Jules Maigret mógłby pierwsze dni września spędzić spokojnie w Paryżu. Interwencja polityka wysokiego szczebla sprawia jednak, że opuszcza Quai des Orfèvres i wyrusza do nadmorskiego Étretat, aby rozwikłać sprawę tajemniczej śmierci młodej służącej. Choć całkiem prawdopodobne, że to wcale nie ona była docelową ofiarą. Przed takim właśnie problemem Georges Simenon stawia komisarza w powieści „Maigret i starsza pani”.
Przeczytaj to jeszcze raz: Ociężały komisarz myśli dwa razy szybciej
[Georges Simenon „Maigret i starsza pani” - recenzja]
Jules Maigret mógłby pierwsze dni września spędzić spokojnie w Paryżu. Interwencja polityka wysokiego szczebla sprawia jednak, że opuszcza Quai des Orfèvres i wyrusza do nadmorskiego Étretat, aby rozwikłać sprawę tajemniczej śmierci młodej służącej. Choć całkiem prawdopodobne, że to wcale nie ona była docelową ofiarą. Przed takim właśnie problemem Georges Simenon stawia komisarza w powieści „Maigret i starsza pani”.
Georges Simenon
‹Maigret i starsza pani›
Nie tak dawno zachęcałem czytelników „Esensji” do przypomnienia sobie wydanego w Polsce pół wieku temu przez Iskry (w serii „Klub Srebrnego Klucza”) doskonałego kryminału Belga Georges’a Simenona „
Niepokoje komisarza Maigreta” (1953). Wspominałem przy tej okazji, że powstał on podczas dziesięcioletniego pobytu pisarza w Stanach Zjednoczonych. Miejsce, w którym autor pracował nad książką (była to farma w Lakeville w stanie Connecticut) dzieliło od powieściowego miejsca akcji, czyli miasteczka Fontenay-le-Comte w Wandei, pięć i pół tysiąca kilometrów. Sporo, prawda? Tyle że nie był to wcale rekord Simenona. Ten został pobity nieco ponad trzy lata wcześniej przy okazji pisania „Maigreta i starszej pani”. Późną jesienią 1949 roku Belg opuścił na kilka tygodni Lakeville, aby wypocząć nad brzegiem Oceanu Spokojnego. Wybrał w tym celu położone w północnej Kalifornii miasto Carmel-by-the-Sea.
Twórca jednego z najsłynniejszych detektywów w dziejach literatury światowej należał jednak do pracoholików i najlepiej odpoczywało mu się wtedy, kiedy… pracował. 29 listopada zasiadł więc ponownie, mimo urlopu, do maszyny i zaczął tworzyć kolejną powieść. Zabrało mu to tym razem naprawdę sporo czasu, bo pisał aż do 8 grudnia, czyli całe dziesięć dni. Podczas gdy zazwyczaj zamykał rzecz w siedmiu, względnie ośmiu. Gotowy maszynopis wysłał oczywiście do Paryża, gdzie z niecierpliwością czekał na niego zaprzyjaźniony z Simenonem właściciel wydawnictwa Presses de la Cité, Duńczyk Sven Nielsen. Co ciekawe, powieść ukazała się w 1950 roku bez wcześniejszej publikacji w prasie, co było w przypadku książek z Maigretem w roli głównej rzadkością. Ale wracając do rzeczy: akcję „Maigreta i starszej pani” belgijski prozaik umieścił w leżącym nad Kanałem La Manche, niedaleko Hawru, normańskim miasteczku Étretat. Ile to kilometrów od Carmel-by-the-Sea? Nie szukajcie. Mniej więcej osiem tysięcy dziewięćset! Zaiste, tęsknota pisarza za Europą musiała być wielka.
Akcja powieści – trzydziestej trzeciej w cyklu z Maigretem – rozgrywa się w ciągu kilku wrześniowych dni (możemy się domyślać, że 1949 roku). Trwa jeszcze wprawdzie kalendarzowe lato, ale wieczory bywają już chłodne. Kiedy we wtorkowy poranek komisarz pojawia się na Quai des Orfèvres, zgłasza się do niego sympatyczna staruszka. Przedstawia się jako Valentine Besson (tłumacz Roman Chrząstowski spolszczył zdecydowaną większość imion), wdowa po farmaceucie Ferdinandzie, który dorobił się swego czasu ogromnego majątku, produkując krem kosmetyczny „Juva”. Zmarł jednak pięć lat temu, przed śmiercią straciwszy w wyniku kryzysu większość pieniędzy. W efekcie, chcąc zabezpieczyć żonę na samotną starość, wystarał się dla niej o dożywotnią wdowią rentę i willę w Étretat. Nie liczył bowiem na to – i wydaje się, że słusznie – że macochą zajmą się dwaj jego synowie z pierwszego małżeństwa, Théo (kawaler i hulaka) oraz Charles (dużo bardziej poukładany, ale myślący głównie o sobie). Z kolei Valentine sama zadbała o to, by nie móc liczyć na wsparcie własnej córki Arlette.
