze, zachowujące atrakcyjność po dziś dzień, „powieści milicyjne”. Nie jest też chyba przypadkiem fakt, że głównym bohaterem kilku z nich jest oficer Komendy Stołecznej MO major Janusz Kaczanowski. W „Śmierci jubilera” stara się on rozwiązać sprawę, której korzenie tkwią w czasach okupacji.

więcej »

Polecamy

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”

Stare wspaniałe światy:

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

I robotom bywa smutno
— Jarosław Loretz

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
— Jarosław Loretz

Z bachorami trzeba ostro
— Jarosław Loretz

W Indiach też straszy
— Jarosław Loretz

Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz

Danie w średnim stanie
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.