PRL w kryminale: Nie wyzywaj milicjanta, bo zginiesz [Zygmunt Zeydler-Zborowski „Dziewczyna w męskiej koszulce”, Zygmunt Zeydler-Zborowski „Dziewczyna w męskiej koszulce / Major Downar zastawia pułapkę” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Nie! nie! nie! Z takim Zygmuntem Zeydlerem-Zborowskim czytelnicy prawdopodobnie chcieliby mieć do czynienia jak najrzadziej. To prawda, że oceniając obiektywnie jego dokonania literackie, trudno go uznać za tuza współczesnej prozy polskiej, ale w swej niszy był jednak gwiazdą. Oczywiste jest jedno – na pewno nie z powodu tak słabych książek, jak „Dziewczyna w męskiej koszulce”, która ukazała się w serii „Ewa wzywa 07…”.
PRL w kryminale: Nie wyzywaj milicjanta, bo zginiesz [Zygmunt Zeydler-Zborowski „Dziewczyna w męskiej koszulce”, Zygmunt Zeydler-Zborowski „Dziewczyna w męskiej koszulce / Major Downar zastawia pułapkę” - recenzja]Nie! nie! nie! Z takim Zygmuntem Zeydlerem-Zborowskim czytelnicy prawdopodobnie chcieliby mieć do czynienia jak najrzadziej. To prawda, że oceniając obiektywnie jego dokonania literackie, trudno go uznać za tuza współczesnej prozy polskiej, ale w swej niszy był jednak gwiazdą. Oczywiste jest jedno – na pewno nie z powodu tak słabych książek, jak „Dziewczyna w męskiej koszulce”, która ukazała się w serii „Ewa wzywa 07…”.
Zygmunt Zeydler-Zborowski ‹Dziewczyna w męskiej koszulce›Po „ Złotym centaurze”, który światło dzienne ujrzał w 1969 roku (jako szósty zeszyt serii „Ewa wzywa 07…”), nastąpiły dwa lata przerwy. Ale już od 1971 roku aż do końca dekady Zygmunt Zeydler-Zborowski bardzo regularnie, średnio co dwanaście miesięcy, wydawał w cyklu Iskier nową mikropowieść kryminalną (w późniejszych latach bywały to również teksty drukowane uprzednio w prasie codziennej, jak chociażby „ Major Downar zastawia pułapkę”, „ Kardynalny błąd” czy „ Eliza nie zgadza się na rozwód”). Kolejno były to: „ Prawda rodzi nienawiść” (1971), „ Czwartek, godzina 22” (1972) i wreszcie – w 1973 roku – premierowa „Dziewczyna w męskiej koszulce”, która okazała się, niestety, jak dotąd najsłabszą „powieścią milicyjną” warszawskiego prozaika. Nie pomogło jej nawet uczynienie główną postacią sztandarowego bohatera Zeydlera-Zborowskiego – majora Stefana Downara. Niemal wszystko w tym dziele jest albo mało wiarygodne, albo zapożyczone (i tym samym niezbyt już atrakcyjne) z innych tekstów autora. Sam początek wzbudza pewne wątpliwości. Sobota 29 lipca jest dniem wyjątkowo upalnym; mający dyżur w komendzie miejskiej dwaj porucznicy, Stanisław Cieślak i Mieczysław (cały czas nazywany Mieciem) Baczyński, cierpią niemiłosiernie, siedząc w zamkniętym pomieszczeniu. Wybawieniem od wszechogarniającej nudy wydaje się pojawienie interesantki, którą wprowadza do biura sierżant Krawczyk. Dziewczyna jest młoda i ładna; funkcjonariusze w pierwszym odruchu gotowi są przyjść jej z pomocą. Tyle że ona, zamiast wyjawić, co ją konkretnie sprowadza, słownie atakuje Cieślaka. Bogu ducha winnego oficera określa najgorszymi słowami – nazywa złodziejem, oszustem, łotrem, szubrawcą i uwodzicielem. Porucznik jest oniemiały, przecież nawet tej kobiety nie zna; widzi ją pierwszy raz w życiu. Przekonany o jej złej kondycji psychicznej, każe Krawczykowi odwieźć nieznajomą na pogotowie – może tam przywrócą ją do normalnego stanu. Jakież jest zdziwienie Cieślaka i Baczyńskiego, kiedy kilkadziesiąt minut później sierżant informuje ich telefonicznie, że kobieta została w szpitalu… zamordowana. Korzystając z zamieszania, jakie zrobiło się, gdy przywieziono na oddział awanturującego się pijaka, ktoś zaatakował ją nożem. Prowadzący dochodzenie w tej sprawie major Downar zaczyna od przesłuchania swoich młodszych stopniem kolegów. Musi w pierwszej kolejności ustalić tożsamość ofiary, a nie jest w stanie tego zrobić, ponieważ w szpitalu ktoś (zapewne morderca) skradł dziewczynie torebkę; na dodatek nie wylegitymowano jej także wcześniej w komendzie. Jedynym punktem zaczepienia okazuje się męska koszulka, jaką miała ona na sobie w chwili śmierci. Po wymalowanym na niej czerwonym tuszem kodzie Downarowi i jego najbliższym współpracownikom – porucznikowi Olszewskiemu i sierżantowi Pakule – udaje się w końcu ustalić pralnię, w której bielizna była czyszczona. Potem już po nitce do kłębka docierają do jej właściciela – poety i autora tekstów piosenek Zbigniewa Pawelskiego. Zygmunt Zeydler-Zborowski ‹Dziewczyna w męskiej koszulce / Major Downar zastawia pułapkę›Ten jednak wypiera się znajomości z ofiarą i przekonuje Downara, że jakiś czas temu, podczas plażowania nad Wisłą, pożyczył koszulkę swemu przyjacielowi – początkującemu aktorowi Romanowi Godlewskiemu. Gdy milicjanci przybywają do jego mieszkania w willi na Saskiej Kępie, okazuje się, że nie ma go w domu. Tknięty niedobrym przeczuciem major postanawia, mimo braku nakazu, wejść do środka – tam zaś znajduje zwłoki Anny Godlewskiej, byłej żony Romana, z którą aktor rozwiódł się rok wcześniej. I która od momentu rozstania z mężem nigdy go tutaj nie odwiedzała. Oględziny zwłok nasuwają natomiast podejrzenia, że za zabójstwem nieznajomej w szpitalu i śmiercią Anny mogła stać ta sama osoba (w przypadku Godlewskiej również posłużono się nożem). Downar jest niepocieszony – ma już dwa trupy młodych kobiet (jeden wciąż niezidentyfikowany) i żadnego motywu, a tym bardziej – podejrzanego. Teraz priorytetem jest odnalezienie Romana Godlewskiego, który z uwagi na zbliżający się festiwal piosenki wyjechał jakiś czas temu na Wybrzeże. Downar ma więc pretekst, aby po raz kolejny wybrać się służbowo do Sopotu (który zresztą odwiedza dość regularnie od kryminalno-szpiegowskiej afery opisanej w „ Szlafroku barona Boysta”). Trzeba przyznać, że Zeydler-Zborowski dwoi się i troi, aby tej nadzwyczaj wymyślnej historii nadać przynajmniej jakieś pozory prawdopodobieństwa. Aby kolejne wątki połączyć logicznie w całość, stosuje dość prosty zabieg – gdy trzeba wyjaśnić coś, co przysparza problemy, natychmiast wprowadza na arenę kolejną postać i obdarowuje ją koniecznymi do pchnięcia intrygi na właściwe tory kompetencjami. Nowi bohaterowie co kilka stron są więc wyciągani jak króliki z kapelusza – głównie po to, aby pomóc Downarowi dotrzeć po nitce do kłębka i w ostatnim rozdziale aresztować mordercę. Przy okazji okazuje się też, że to lepszy gagatek, który na sumieniu ma też inne groźne przestępstwa. Czytając „Dziewczynę w męskiej koszulce”, trudno pozbyć się wrażenia, że to jedynie szkic, zalążek czegoś obszerniejszego, co (chyba) nigdy nie powstało. Względnie dokładnie na odwrót – że to dzieło, które miało swą bardziej rozbudowaną wersję, lecz ostatecznie zostało mocno przycięte do formatu tekstów publikowanych w serii „Ewa wzywa 07…”. W każdym razie gdyby objętość „Dziewczyny…” była dwa, trzy razy większa – autor mógłby odpowiednio porozwijać wszystkie wątki poboczne, wypełnić je „mięsem” fabularnym i tym sposobem uwiarygodnić wiele decyzji podejmowanych przez Downara; względnie położyć na jego drodze kłody, które inteligentny funkcjonariusz sprytnie by omijał, idąc uparcie do celu. A tak w tej mikropowieści nie ma nic, co nie pojawiłoby się we wcześniejszych tekstach Zeydlera-Zborowskiego, tyle że przedstawione zostało w znacznie mniej atrakcyjnej formie. Kolejnym na to dowodem może być fakt, że z licznych, aczkolwiek mało błyskotliwych dialogów, nie da się wykroić ani jednej specyficznej mądrości życiowej, jakimi pisarz zazwyczaj karmił swoich wiernych czytelników. Cóż, jeśli ktoś nie musi, lepiej aby tego zeszytu serii nie czytał. Zwyczajnie szkoda na niego czasu. Jest sporo dużo bardziej udanych kryminałów peerelowskich… 
|