Wspólnym elementem opowiadań z kolejnej antologii Śląskiego Klubu Fantastyki z serii „Ścieżki wyobraźni” jest miejsce akcji, jednak twórcy sięgnęli tutaj po różne odmiany science fiction i fantasy, czerpiąc też pełnymi garściami z konwencji kryminału i horroru. Co istotne, „Inkszy welt” to nie tylko okazja do nowego spojrzenia na region, z którym są związani autorzy, ale również całkiem ciekawa lektura.
Co w śląskiej duszy gra
[„Inkszy Welt” - recenzja]
Wspólnym elementem opowiadań z kolejnej antologii Śląskiego Klubu Fantastyki z serii „Ścieżki wyobraźni” jest miejsce akcji, jednak twórcy sięgnęli tutaj po różne odmiany science fiction i fantasy, czerpiąc też pełnymi garściami z konwencji kryminału i horroru. Co istotne, „Inkszy welt” to nie tylko okazja do nowego spojrzenia na region, z którym są związani autorzy, ale również całkiem ciekawa lektura.
Jak można się było spodziewać, dla twórców opowiadań źródłami inspiracji są między innymi miejscowe podania i legendy, historia Górnego Śląska oraz miejscowe tradycje, a w niektórych tekstach pojawiają się też dialogi po śląsku. Warto zaznaczyć, że autorzy nie poprzestają tutaj na lokalnych ozdobnikach, bo motywy te stanowią zawsze istotny element całej fabuły.
Już w otwierającym „Inkszy welt” opowiadaniu Michała Niedźwiedzkiego przenosimy się w okres powstań śląskich – tyle że w „Zajściach w kopalni «Wyzwolenie»” obserwujemy świat, w którym po I wojnie światowej sytuacja rozwinęła się w trochę innym kierunku niż w znanej nam historii. Nie zmieniło się jednak to, że miejscowy przemysł jest łakomym kąskiem zarówno dla Polski, jak i Niemiec. Towarzyszymy tutaj podporucznikowi Adolfowi Musiałowi, który przybywa do marionetkowej Republiki Górnośląskiej, aby w razie potrzeby zbrojnie bronić interesów Warszawy. Wraz z głównym bohaterem przekonamy się, że z jednej strony śląski patriotyzm może prowadzić do zaskakujących czynów, a z drugiej wspólny wróg może zaowocować niecodziennymi sojuszami. A dodatkowym atutem opowiadania jest ciekawy sposób wykorzystania w fabule zarówno podobieństwa Adolfa Musiała do jego dowódcy, jak i specyficznej relacji między tymi mężczyznami.
O tym, że Ślązacy mają silne poczucie odrębności swego regionu, możemy się przekonać także w trakcie lektury „Casus belli” Michała Cholewy. Tutaj akcja toczy się niedalekiej przyszłości, a Śląsk przeżywa okres prosperity dzięki odkryciu złóż carnitu. To występujący tylko w tym rejonie niezwykły minerał rozchwytywany jako surowiec energetyczny. Dowiadujemy się, że niestety jego wydobycie bywa okupione śmiertelnymi ofiarami, kiedy na głęboko położonych poziomach dochodzi do uwolnienia cetanu. Nic dziwnego, że w tych okolicznościach praca w kopalni zapewnia nie tylko spore pieniądze, ale i prestiż społeczny. Mogłoby się więc wydawać, że zaginięcie górnika powinno być potraktowane przez policję priorytetowo. Tymczasem prowadzący tę sprawę Artur Potocki ma wrażenie, że tak naprawdę nikt nie oczekuje od niego, aby odnalazł Mariusza Arciszewskiego. Okazuje się jednak, że przełożeni nie docenili policjanta, a z kolei to, co on odkrywa, może przerosnąć najśmielsze wyobrażenia zwolenników teorii spiskowych.
Wyraźny wątek kryminalny występuje też w „Pamięci wody”, gdzie Anna Askaldowicz przedstawia losy Zuzanny prowadzącej prywatne dochodzenie w sprawie dziecka, które utonęło w przepływającej przez Gliwice Kłodnicy. Bohaterka ma przy tym mocną osobistą motywację, gdyż niewiele brakowało, aby kolejną ofiarą był znajdujący się pod jej opieką chłopiec. Ponadto dowiadujemy się, że przed laty śmierć w wodzie poniosła także jej siostra. Kiedy jednak Zuzanna odkrywa kolejne niepokojące fakty związane z okolicą dość niepozornej rzeki, zaczynamy się zastanawiać, na ile jej osąd całej sprawy przystaje do rzeczywistości. I trzeba przyznać, że autorce udaje się utrzymać czytelników w napięciu aż do całkiem pomysłowego finału tej opowieści.
Wprawdzie motywy zaczerpnięte z wierzeń ludowych są obecne już w „Pamięci wody” czy „Casus belli”, ale w przypadku „Córki utopca” dochodzą do głosu już w tytule. Zresztą opowiadanie Katarzyny Rupiewicz samo kojarzy się w największym stopniu z tradycyjną baśnią. To poruszająca opowieść o dziewczynie, która z własnej woli związała się z tytułowym odmieńcem, ale chociaż długo byli ze sobą szczęśliwi, to w pewnym momencie ich spokój zburzyły zmiany, jakie zaszły w świecie magicznych istot.
Z kolei w „Przechyle” tylko na samym początku możemy się łudzić, że przechylanie się budynków to efekty niedostatecznego zabezpieczenia działalności kopalni. Nie od razu jest jednak jasne, jaki ma to związek z Baśką, która z pewnością nie jest zwyczajną dziewczynką. Nawet pal licho to, że nieżyczliwi ludzie i koledzy nazywają ją Znajdą, ale nie jest przecież normalne, by dziecko widziało duchy i z nimi rozmawiało. Trzeba przyznać, że Agnieszka Żak nie tylko sprawnie prowadzi tę opowieść, ale potrafi nas niejednokrotnie zaskoczyć swymi pomysłami.
Zwieńczeniem antologii jest „Głos” Marty Magdaleny Lasik, który rozgrywa się w XXII wieku. Z powodu niedostatku energii transport ograniczono wtedy do minimum, a świat podzielono na strefy, których mieszkańcy co do zasady nie mogą opuszczać. Głowna bohaterka – w ramach swych obowiązków służbowych – co jakiś czas udaje się jednak w okolice zalewu Nakło-Chechło, gdzie przed laty spadł chiński satelita telekomunikacyjny. Okazuje się, że obszar ten przyciąga dziwnie zachowujących się ludzi, a cała ta sprawa może mieć też jakiś związek z pewną miejską legendą związaną z nieczynną radiostacją w Gliwicach.
Nie ulega wątpliwości, że „Inkszy welt” zawiera opowiadania na naprawdę przyzwoitym poziomie. Oczywiście nie znaczy to, że – choćby z racji zróżnicowania gatunkowego tekstów – każdy utwór spodoba się wszystkim czytelnikom. Nie zmienia to faktu, że warto samemu przekonać się, jak bardzo fantastycznym miejscem jest Górny Śląsk – szczególnie że antologię tę można
pobrać za darmo.
