„Starcie tyranów” Laurence′a Reesa to kolejna książka o II wojnie światowej. Autor prezentuje w niej wydarzenia, które dla większości zainteresowanych tym tematem nie będą niczym odkrywczym, ale sposób ich ujęcia – przez pryzmat decyzji podejmowanych przez Hitlera i Stalina – z pewnością zasługuje na uwagę.
Ten okrutny XX wiek: Surowi ojcowie narodów
[Laurence Rees „Starcie tyranów” - recenzja]
„Starcie tyranów” Laurence′a Reesa to kolejna książka o II wojnie światowej. Autor prezentuje w niej wydarzenia, które dla większości zainteresowanych tym tematem nie będą niczym odkrywczym, ale sposób ich ujęcia – przez pryzmat decyzji podejmowanych przez Hitlera i Stalina – z pewnością zasługuje na uwagę.
Laurence Rees
‹Starcie tyranów›
Nie byłoby do końca słuszne stwierdzenie, że forma książki jest jej jedynym atutem. Rees, który przez długie dziesięciolecia pracy dla BBC miał okazję przeprowadzić wywiady z bardzo licznymi uczestnikami i ofiarami II wojny światowej, sięga do tych zasobów i wielokrotnie przytacza wypowiedzi różnych osób. Są wśród nich SS-mani aż do śmierci wierzący w słuszność rasistowskiej polityki Hitlera, ofiary niemieckich obozów koncentracyjnych, szeregowi żołnierze walczący na froncie wschodnim (po obu stronach), sowieccy partyzanci czy współpracownicy obu dyktatorów. Oczywiście historia mówiona jest jedynie dopełnieniem tych wszystkich informacji, które można znaleźć w źródłach pisanych i na których Rees buduje swoją główną narrację.
Podtytuł książki brzmi „Sojusznicy i wrogowie”, odpowiadając w pełni przemianie, jaka zaszła w relacjach między III Rzeszą a Związkiem Sowieckim w ciągu niecałych dwóch pierwszych lat II wojny światowej. To, co zaczęło się od zaskakującego cały świat paktu między mocarstwami, po którym nastąpił równie zaskakujący podział Polski we wrześniu 1939 roku, zakończyło się sześć lat później zdobyciem przez Sowietów Berlina i samobójstwem Hitlera. A przecież nawet jeszcze w 1941, mimo ograniczonych sukcesów planu „Barbarossa”, nic nie wskazywało na to, że III Rzesza upadnie. Z tych dwóch dyktatorów to Stalin okazał się zwycięzcą, a Hitler przegranym – co wciąż ma swoje skutki jeśli brać pod uwagę powszechne postrzeganie ich obu. Rees dowodzi jednak, że nie chodziło wyłącznie o różnice charakterów, ale także o systemy, jakie obaj wytworzyli, nie wspominając także o zdolności do adaptacji.
Zdominowanie niemieckiej polityki przez NSDAP pod wodzą Hitlera w latach 30. nie oznaczało wcale szeroko zakrojonych przemian, szczególnie jeśli chodziło o wojskowość. Armia, marynarka wojenna i lotnictwo były kluczowe dla planowanych militarnych podbojów Fuhrera, które nie byłyby możliwe, gdyby nagle zaczęto wymieniać doświadczonych oficerów na ludzi wiernych partii. To właśnie dzięki tym dowódcom było możliwe przeprowadzenie zakończonych wieloma sukcesami kampanii w Polsce i później za zachodzie Europy. Hitler stawiał przed swoimi generałami cele (niekiedy, to fakt, uznawane za nieosiągalne), ale jednocześnie szczegółowe wykonanie pozostawiał w ich rękach. Przynajmniej do czasu.
Tymczasem w ZSRS po czystce, jakiej dokonał Stalin w drugiej połowie lat 30. zdecydowanie brakowało wyszkolonych dowódców. Kiepski stan sowieckiej armii najlepiej zilustrowała
wojna zimowa przeprowadzona przeciwko Finlandii, w trakcie której mniej liczni Finowe stawili zacięty opór najeźdźcy. Co więcej, w przeciwieństwie do Hitlera Stalin aktywnie angażował się w kwestie militarne, o których nie miał zbyt wielkiego pojęcia. W przededniu niemieckiego ataku, mimo licznych doniesień potwierdzających wrogie intencje Wehrmahtu, przywódca ZSRS po prostu nie chciał przyjąć do wiadomości, że sojusznik może go zdradzić.
Do wartych uwagi elementów walk na froncie wschodnim należy zaliczyć wspominane wielokrotnie przez Reesa zmiany w podejściu zarówno Hitlera, jak i Stalina. Ten pierwszy z czasem zaczął wierzyć we własny geniusz militarny, który przed 1941 rokiem doprowadził go do tak wielu zwycięstw w całej Europie. Zamiast polegać na sprawdzonych dotychczas metodach i pozwalać swoim dowódcom na sporą elastyczność w podejmowanych na wschodzie działaniach, Fuhrer zaczął coraz silniej ingerować w decyzje poszczególnych generałów, odbierając dowództwo tym, którzy nie zgadzali się z jego hurraoptymistycznymi przewidywaniami lub nierealnymi celami. Jednocześnie Stalin, po licznych klęskach, jakie Armia Czerwona poniosła w pierwszych miesiącach wojny z Niemcami, zaczął coraz bardziej polegać na tych generałach, którzy pozostali mu do dyspozycji. Wciąż pozostawał wobec nich nieufny i miał zwyczaj ingerować w ich plany (co doprowadziło do kilku sromotnych porażek), ale im bardziej front przesuwał się na zachód, na tym większą swobodę im pozwalał.
Zaskakująco dużo miejsca Rees poświęca kwestii Polski, nie ograniczając się przy tym wyłącznie do tematyki Holocaustu, jaki rozegrał się na polskim terytorium. Owszem, wątki związane z wysiedleniami, mordowaniem polskich elit, antysemicką polityką III Rzeszy, ustanawianiem obozów śmierci zajmują sporo miejsca. Jednocześnie autor opisuje także to, co działo się na terenach okupowanych przez Sowietów, jak również polityczne kalkulacje Aliantów związane z odbudową powojennego ładu. Nie są to informacje nowe, ale obiektywne ujęcie tematu i przedstawienie Churchilla i Roosvelta w nieszczególnie korzystnym świetle – szczególnie na tle wyrachowanego Stalina – zasługuje na uwagę.
Podobnie jak „
Auschwitz”, także „Starcie tyranów” Rees podsumowuje w sposób daleki od pozytywnego. Niewiele ofiar obu totalitaryzmów doczekało się zadośćuczynienia za swoje wojenne i powojenne cierpienia. Co więcej, z czasem niepodważalne podobieństwa między oboma dyktatorami zaczęły się w powszechnej świadomości zacierać. Dziś to właśnie Hitler bardziej niż Stalin stanowi uosobienie zła. Temu drugiemu zaś wciąż stawia się pomniki. I to pomimo tego, że „żaden z nich nie wahał się uśmiercić milionów ludzi”.
