„Requiem dla Europy” Pawła Kempczyńskiego podejmuje popularny dziś temat tolerancji. Czyni to jednak w dość kontrowersyjny sposób – zdaje się podsumowywać najczarniejsze wizje Łysiaka, Korwina-Mikkego i Michalkiewicza razem wziętych. Oto bowiem, wraz z przejęciem sterów władzy przez Wielką Matkę i fanatycznie jej oddane feministki, Europa, jaką znamy, przestała istnieć. Zwolenniczki Nowego Porządku wespół z całą rzeszą imigrantów z krajów Trzeciego Świata zamieniają życie „niepoprawnych politycznie, białych, męskich szowinistów” w piekło. Czytaj – zadręczają głównego bohatera od pierwszej aż do ostatniej strony powieści. Niestety, wraz z nim cierpi również czytelnik.
Europa w szponach absurdu
[Paweł Kempczyński „Requiem dla Europy” - recenzja]
„Requiem dla Europy” Pawła Kempczyńskiego podejmuje popularny dziś temat tolerancji. Czyni to jednak w dość kontrowersyjny sposób – zdaje się podsumowywać najczarniejsze wizje Łysiaka, Korwina-Mikkego i Michalkiewicza razem wziętych. Oto bowiem, wraz z przejęciem sterów władzy przez Wielką Matkę i fanatycznie jej oddane feministki, Europa, jaką znamy, przestała istnieć. Zwolenniczki Nowego Porządku wespół z całą rzeszą imigrantów z krajów Trzeciego Świata zamieniają życie „niepoprawnych politycznie, białych, męskich szowinistów” w piekło. Czytaj – zadręczają głównego bohatera od pierwszej aż do ostatniej strony powieści. Niestety, wraz z nim cierpi również czytelnik.
Paweł Kempczyński
‹Requiem dla Europy›
Hubert Jungemann jest bohaterem lotnictwa, heteroseksualnym mężczyzną i rodowitym mieszkańcem Europy. To niedobrze, zważywszy na to, że w nowej Europie białe dzieci oddawane są islamskim radykałom do przymusowej adopcji, związki inne niż homoseksualne traktowane są w najlepszym wypadku jako godna potępienia pozostałość po czasach „samczej dominacji”, a podważanie idei Wielkiego Planu Zrównania Szans równoznaczne jest z prośbą o eutanazję. Czarę goryczy przepełnia fakt, że większość tych reguł nie tyczy się obywateli, którzy są „równiejsi” (w szczególności imigrantów o kolorze skóry innym niż biały). Oczywiście, Jungemann się do nich nie zalicza. W rezultacie zaczyna dochodzić do wniosku, że nie pasuje do świata, w którym żyje. I choć na początku wierzy, iż uda mu się przystosować, traci wszelkie złudzenia w momencie, w którym stawia się na Komisję Psychologiczno-Behawioralną. Bezduszne urzędniczki bardziej od dobrych chęci Jungemanna interesuje rozmiar jego członka oraz częstotliwość, z jaką się masturbuje.
Groteskowe, absurdalne, zabawne… a może niesmaczne? Sam oceń, potencjalny czytelniku, bo właśnie takimi scenami stoi „Requiem dla Europy”. Odnoszę nieodparte wrażenie, że gdybym miał dokładniej zarysować fabułę powieści, sprowadziłoby się to do wyliczenia kolejnych tortur/upokorzeń/przesłuchań głównego bohatera. Nie byłoby to zarzutem, gdyby czytelnik był w stanie utożsamić się z nieszczęsnym Hubertem. Gdyby bohaterowie i realia powieści zarysowane były na tyle przekonująco, że przy każdej niesprawiedliwości dotykającej naszych ulubieńców mielibyśmy ochotę zakrzyknąć „to nie fair!”. Tymczasem wszystko kwitujemy wzruszeniem ramion. Gdzie tkwi problem?
W absurdzie. W „Requiem dla Europy” osiągnął on taki pułap, że nie sposób zawiesić niewiary. Czytelnik co rusz raczony scenami podobnymi do tej, którą przytoczyłem na początku, mimowolnie nabiera do powieści dystansu. I o ile z początku owe sceny mogą jeszcze śmieszyć, o tyle ich późniejsze, rosnące natężenie zaczyna męczyć. Wrażenie pogłębiają mało charakterystyczne postaci oraz ocierające się momentami o infantylizm nieprzekonujące dialogi (w szczególności piję tu do słownych gierek Huberta i jego kochanki – Ady). Sam język powieści być może nie budziłby zastrzeżeń, gdyby nie przekombinowane w swej kwiecistości metafory, takie jak „blada jak wyciągnięty z lochu dożywotni katorżnik pani reżyser” czy też „śmierdział jak mokry worek ze skarpetkami drużyny rugby po meczu w rzeźni” oraz… opisy konstrukcji pojazdów kosmicznych. Nie trzeba czytać notki biograficznej, aby przekonać się, że Paweł Kempczyński jest pasjonatem lotnictwa i historii lotów kosmicznych. Fachowy język i dokładność opisów zapewne zainteresują hobbystów, tuszę jednak, że całą resztę przeciętnych czytelników (takich jak ja) zmuszą do omijania całych fragmentów powieści.
Wykreowany przez autora świat to bez wątpienia atut „Requiem dla Europy”, choć i tutaj pojawia się pewien zgrzyt. Jest barwnie i widowiskowo, ale znowuż – nierealnie. Trudno bowiem uwierzyć, aby w przeciągu pięćdziesięciu lat (taki bowiem mniej więcej dystans dzieli obecne czasy od tych przedstawionych w książce) ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny i rozwinęła technologię pozwalającą jej tworzyć androidy oraz statki o napędzie międzygwiezdnym. Wszystko to sprawia, że lektura nie wywołuje większych emocji. Czytelnik czuje się jak widz jakiegoś groteskowego, cyrkowego przedstawienia. Może i jest widowiskowo, ale nie można pozbyć się świadomości, że to tylko show…
Przyznam szczerze – zrecenzowanie „Requiem dla Europy” było dla mnie równie ciężkie jak jego lektura. Paweł Kempczyński samym zamiarem przedstawienia zagrożeń, jakie niesie ze sobą terror politycznej poprawności pozyskał moją sympatię. Jest to bowiem temat wart głębszej refleksji. Żal, że został podjęty w tak płytki i niedorzeczny sposób.
Wydaje się, że „Requiem dla Europy” to z założenia antyutopia. Powieść, w której dopatrzeć się można inspiracji zarówno rokiem „1984”, jak i „Seksmisją”. Powieść, która miała zapewne bawić, niepokoić i zmuszać do myślenia. Niestety, w praktyce męczy. Ktoś mógłby rzec, że jest to spowodowane jej atmosferą – ciężką i duszną, będącą niejakim odzwierciedleniem stanu nieustannego zagrożenia, w jakim znajduje się główny bohater. Przyczyna mogłaby tkwić także w – co muszę uczciwie przyznać – świetnie zarysowanym chaosie, de facto jedynym panu świata „Requiem dla Europy” (bałagan i brud wydają się nieodłącznymi elementami prawie każdego systemu totalitarnego, z (nie)chlubnym wyjątkiem hitlerowskich Niemiec) .
Śmiem jednak twierdzić, że powód, dla którego lektura powieści Pawła Kempczyńskiego lekka i przyjemna nie jest, ma o wiele bardziej trywialne podłoże: nad dobrym pomysłem wzięły górę niedostatki warsztatu.
