Osią akcji „Sprawy prezydenta” jest aresztowanie na terenie Unii Europejskiej byłego przywódcy USA za zbrodnie na ludności cywilnej. Thriller – w zamyśle globalny – tylko częściowo spełnia oczekiwania, choć opiera się na niezłym pomyśle.
Wielkie wyzwanie
[Marc Elsberg „Sprawa prezydenta” - recenzja]
Osią akcji „Sprawy prezydenta” jest aresztowanie na terenie Unii Europejskiej byłego przywódcy USA za zbrodnie na ludności cywilnej. Thriller – w zamyśle globalny – tylko częściowo spełnia oczekiwania, choć opiera się na niezłym pomyśle.
Marc Elsberg
‹Sprawa prezydenta›
Marc Elsberg, austriacki autor zasługujących na uwagę kilku już thrillerów, od kilku lat znany jest bardzo dobrze polskim czytelnikom. Za najlepszą jego powieść uznaję „
Blackout” (W.A.B., 2015), gdzie dostajemy sugestywny i mocno przerażający obraz „końca naszego świata”, zależnego od dostaw prądu i zaawansowanych technologii, które przestają funkcjonować, gdy zaczyna brakować zasilania. To przy tym dobrze napisana książka, ciekawie skonstruowana i przemyślana. Ostatnią propozycją autora była „
Chciwość”, poświęcona zagadnieniom światowej ekonomii i nierównościom.
Tym razem głównym bohaterem powieści jest były prezydent USA. Autor postawił Douglasa Turnera przed naprawdę wielkim wyzwaniem: podczas wizyty w Grecji zostaje on aresztowany pod zarzutem umyślnych ataków na ludność cywilną w Afganistanie, do których doszło jakiś czas temu. Sprawa została wytoczona przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
Przedstawicielką tej instytucji jest prokuratorka Dana Martin. To dosyć ciekawie skonstruowana przez autora postać. Jako kilkuletnia dziewczynka wyjechała z matką z ogarniętego wojną bałkańską Sarajewa do Niemiec. Doświadczenia Dany jako dziecka – świadka wojny oraz dorosłej już osoby „z tłem migracyjnym” sprawiają, że kobieta ma do sprawy prezydenta Turnera szczególny, niemal osobisty stosunek.
Wielka szkoda jednak, że autor skupił się nadmiernie na jej postaci, zamiast z większym rozmachem nakreślić schematy działań politycznych, pokazać mechanizmy rozpowszechniania informacji oraz dezinformacji (choć trzeba przyznać, że media społecznościowe są w powieści obecne). Wielu polityków na świecie w takiej sytuacji, w jakiej znalazły się Stany Zjednoczone, pociągnęłoby za niejeden sznurek – zarówno oficjalnie, jak i za kulisami dyplomatycznych aren. Tym bardziej, że aresztowanie Turnera mocno wpływa na sytuację obecnego prezydenta USA, będącego u progu kampanii przed kolejnymi wyborami. Jego reelekcja staje pod wielkim znakiem zapytania.
Zamiast akcji pełnej tempa i zwrotów, zbyt długo i bezproduktywnie „grzęźniemy” razem z Daną w uliczkach (skądinąd malowniczych) Aten, przysłuchujemy się jej służbowym i prywatnym pogawędkom, także z pewnym nowym znajomym, który wnosi sporo zamętu. Autor tak poprowadził akcję, że pozbawił wziętą międzynarodową prawniczkę, nazwijmy to, egzystencjalnego bezpieczeństwa. Jednak gdy powieść się kończy, w gruncie rzeczy nie bardzo rozumiemy, czemu ten wątek miał właściwie służyć.
Urzędujący przywódca USA jest w powieści w miarę widoczny i aktywny, ale może dziwić, że Elsberg kompletnie „zapomniał” o przywódcach Unii Europejskiej (czy to nadal sojusznik Ameryki?), nie wspominając o Rosji czy Chinach. Trudno sobie w globalnej polityce wyobrazić, aby wydarzenie o takiej skali pozostawało bez ich reakcji. Nawet greccy politycy prezentują się raczej mało dynamicznie. Dopiero rozdział 96 pokazuje, czym mogłaby być ta powieść i jak szeroko mogłaby być zakrojona! Szkoda, że tak mało miejsca zajęło autorowi ujawnienie mechanizmów nowocześnie prowadzonej polityki na skalę ogólnoświatową z działaniami tajnych służb, z kruczkami socjotechnicznymi, włącznie ze „spinami”.
W rezultacie „Sprawa prezydenta” jak na „globalny” thriller jest bardziej statyczna niż dynamiczna. Niemała jej część rozgrywa się także na sali sądowej, gdzie trwa mozolna batalia o uwolnienie aresztowanego prezydenta, ewentualnie o jego warunkowe zwolnienie. Marc Elsberg próbuje też „przetestować”, czy Amerykanie odważyliby się na nielegalne odbicie swojego byłego przywódcy. Zostaje tu przy okazji przypomniana akcja uwolnienia zakładników z ambasady w Iranie w 1980 roku. Zamiarem autora było również pokazanie etycznych skutków politycznych decyzji i ponoszenia za nie odpowiedzialności. Jednak w moim odczuciu te nuty nie wybrzmiewają szczególnie głośno i przekonująco.
Mamy tu zasługującą na uwagę postać sygnalisty Steve′a, choć jego wątek jest rozwlekły i trochę mało urozmaicony. Oczywiście wiadomo, że mężczyzna ucieka i próbuje się ukryć, ale z czasem jego śmiertelne przerażenie przestaje ekscytować. Z drugiej strony jednak, warto uważnie prześledzić losy tego bohatera. Są one bowiem dowodem na to, w jak dramatyczny sposób może się zmienić życie każdego z nas. Gdy prywatna osoba nieoczekiwanie dla siebie znajdzie się w nieodpowiednim dla siebie miejscu, może za to zapłacić zdrowiem lub nawet życiem.
Akcja „Sprawy prezydenta” przyspiesza dopiero na około sto stron przed zakończeniem. Zbiega się tutaj większość wątków, sytuacja konfliktowa dąży do przesilenia. Są spektakularne sceny pościgów i ucieczek oraz nieustanna walka z czasem. Mimo wskazanych wcześniej niedociągnięć „Sprawa prezydenta” może dostarczyć nam rozrywki podczas lektury. Nie można odmówić Marcowi Elsbergowi sprawności i biegłości w posługiwaniu się piórem. Sam pomysł na powieść (aresztowanie wpływowego polityka „wolnego świata” za zdradę zachodnich wartości) nie jest zły, szkoda, że jego potencjał wydaje się nie do końca wykorzystany.

Podobne zdarzenie miało miejsce w naszej rzeczywistości w 1998 r. W Wielkiej Brytanii aresztowano byłego prezydenta z Ameryki. Tyle że z Południowej. Zatrzymany został były prezydent Chile Augusto Pinochet. Być może zainspirowało to Autorkę powieści.