Drugie, „poprawione i poszerzone” wydanie książki „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań” jest bardzo obszerną biografią tego przedwojennego aktora i celebryty (w pozytywnym słowa tego znaczeniu). Niestety, wydaje się, że droga do kolejnych „poszerzonych” wydań została zamknięta dwa miesiące temu.
Wszystko, a nawet więcej
[Ryszard Wolański „Eugeniusz Bodo. „Już taki jestem zimny drań”” - recenzja]
Drugie, „poprawione i poszerzone” wydanie książki „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań” jest bardzo obszerną biografią tego przedwojennego aktora i celebryty (w pozytywnym słowa tego znaczeniu). Niestety, wydaje się, że droga do kolejnych „poszerzonych” wydań została zamknięta dwa miesiące temu.
Ryszard Wolański
‹Eugeniusz Bodo. „Już taki jestem zimny drań”›
Pierwsze wydanie tej książki miało miejsce osiem lat temu i zaowocowało między innymi uzyskaniem tytułu „Książki Historycznej Roku 2012” (nagroda TVP, Polskiego Radia i Instytutu Pamięci Narodowej). Od tego czasu w kwestii wiedzy i pamięci o Bodo zmieniło się wiele – do czego niewątpliwie przyczynił się serial TVP. Ale informacje oraz fotosy z niego są tylko drobnym dodatkiem do całości…
Książkę, mającą ponad 400 stron, otwiera przedmowa Bohdana Łazuki, który „do dziś nie wie, jak to się stało, że nie poznał Eugeniusza Bodo”. Cóż, obstawiam rok urodzenia pana Bohdana – 1938. Ale przejdźmy do treści właściwej. Już w prologu Ryszard Wolański przyznaje, że Bodo w okresie swej świetności był na ustach wszystkich, w tym na łamach prasy codziennej oraz tzw. kolorowej. Wiele osób o nim pisało wtedy oraz później. I sporo tych materiałów się zachowało, toteż autor, gdzie tylko mógł, cytował, cytował, cytował. Zarówno recenzje, jak i wspomnienia.
Niemniej czyta się to fascynująco, bo w te zdania sprzed niemal wieku Wolański zgrabnie wplótł swoje dopowiedzenia. A smykałki do pióra – czy ogólniej, do słowa – odmówić mu nie sposób. Urodzony w 1943 roku dziennikarz muzyczny (i, niestety, zmarły we wrześniu bieżącego roku) od 1972 związany był z Polskim Radiem, a od 1978 także z TVP. Współautor wielu programów telewizyjnych o jazzie, był również autorem ponad 2000 audycji radiowych o tej tematyce. Ale jazz nie zamykał ani nawet nie ograniczał jego horyzontów muzycznych. Obok swego sztandarowego dzieła, „Leksykonu polskiej muzyki rozrywkowej”, wydał biografie między innymi Krzysztofa Klenczona, Jennifer Lopez i Stinga – oraz polskich artystów przedwojennych. Za swoją wieloletnią działalność otrzymał Złotą Odznakę Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego (2000), Złoty Krzyż Zasługi (2004) oraz Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2007).
Autor toczy w swym nagrodzonym dziele porywającą opowieść o młodym człowieku, wypływającym z wdziękiem i humorem na coraz to szersze wody. Po drodze wpadającym czasem co prawda na rafy i mielizny, ale potrafiącym szybko się z nich wykaraskać. Do czasu. Kabaret, rewia, operetka, wreszcie film – we wszystkich swych wcieleniach i zleceniach Eugeniusz Bodo wykazywał się talentem popartym ciężką pracą i przygotowaniem.
Trzy spore rozdziały (z czego środkowy, omawiający działalność filmową Bodo, jest najszerszy) przedstawiają życie artysty w porządku chronologicznym. Na bieżąco śledzimy więc zarówno kolejne przedstawienia i filmy, romanse, sprawę sądową
1), wojaże zagraniczne i krajowe. Widzimy, jak jedne wydarzenia wpływały na drugie, skąd brały się zmiany i czym skutkowały. Czytamy opinie współczesnych Bodo krytyków na bieżącą jego twórczość artystyczną, oglądamy liczne jego wcielenia na zdjęciach z planu, fotosach filmowych lub z życia codziennego. Bo wszystko to opisane zostało ze swadą, poparte licznymi cytatami, okraszone zdjęciami, okładkami (programami) i fotosami, wzbogacone krótkimi streszczeniami filmów oraz skróconymi życiorysami współpracowników.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, że aż tyle materiałów drukowanych zachowało się z tamtych czasów. Tymczasem dołączona na końcu bibliografia wymienia około osiemdziesiąt nazw gazet i czasopism przedwojennych (pism, nie artykułów)! Do tego dochodzi ok, sześćdziesiąt publikacji książkowych, 18 „ważniejszych publikacji” o samym Bodo (ze współczesnych pism i portali), ok, dwudziestu tytułów prasy powojennej, pół tuzina programów teatralnych i telewizyjnych…
Wymieniona jest tu również „ważniejsza dyskografia” Bodo (począwszy od płyt ebonitowych z roku 1927, poprzez pocztówki dźwiękowe i winylowe albumy powojenne, CD z przełomu wieków, aż po DVD z roku 2012). Ułożony chronologicznie „ważniejszy repertuar” to niespełna sto tytułów piosenek. A ilustracje? Sam ich wykaz (ze wskazaniem źródeł) zajmuje całą stronę, w dwóch kolumnach, drobnym drukiem. Całość dodatków wieńczy ośmiostronicowy (także w dwóch kolumnach na stronę i drobnym drukiem) indeks nazwisk osób opisanych lub choćby wspomnianych w tym dziele.
Idealnym uzupełnieniem tej biografii byłaby kolekcja wszystkich zachowanych (oraz odrestaurowanych) filmów z Eugeniuszem Bodo. Może kiedyś… Póki co treść właściwa oraz wszystkie dodatki do książki „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań” potwierdzają, że wspomniany tytuł „Książki Historycznej Roku 2012” nie został nadany przypadkowo ani „po znajomości” – książka bezapelacyjnie na to zasługuje.

1) Samochód, który prowadził (dzień po otrzymaniu prawa jazdy) wypadł z zakrętu w okolicach Łowicza, na skutek czego śmierć poniósł jego przyjaciel i kolega po fachu, Witold Roland. We wraku znaleziono puste butelki, a jeden z policjantów zeznał, że od kierowcy i zabitego czuł alkohol. Choć Bodo twierdził, że był trzeźwy, faktem jest, że po tym wypadku już nigdy nie sięgnął po napoje wyskokowe, a nawet – po latach, jako powszechnie już znany abstynent – odmówił ich reklamowania.