„Twierdza” Alexandra Watsona w przystępny sposób opisuje walki o twierdzę Przemyśl i początki I wojny światowej na froncie wschodnim. Nie ograniczając się do historii militarnej, autor kreśli barwny i niepozbawiony absurdów obraz tamtych wydarzeń.
Ten okrutny XX wiek: Broniąc honoru Austro-Węgier
[Alexander Watson „Twierdza” - recenzja]
„Twierdza” Alexandra Watsona w przystępny sposób opisuje walki o twierdzę Przemyśl i początki I wojny światowej na froncie wschodnim. Nie ograniczając się do historii militarnej, autor kreśli barwny i niepozbawiony absurdów obraz tamtych wydarzeń.
Alexander Watson
‹Twierdza›
Podtytuł („Oblężenie Przemyśla i korzenie skrwawionych ziem Europy”) w pełni oddaje dwoistą naturę tej książki. Z jednej strony autor koncentruje się na tym, co stanowi sedno tej monografii: na walkach o Przemyśl na przełomie 1914 i 1915 roku. Z drugiej strony stara się przedstawić te wydarzenia jako jakiegoś rodzaju punkt zwrotny w historii XX wieku.
Watson rozpoczyna od ogólnego nakreślenia historii miasta, ze szczególnym uwzględnieniem jego rozwoju w drugiej połowie XIX wieku pod rządami Austro-Węgier, kiedy to uznano je za idealne miejsce do przekształcenia w twierdzę. Przemyśl miał chronić dostępu do Galicji Zachodniej i stanowić główny punkt oporu w tym regionie w przypadku rosyjskiego natarcia. Była to decyzja strategiczna, w której podjęciu miał brać udział sam cesarz. W kolejnych latach obserwowano stopniowe i kosztowne przekształcenia tego prowincjonalnego miasta w solidną placówkę militarną. Rozwój technologii na przestrzeni wieków sprawił, że nowo powstała twierdza Przemyśl nie była aż tak nowoczesnym bastionem CK Monarchii jak mogliby chcieć jej twórcy. Mimo to, kiedy przyszło do jej obrony, otaczający miasto pierścień umocnień okazał się wystarczająco solidny, by powstrzymać rosyjską armię na długie tygodnie.
Nie jest prawdą sugerowane na okładce stwierdzenie, że Przemyśl przetrwał sześciomiesięczne oblężenie. Po pierwszych walkach na froncie wschodnim, zdemoralizowana i solidnie uszczuplona armia austro-węgierska została zmuszona do wycofania się na zachód pod naporem liczniejszych i lepiej zorganizowanych wojsk rosyjskich. Watson po wielokroć podkreśla nie tylko lepsze przygotowanie carskiej artylerii, ale również o wiele lepszy sprzęt, którym dysponowała. Miało to odegrać kluczową rolę w walkach o Przemyśl – broniony nie przez oddziały zawodowców, ale głównie przez pochodzących z różnych regionów Cesarstwa landszturmistów dowodzonych przez oficerów rezerwy. Rosjanie okrążyli twierdzę już we wrześniu 1914 roku i liczyli na jej rychłe zdobycie, co pozwoliłoby im podjąć pościg za rozbitą we Wschodniej Galicji armią polową. Jednocześnie utrzymanie obrony Przemyśla było kluczowe dla reorganizacji sił austro-węgierskich.
Walki o miasto toczone pod koniec września i na początku października były krwawe, ale mimo celności rosyjskiej artylerii napastnikom nie udało się w poważniejszy sposób uszkodzić żadnego z broniących twierdzy fortów. Oczywiście ciągły ostrzał miał w sobie również element demoralizujący obrońców, ale morale odegrało zaskakująco niewielką rolę w tym etapie walk o Przemyśl. Mimo ponawianych ataków piechoty, Rosjanom nie udało się zdobyć przemyskich umocnień przed powrotem cesarskiej armii polowej i w pierwszej połowie października zostali zmuszeni do wycofania się na wschód. Pierwsze oblężenie twierdzy zakończyło się fiaskiem.