W efekcie rodzinnych animozji i zawirowań od pięciu lat wdowa Besson (gwoli ścisłości Ferdinand był jej drugim mężem) mieszka w Étretat jedynie z dwudziestotrzyletnią służącą Rose Trochu, córką rybaka z pobliskiej wioski Yport. Pasierbów i córkę widuje rzadko; jest tylko jeden dzień w roku, kiedy Valentine odwiedzają wszyscy – to 3 września, dzień jej urodzin. I właśnie tego dnia w nocy – z niedzieli na poniedziałek – ktoś, jak twierdzi, próbował ją zabić. Konkretniej: otruć arszenikiem dodanym do zażywanego przez nią regularnie lekarstwa na sen. Stwierdziwszy jednak, że jest ono zbyt gorzkie, staruszka zrezygnowała z jego wypicia. W nocy ją i śpiącą w willi w pokoju na parterze Arlette obudziły jęki Rose, która właśnie konała w konwulsjach. Valentine doszła do wniosku, że służąca – zapewne z ciekawości – wypiła środek przeznaczony dla niej i z tego powodu umarła. Śledztwo trafiło w ręce inspektora Castainga z Hawru, lecz wdowa Besson postanowiła poprosić o ujęcie mordercy Maigreta.
W tym samym czasie u przełożonego komisarza interweniuje sam minister sprawiedliwości, którego o oddelegowanie Maigreta do Étretat poprosił z kolei Charles Besson, pasierb Valentine i – trochę z przypadku – poseł do parlamentu. O ile staruszce policjant mógłby odmówić, o tyle prośbie szefa, popartej autorytetami ministra i posła – już nie wypada. Chcąc nie chcąc, komisarz wybiera się więc nad morze, by rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci Rose. W miasteczku powoli kończy się sezon turystyczny; za kilkanaście dni zostaną zamknięte hotele i zapadnie ono w sen jesienno-zimowy. Ta atmosfera końca lata udziela się zresztą Maigretowi, który sprawia wrażenie wyjątkowo ociężałego. Nawet inspektor Castaing nie może się nadziwić. To naprawdę jest ten legendarny detektyw, przed którym drżą najwięksi paryscy (i nie tylko) przestępcy? Dochodzenie komisarz prowadzi w typowy dla siebie sposób: rozmawia ze świadkami i osobami, które – jego zdaniem – mogą posiadać istotną w sprawie wiedzę.
Sam od siebie mówi niewiele, nie dzieli się także swoimi spostrzeżeniami, nie rzuca światłych myśli i nie sprawia wrażenia wszystkowiedzącego. Castaing ma pełne prawo czuć zawód. Nie tego spodziewał się po słynnym starszym i wyższym stopniem koledze po fachu. Ale ta pozorna ociężałość Maigreta nikogo nie powinna zmylić. Najważniejsze bowiem dzieje się w jego umyśle. Umiejętność kojarzenia faktów i wyciągania wniosków, podparte doskonałą znajomością psychiki i „duszy” ludzkiej – prowadzą go, czasami wprawdzie obrzeżami, ale jednak, do wyznaczonego celu. Komisarz sam wychowywał się w niewielkiej miejscowości; zna mentalność mieszkańców małych miasteczek; doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie targają nimi emocje. Na dodatek jest wyśmienitym obserwatorem. Mało co umyka jego uwagi. A to, że niekiedy przestępcy go nie doceniają – ostatecznie staje się dla nich poważnym problemem, nie dla niego.
Każda kolejna rozmowa przybliża komisarza do poznania prawdy. Choć to tak naprawdę dopiero połowa sukcesu. Trzeba jeszcze udowodnić mordercy popełnienie zbrodni. A nie jest to wcale takie łatwe, albowiem okazuje się on człowiekiem nadzwyczaj sprytnym i przebiegłym. „Maigret i starsza pani” to powieść tyle kryminalna, co – w przypadku Georges’a Simenona można to uznać za tradycję – psychologiczna. Belgijski pisarz dokonuje w niej wiwisekcji rodziny mieszczańskich dorobkiewiczów, obnaża jej moralną miałkość i chciwość tak wielką, że prowadzącą do morderstwa. A w zasadzie dwóch morderstw, ponieważ pod koniec pada jeszcze jeden trup. Ta ofiara zostaje w pewnym sensie złożona na ołtarzu sprawiedliwości – bez niej trudno byłoby cokolwiek udowodnić. Choć i z nią pewne kwestie wymykają się jednoznacznej ocenie z punktu widzenia obowiązującego prawa.
To jedna z tych książek, które pozostają w głowie na dłużej. Dotarłszy do finału, czytelnik ma prawo – podobnie zresztą jak Maigret – czuć satysfakcję, ale z drugiej strony jest ona, z powodu jakiego wyjawić w recenzji nie można, mocno przytłumiona. Choć z punktu widzenia filmowców „Maigret i starsza pani” to ciekawy kąsek, powieść doczekała się jedynie trzech telewizyjnych (serialowych) adaptacji. Brytyjskiej (1960), francuskiej (1979) i francusko-belgijskiej (1994), w których komisarz ma – odpowiednio – twarz Ruperta Daviesa, Jeana Richarda i Bruno Cremera.
