Gdy zobaczyłem tytuł książki „Oddział 666” Davida Baldacciego, od razu się uprzedziłem. A gdy przeczytałem na okładce, że autor serwuje czytelnikowi „zaskakujące zwroty akcji” i wszystko zostało „doprawione szczyptą kąśliwego humoru”, stałem się bardzo ostrożny. W rzeczywistości humoru jest jak na lekarstwo, zwroty akcji bynajmniej nie są zaskakujące, lecz poza tym jest to czytadło bardzo przyzwoite.
Wróżka Sabrina i towarzysze
[David Baldacci „Oddział 666” - recenzja]
Gdy zobaczyłem tytuł książki „Oddział 666” Davida Baldacciego, od razu się uprzedziłem. A gdy przeczytałem na okładce, że autor serwuje czytelnikowi „zaskakujące zwroty akcji” i wszystko zostało „doprawione szczyptą kąśliwego humoru”, stałem się bardzo ostrożny. W rzeczywistości humoru jest jak na lekarstwo, zwroty akcji bynajmniej nie są zaskakujące, lecz poza tym jest to czytadło bardzo przyzwoite.
David Baldacci
‹Oddział 666›
Akcja powieści kręci się wokół pięknej i przebiegłej Annabelle Conroy, która wyrolowała niewłaściwego człowieka na 40 milionów dolarów. Oszukany, choleryczny i porywczy właściciel kasyna chce ją dostać w swoje ręce i obedrzeć ze skóry. Ma nawet dokładny plan, jakim podda ją torturom, gdy tylko oszustka popełni błąd i jego zausznicy w końcu ją dorwą. Conroy nie jest jednak w ciemię bita i ze wszystkiego zwierza się swojemu przyjacielowi, zatrudnionemu jako dozorca cmentarny w Waszyngtonie. Oliver Stone szybko okazuje się potężnym sprzymierzeńcem, byłym agentem CIA i podstarzałą maszyną do zabijania. Równocześnie nikomu nieznany szary obywatel Harry Finn zaczyna mordować byłych agentów Centralnej Agencji Wywiadowczej i idzie mu zadziwiająco dobrze. Powodowany chęcią zemsty bezbłędnie wybiera i uśmierca swoje cele. W tle pojawią się także tajemnice z czasów zimnej wojny, więc bohaterom przyjdzie nieraz rozdrapywać stare rany.
Linia fabularna „Oddziału 666” strukturą przypomina powieść w odcinkach. Cała książka podzielona została na 99 rozdziałów, z których każdy liczy nie więcej niż cztery strony. Każdorazowo napięcie wzrasta stopniowo, aż do osiągnięcia punktu kulminacyjnego, położonego tuż przed końcem rozdziału. Tym sposobem czytelnik jest zachęcany do lektury kolejnego fragmentu, zupełnie jak w przypadku powieści w odcinkach, publikowanych niegdyś na łamach prasy. Rozwiązanie to sprawdza się nieźle i choć wprowadza nieco monotonii w narrację, dynamiczna akcja rekompensuje wszystko.
A jest co rekompensować, bo fabuła „Oddziału 666” to mieszanka doskonałych pomysłów i prawdziwej literackiej tandety. Koncepty wołające o pomstę do nieba poprzeplatane są świetnymi, wciągającymi rozwiązaniami. Tytułowy oddział to oczywiście ściśle tajna komórka zabójców, zatrudnianych przez rząd USA pod egidą CIA. Jak można się domyślić, funkcjonariusze wykonują niezwykle trudne, wymagające zadania, a w razie wpadki nie mogą liczyć na swoich mocodawców. Wszystko to sprawia, że czytelnik ma ochotę rozszarpać książkę zębami. Nie czyni tego z powodu świetnie sportretowanych postaci – mściwa sowiecka agentka, zabójca z nerwicą natręctw czy porywczy i znerwicowany właściciel kasyna nadają miejscami drętwej fabule więcej życia. Niestety, ale określenie „zaskakujące zwroty akcji” z okładki jest mocno na wyrost. Niewątpliwie coś w tej materii się dzieje – nowe informacje rzucają na sprawę więcej światła, a kolejne fakty ujawniane są w taki sposób, że czytelnik ma ochotę kontynuować lekturę. Jednak im bardziej oczytany będzie odbiorca, tym więcej wtórnych pomysłów dostrzeże.
Zdecydowanie autor przeszedł samego siebie, czyniąc z agentów prawdziwych jasnowidzów. Po obu stronach barykady jest tylu nieomylnych wróżbitów, że czarodziejka Sabrina może tylko pomarzyć o takiej skuteczności. Wystarczy, że któryś z agentów wpadnie na błahy ślad, od razu stawia właściwą hipotezę i domyśla się prawdy. Co więcej, funkcjonariuszom nie zdarza się popełniać błędów w rozumowaniu. Jeden z nich wygrywa 60 tys. dolarów w kasynie po przeczytaniu kilku tekstów na temat teorii gier poprzedniego wieczoru w Internecie. Niewątpliwie, bohaterowie wyszkoleni są doskonale, jednak z powieści „Oddział 666” wyłania się co najmniej portret agenta-nadczłowieka. Wszystkie postaci mają swoje słabości, lecz jeśli chodzi o wnioskowanie, ośmieszyliby Sherlocka Holmesa.
Trudno pozbyć się wrażenia, że Baldacci przesadził, obsadzając agentów niemal w każdej ważniejszej roli. Okazuje się, że pracownicy służb specjalnych są wszędzie. Nagle dziadek i ojciec jednego z bohaterów okazują się agentami, a matka sowieckim szpiegiem. Najwidoczniej w CIA i FBI zatrudnieni są wszyscy obywatele USA, ale nie rzuca się to w oczy, bo pracują pod przykrywką. Ciekawy jest także sposób rozumowania bohaterów z obu stron barykady. Posługują się oni sylogizmem – jest winny, powinien być martwy. Okazuje się, że wyrok śmierci to najczęstsze, najpowszechniejsze i najprostsze rozwiązanie. Gdy napatoczy się niechciany osobnik, nic prostszego jak zwyczajnie go wyeliminować. Z tego też powodu ciągle ktoś ucieka przed śmiercią, niesioną przez agentów, funkcjonariuszy lub zwykłych ochroniarzy jednego z czarnych charakterów. Mordują się na okrągło, a czytelnik nieźle się przy tym bawi.
Język powieści „Oddział 666” to żadna rewelacja. Książka napisana jest sprawnie, lecz autor nie silił się na tworzenie wielkiej literatury. W zajmujący sposób opowiedział dość ciekawą historię i nie poskąpił interesujących bohaterów. Dziełu Baldacciego nie można odmówić walorów rozrywkowych, więc gdy w letnie popołudnie staniemy z nudą twarzą w twarz, zupełnie już nie wiedząc, co ze sobą zrobić – ta książka będzie jak znalazł.
