Jeśli miałabym opisać powieść Marthy Wells przez porównanie z innymi utworami, wybrałabym dwa tytuły: „Hrabia Monte Christo” oraz „Sherlock Holmes”. Pierwszy z nich jest dość oczywisty – obie powieści łączy motyw zemsty. Drugi wybór może wydawać się dziwny – w końcu główny bohater jest przestępcą, a nie zajmuje się ich ściganiem – jednak w pewnym momencie musi on rozpocząć śledztwo w sprawie zagadkowych wypadków rozgrywających się w Vienne. Dodajmy do tego postać inspektora Sebastiana Ronsarda, obdarzonego przenikliwym umysłem mistrza przebrań (w tej dziedzinie Nicholas wcale mu nie ustępuje) oraz jego bliskiego przyjaciela i współpracownika, doktora Cyrana Halle, a powody, dla których wskazałam na twórczość Artura Conan Doyle’a, staną się jasne.
Magiczne światło gazowych lamp
[Martha Wells „Śmierć nekromanty” - recenzja]
Jeśli miałabym opisać powieść Marthy Wells przez porównanie z innymi utworami, wybrałabym dwa tytuły: „Hrabia Monte Christo” oraz „Sherlock Holmes”. Pierwszy z nich jest dość oczywisty – obie powieści łączy motyw zemsty. Drugi wybór może wydawać się dziwny – w końcu główny bohater jest przestępcą, a nie zajmuje się ich ściganiem – jednak w pewnym momencie musi on rozpocząć śledztwo w sprawie zagadkowych wypadków rozgrywających się w Vienne. Dodajmy do tego postać inspektora Sebastiana Ronsarda, obdarzonego przenikliwym umysłem mistrza przebrań (w tej dziedzinie Nicholas wcale mu nie ustępuje) oraz jego bliskiego przyjaciela i współpracownika, doktora Cyrana Halle, a powody, dla których wskazałam na twórczość Artura Conan Doyle’a, staną się jasne.
Martha Wells
‹Śmierć nekromanty›
„Śmierć nekromanty” na pozór jest kolejną ksiażką fantasy jakich wiele. Ale to tylko pozory. Rzadko bowiem zdarza się, żeby w wymyślonym świecie, w którym działa magia, rozwijała się technika. Opowieści o magicznych krainach istniejących tysiące lat bez żadnych zmian powstało już prawdopodobnie właśnie tysiące (nawet nie licząc tych, w których świat z biegiem lat bardzo, bardzo powoli się degeneruje). Z kolei w nurcie urban fantasy magia istnieje zazwyczaj obok świata technologii, pozostając w ukryciu i wkraczając do niego tylko w wyjątkowych przypadkach. U Marthy Wells jest inaczej. W jej świecie magia i technologia rozwijają się równolegle, podejmowane są też mniej lub bardziej udane próby ich łączenia. Efekty jednej z takich prób doprowadziły do wydarzeń opisywanych w „Śmierci nekromanty”.
Edouard Viller próbował skonstruować przyrząd, dzięki któremu ludzie bez uzdolnień magicznych mogliby posługiwać się magią. Nie udało mu się osiągnąć celu, na domiar złego został fałszywie oskarżony o uprawianie nekromancji, będącej zakazaną gałęzią magii, i w wyniku tego stracony. Pośmiertna rehabilitacja Eduarda nie jest wystarczającym zadośćuczynieniem dla Nicholasa Valiarde, jego przybranego syna. Rzuca on studia i poświęca swoje życie zemście na człowieku odpowiedzialnym za śmierć Eduarda – hrabim Montesq. Wiedziony pragnieniem odwetu rozpoczyna podwójne życie. Dla większości ludzi jest marszandem wspierającym młodych malarzy, nieliczni znają jednak jego drugie oblicze, oblicze Donatiena – nieuchwytnego króla zbrodni.
Jeśli miałabym opisać powieść Marthy Wells przez porównanie z innymi utworami, wybrałabym dwa tytuły: „Hrabia Monte Christo” oraz „Sherlock Holmes”. Pierwszy z nich jest dość oczywisty – obie powieści łączy motyw zemsty. Drugi wybór może wydawać się dziwny – w końcu główny bohater jest przestępcą, a nie zajmuje się ich ściganiem – jednak w pewnym momencie musi on rozpocząć śledztwo w sprawie zagadkowych wypadków rozgrywających się w Vienne. Dodajmy do tego postać inspektora Sebastiana Ronsarda, obdarzonego przenikliwym umysłem mistrza przebrań (w tej dziedzinie Nicholas wcale mu nie ustępuje) oraz jego bliskiego przyjaciela i współpracownika, doktora Cyrana Halle, a powody, dla których wskazałam na twórczość Artura Conan Doyle’a, staną się jasne.
Za wielką zaletę ksiażki uznaję wspomniane na samym początku harmonijne połączenie magii i technologii. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły powieści, jednak połączenie to odgrywa w niej kluczową rolę. Nie mam tu na myśli tylko tak bezpośredniego połączenia jak urządzenie, które próbował zbudować Eduard. Zachodzi ono również w kreacji całego przedstawionego w powieści Marthy Wells świata. Magia jest tam jednym z przedmiotów wykładanych na uniwersytetach, nadworny mag czuwa nad bezpieczeństwem panującej królowej, stosowane są zarówno magiczne podsłuchy, jak i zaklęcia antypodsłuchowe czy magiczni strażnicy w domach arystokracji. Nie przeszkadza to w istnieniu kolei, powszechnie używanej broni palnej czy gazowych latarń oświetlających ulice Vienne.
Na koniec warto wspomnieć, że to już druga powieść Marthy Wells rozgrywająca się w tym świecie. Pierwsza z nich, zatytułowana „Żywioł ognia” ukazała się w 1999 roku nakładem wydawnictwa Rebis, opisane w niej wydarzenia i ich bohaterowie są kilkukrotnie wspomniani w „Śmierci nekromanty”, choć każda z tych książek może być czytana oddzielnie. W tym roku zaś ukazał się pierwszy tom trylogii „The Fall of Ile-Rien” zatytułowany „The Wizard Hunters”. Według informacji na
stronie WWW autorki polskie wydanie jest już przygotowywane.
P.S. Jako autor okładki „Śmierci nekromanty” podawany jest Tomasz Piorunowski. Wygląda więc na to, że jest on również autorem
okładki powieści Dave’a Duncana „Sky of Swords”. Inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć ich zaskakującego podobieństwa…
