W „Opowieściach okrutnych” Pawła Siedlara zawarto rzekomo wszystko to, co najlepsze w klasycznych opowieściach grozy. Całość doprawiona miała być niezwykłą atmosferą „rodem z filmów Hitchcocka”. Niestety, zapowiedzi te były trochę na wyrost, co nie zmienia faktu, że książka zła nie jest. Niestety, nie jest też rewelacyjna.
Horrory klasy B
[Paweł Siedlar „Opowieści okrutne” - recenzja]
W „Opowieściach okrutnych” Pawła Siedlara zawarto rzekomo wszystko to, co najlepsze w klasycznych opowieściach grozy. Całość doprawiona miała być niezwykłą atmosferą „rodem z filmów Hitchcocka”. Niestety, zapowiedzi te były trochę na wyrost, co nie zmienia faktu, że książka zła nie jest. Niestety, nie jest też rewelacyjna.
Paweł Siedlar
‹Opowieści okrutne›
Pierwsze, co rzuca się w oczy czytelnikowi „Opowieści okrutnych” Pawła Siedlara, to świetna, przejmująca w swej groteskowości grafika, zdobiąca (choć zważywszy na jej stylistykę, słowo „zdobiąca” to niezbyt fortunne określenie) okładkę. W połączeniu z niewiele gorszymi ilustracjami wewnątrz książki oraz jakże obiecującym tytułem całość zapowiada się na prawdziwą ucztę dla wszystkim miłośników horrorów. Czy tak jest w istocie?
Cóż, nie do końca.
Najnowsze dzieło Pawła Siedlara oferuje sześć niepowiązanych ze sobą fabularnie opowiadań, które łączą się klimatem grozy i skupieniem na pewnych aspektach związanych z ludzką psychiką, różnią zaś tematyką i poziomem wykonania. Bowiem ‘Opowieści okrutne” to pozycja tyleż ciekawa, co bardzo nierówna. Ale po kolei.
Otwierające zbiór „Rozrywki ludzi umarłych” to najdłuższe i jedno z bardziej intrygujących opowiadań w nim zawartych. Główny bohater – znany i szanowany psychoanalityk – zmęczony codziennością postanawia urządzić sobie urlop z dala od wszystkich i wszystkiego. Azyl, który udaje mu się odnaleźć w pewnej nadmorskiej samotni, zostaje jednak zakłócony przez bardzo niepokojące wydarzenia. Wydarzenia, które choć z początku sugerować mogą czytelnikowi zaczątek kolejnej wyzutej z oryginalności opowiastki o nawiedzonym domu, szybko przybierają nieoczekiwany obrót i czynią „Rozrywki ludzi umarłych” nie tylko dobrym horrorem, ale także groteskowym studium nad ludzkimi pragnieniami.
Niestety, czytelniczy zapał, jaki wywołuje jego lektura, szybko zostaje poskromiony – a to za sprawą dwóch kolejnych pozycji. „Ostatni autobus do Thunder” i „Między Leckiem a Krztuniem”, o których mowa, są o klasę gorsze od swego poprzednika. Ich słabość objawia się zarówno w warstwie fabularnej (opartej na wyświechtanych do bólu schematach), jak i językowej – tu piję przede wszystkim do kiepskich, momentami wręcz infantylnych dialogów, które skutecznie uniemożliwiają wczucie się w głównych bohaterów. To zaś sprawia, że zamiast zgrozy pojawia się jedynie uśmieszek politowania.
Całe szczęście dalej jest już lepiej, choć wciąż nie rewelacyjnie. Opowiadanie „Pies swojego pana” przenosi nas na salony najpotężniejszego człowieka na świecie. Jak się okazuje, wobec pewnych sił prezydent Stanów Zjednoczonych jest równie bezradny co szary obywatel. Jednak bezradność kogoś tak wysoko postawionego może skończyć się katastrofalnie dla całego świata. A wszystko przez „najlepszego przyjaciela człowieka”. Całość raczej średnia, ale miłośnikom i właścicielom psów powinna szczególnie przypaść do gustu.
Ostatnie dwa opowiadania to powrót Siedlara do najlepszej formy. Pierwsze – „Walczyk z Hortensją” – to, najprościej rzecz ujmując, brutalniejsza wersja „Forresta Gumpa”. Drugie zaś – „Brzytwą, kochanie, brzytwą” – to ghost story, ale ujęta z trochę innej perspektywy, niż się to powszechnie przyjęło. Siedlar posłużył się w niej dość nietypowym zabiegiem i cały bieg wydarzeń opisał oczami ducha, a konkretniej podstępnie zamordowanego męża pastwiącego się nad niewierną żoną i jej kochankiem. Pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę i utwór pochłania czytelnika bez reszty. Co więcej, czyta się go nie bez pewnej (chorej?) satysfakcji…
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o języku „Opowieści okrutnych”. I tu nie będzie za bardzo nad czym się rozwodzić, ponieważ ten jest ni mniej, ni więcej jak przyzwoity. Nie zachwyca, ale też nie przeszkadza w lekturze, choć zdarzają się niezręczności, takie jak „monotonnej, a tym samym niezbyt ciekawej” – mało ich jest jednak, a tym samym niezbyt dużo…
Horrory klasy B – oto jak najkrócej można by scharakteryzować zbiór Pawła Siedlara, mimo iż znajdujące się na tylnej okładce rekomendacje Pilipiuka i Wrońskiego mogłyby sugerować, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko mającymi dostarczyć rozrywki „straszydłami”. W większości opowiadań „Opowieści okrutnych” próżno szukać głębi. Ale czyta się dobrze. Tylko tyle i aż tyle.
