„Niemcy opętane” obiecują więcej niż w rzeczywistości dostarczają. Monica Black traktuje opisywane wydarzenia bardzo pobieżnie, a jej wnioskom często brakuje precyzji.
Polowanie na czarownice
[Monica Black „Niemcy opętane” - recenzja]
„Niemcy opętane” obiecują więcej niż w rzeczywistości dostarczają. Monica Black traktuje opisywane wydarzenia bardzo pobieżnie, a jej wnioskom często brakuje precyzji.
Monica Black
‹Niemcy opętane›
Książka nie dotyczy, wbrew temu, co można by sądzić po tytule, procesów czarownic w epoce nowożytnej, ile podobnych wydarzeń, które miały miejsce w Republice Federalnej Niemiec tuż po II wojnie światowej. Z niemałym zdumieniem możemy przeczytać tu o scenach rodem ze średniowiecza, kiedy tłumy ludzi przybywały na spotkania z rzekomym cudotwórcą, a mieszkańcy położonych na północy kraju wiosek oskarżali swoich sąsiadów o rzucanie na nich uroków. Monica Black koncentruje się na pierwszych dwóch powojennych dekadach, dokonując podziału na dwie różne formy „nawiedzenia” czy też opętania. Pierwszą z nich było poszukiwanie przez masy ludzi mesjasza, kogoś, kto mógłby zapewnić im duchowe uzdrowienie. Drugą stanowiły psychozy związane z poszukiwaniem czarownic w lokalnych społecznościach.
W jednym z rozdziałów autorka odwołuje się do danych statystycznych, wspominając o „setkach procesów” zarówno wytaczanych prześladowcom rzekomych czarownic (była to wszak kwestia pomówień o czary i nadszarpnięcia dobrego imienia członków i członkiń lokalnych społeczności), jak i tym przeciwko rzekomym wiedźmom. Przyjrzenie się różnorodności tych wydarzeń z pewnością stanowiłoby interesujące opracowanie. I właśnie coś takiego zapowiada wydawca na czwartej stronie okładki: „Czarownice i czarownicy rozpełźli się po kraju, mnożyli się uzdrowiciele i cudotwórcy, egzorcyści walczący z nawiedzającymi ludzi demonami, a plotki wieszczące apokalipsę lotem błyskawicy obiegały wsie i miasta”.
Tak się jednak składa, że Black osią swojej książki uczyniła życie i dokonania Brunona Gröninga, pochodzącego z Gdańska niemieckiego cudotwórcy – Wunderdoktora – który sławę zdobył na przełomie lat 40. i 50. XX wieku. Tysiące ludzi przybywały na spotkania z nim w nadziei na to, że zdoła on wyleczyć ich z prawdziwych lub wyimaginowanych schorzeń. Czasami się to udawało (choć Black po wielokroć stwierdza, że skuteczności „metod” Gröninga nie da się naukowo zbadać ani zweryfikować), innym razem – jak w przypadku jego pierwszego „pacjenta” czy zmarłej na gruźlicę Ruth – już nie.
Okazjonalnie pojawiają się w książce odniesienia do innych wydarzeń związanych z tytułowym opętaniem, ale prezentują się jako dodane na siłę i bez głębszego umiejscowienia ich w głównej narracji (która, choć chronologiczna, koncentruje się w dużej mierze na wspomnianym wyżej Gröningu). Trochę jak gdyby sama historia tego cudotwórcy okazała się zbyt mało wciągająca i różnorodna i Black musiała uzupełnić książkę dodatkowymi przykładami.
W wielu miejscach autorka stara się (choć bez większego przekonania) umiejscowić losy głównego bohatera książki na tle powojennych Niemiec (czy raczej, by być precyzyjnym, Republiki Federalnej Niemiec). Odwołuje się oczywiście do przegranej wojny, pamięci o III Rzeszy i tego, jak w tym kontekście pojmowano zło. Sam Gröning wielokrotnie wspominał, że jest w stanie wyleczyć jedynie „dobrych” ludzi – ale z typowym dla siebie brakiem konkretów nigdy nie wyjaśniał dokładnie, kogo ma na myśli i jak owo dobro należałoby rozumieć. W gruncie rzeczy trudno mu się dziwić, skoro sam brał czynny udział w II wojnie światowej i wychował się w zdominowanym przez nazistów Gdańsku. Jednoznaczne definiowanie tego, kto jest dobry, a kto zły, nie było w powojennych Niemczech czymś, na co ktokolwiek by się porwał.
Black nawiązuje również do procesów denazyfikacyjnych, ale, jak wspomniałem, niewiele z tych nawiązań wynika – może poza faktem, że wśród prominentnych przedstawicieli zachodnioniemieckiego świata nauki, medycyny i polityki znalazło się wielu ludzi, którzy pełnili równie istotne funkcje w czasach III Rzeszy. Powszechne milczenie związane z niedawną historią miało być rozwiązaniem umożliwiającym całemu społeczeństwu powrót do normalności i zbudowanie nowej tożsamości. Black za cel stawia sobie dowiedzenie, że rzekomo harmonijny obraz powojennych Niemiec, jaki starano się wówczas promować, był bardzo daleki od ideału i że właśnie odwoływanie się do elementów nadprzyrodzonych stanowiło podświadome ujście dla wielu ówczesnych resentymentów. W przypadku Gröninga autorka wysuwa tezę, że w jego historii kluczową rolę odegrał sam tłum, który chciał widzieć w nim cudotwórcę i czuć się uleczonym z traumatycznych przeżyć minionych lat. Co ciekawe, mimo bardzo wyraźnych elementów wspólnych między charyzmą Wunderdoktora a Adolfa Hitlera, porównania między nimi pojawiają się w książce bardzo sporadycznie.
Tam, gdzie autorka sięga do tematu procesów czarownic oraz procesów o zniesławienie, pojawiają się jedne z ciekawszych obserwacji w całej książce. Resentymenty, które stanowiły podstawę do podobnych oskarżeń sięgały jeszcze czasów III Rzeszy i były bezpośrednio związane z bardzo przyziemnymi kwestiami takimi jak zawiść czy zazdrość. Był to nowy (i dość krótkotrwały) „język konfliktu społecznego”. Niestety, nie doczekał się on tak wnikliwego omówienia, jak losy Gröninga.
Choć nie sposób odmówić autorce rzetelnej historycznej pracy opartej na wielu źródłach z epoki, to jednak efekt końcowy pozostawia wiele do życzenia. Koncentrując się na losach Brunona Gröninga, Black po macoszemu traktuje inne przejawy powojennych „opętań” – informacje na temat oskarżeń kierowanych pod adresem rzekomych czarownic i ich walka z pomówieniami czy wspominane na wstępie apokaliptyczne wizje krążące między ludźmi okazują się tematami drugiej kategorii. Również spojrzenie na opisywane wydarzenia z szerszej perspektywy powojennych losów – tak społecznych, jak i politycznych – RFN zostało potraktowane pobieżnie. W efekcie dostajemy do rąk książkę, która dotyka niezwykle interesujących kwestii, ale brakuje jej odpowiedniej głębi i przemyślanej struktury.