Był to jednak tymczasowy sukces, bo niepowodzenia wojsk austro-węgierskich na północy doprowadziły do kolejnego odwrotu. Przez wzgląd na ograniczone zapasy rozważano poddanie twierdzy, szczególnie że w listopadzie 1914 roku „Przemyśl nie miał już dłużej znajdować się w samym środku decydujących operacji, ale raczej na ich peryferiach. Poza tym, w odróżnieniu od sytuacji z września, austro-węgierska armia polowa tym razem nie cofała się w panice.” Mimo to honor armii, symbolizm wcześniejszego oporu i względy osobiste sprawiły, że podjęto brzemienną w skutki decyzję o tym, że miasto miało kontynuować swoją chwalebną walkę z siłami najeźdźcy. Tym razem jednak Rosjanom nigdzie się nie spieszyło i zamiast kosztownych szturmów postanowili zmusić Przemyśl do kapitulacji długotrwałym oblężeniem (wliczając pierwsze próby bombardowania przy użyciu samolotów). Ostatecznie miasto poddało się w marcu 1915, kiedy skończyły się wszelkie zapasy i nie było żadnych nadziei na ratunek.
To właśnie drugie oblężenie twierdzy stanowi dla Watsona okazję do przyjrzenia się nie tylko historii militarnej (która dość często schodzi w tej książce na dalszy plan), ale codzienności żołnierzy i cywilów odciętych od świata i zmuszonych do radzenia sobie ze stopniowo pogarszającymi się warunkami w mieście. Tworzone przez szeregowców i dystrybuowane wśród załogi gazetki spoglądały na ich kiepską sytuację z humorem, jak chociażby okopowy żart o różnicę między oblężeniem Troi a oblężeniem Przemyśla
1). Nie zabrakło licznych absurdów, które mogły mieć miejsce tylko w CK Armii, jak chociażby złożone układy niemalże-taneczne mające na celu identyfikację patroli. W okolicach świąt Bożego Narodzenia polscy żołnierze armii rosyjskiej zostawiali na ziemi niczyjej dodatkowe racje żywnościowe i życzenia dla swoich rodaków z twierdzy. Podczas gdy szeregowcy marzli i głodowali, ich oficerowie nawet pod koniec oblężenia mogli raczyć się wiktuałami rodem z czasów pokoju. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że poza ogromnymi stratami w ludziach obrona Przemyśla nie miała żadnego militarnego znaczenia, a kilka miesięcy po jego kapitulacji miasto zostało odbite z rąk rosyjskich w ramach
kontrofensywy rozpoczętej pod Gorlicami.
Największym mankamentem książki są wspomniane już próby spojrzenia na wydarzenia z lat 1914 i 1915 z punktu widzenia naszej dzisiejszej wiedzy na temat XX wieku i okrucieństw, jakie miała ze sobą przynieść II wojna światowa. Sposób, w jaki Watson o tym pisze, jest wyjątkowo ahistoryczny: zamiast próbować spojrzeć na antysemickie i nacjonalistyczne ekscesy po obu stronach frontu z czysto historycznego punktu widzenia, decyduje się uznać je za pierwsze sygnały nadchodzących i nieuchronnych wydarzeń kolejnych dziesięcioleci.
Na koniec jeszcze jeden, zaskakująco aktualny, cytat:
Rzeczy, które uznajemy za pewne, solidne, stabilne i trwałe, mogą czasami zawalić się szokująco gwałtownie. Latem 1914 roku wybuchła wojna, która objęła swym zasięgiem całą Europę. Wszyscy widzieli, jak na horyzoncie zbierają się gradowe chmury, ale tak naprawdę prawie nikt nie wierzył w to, że kataklizm konfliktu między mocarstwami może faktycznie nastąpić. Najmodniejszym słowem tamtej epoki był „postęp”. Ostatnia naprawdę wielka wojna toczyła się sto lat wcześniej. Armie jednak wytrwale szykowały się do przyszłego konfliktu zbrojnego, chociaż niektórzy eksperci twierdzili, że w epoce współczesnej – bogatszej, swobodniejszej, lepiej wykształconej i bardziej zaawansowanej technicznie od wszystkiego, co ludzkość znała wcześniej – wojna jest niemożliwa. Państwa europejskie rzekomo były już zbyt uzależnione od siebie nawzajem, a nowoczesne uzbrojenie stało się zbyt niszczące. Ci sami specjaliści ostrzegali, że wszelki konflikt zbrojny byłby „wyniszczający zarówno dla zwycięzcy, jak i dla zwyciężonego” oraz zakończyłby się „powszechną anarchią, czyli sprowadzeniem ludzi do najżałośniejszego stanu”. Tymczasem w miasteczka i wioskach Starego Świata ludzie żyli tak, jakby armagedon nie miał nigdy nadejść. Pracowali, robili kariery i interesy, zakochiwali się, wychowywali dzieci.

1) Różnica była taka, że pod Troją żołnierze byli w brzuchu konia, a w Przemyślu konie są w brzuchach żołnierzy.