Georges Simenon – Belg piszący po francusku – był tytanem pracy. W ciągu półwiecza napisał prawie czterysta powieści i opowiadań (dane są sprzeczne). Ponad setkę z nich poświęcił najbardziej znanemu ze swoich bohaterów i jednemu z najpopularniejszych detektywów w dziejach światowej literatury – Julesowi Maigretowi. Wydana właśnie „Noc na rozdrożu” nie jest polskim pierwodrukiem, ale za to po raz pierwszy ukazuje się w formie książkowej.
Szare komórki komisarza Maigreta
[Georges Simenon „Noc na rozdrożu” - recenzja]
Georges Simenon – Belg piszący po francusku – był tytanem pracy. W ciągu półwiecza napisał prawie czterysta powieści i opowiadań (dane są sprzeczne). Ponad setkę z nich poświęcił najbardziej znanemu ze swoich bohaterów i jednemu z najpopularniejszych detektywów w dziejach światowej literatury – Julesowi Maigretowi. Wydana właśnie „Noc na rozdrożu” nie jest polskim pierwodrukiem, ale za to po raz pierwszy ukazuje się w formie książkowej.
Georges Simenon
‹Noc na rozdrożu›
Beletrystyka była sensem życia urodzonego w 1903 roku w belgijskim Liège Georgesa Simenona. Potrafił ponoć w ciągu jednego dnia napisać nawet do osiemdziesięciu stron maszynopisu. Nic więc dziwnego, że pozostawił po sobie kilkaset tekstów wydanych w formie książkowej bądź drukowanych w odcinkach w prasie. Postać komisarza Maigreta stworzył, mając dwadzieścia siedem lat. Czy mógł wówczas przypuszczać, że ten nieco safandułowaty paryski policjant stanie się bohaterem popkultury zdolnym skutecznie rywalizować z popularnością Auguste’a Dupina i Sherlocka Holmesa? Zapewne nie, chociaż jego „ojciec” zrobił wiele, by tak właśnie się stało. Przede wszystkim z zadziwiającą wręcz systematycznością produkował kolejne książki z Maigretem w roli głównej. Między 1931 a 1972 rokiem światło dzienne ujrzało aż siedemdziesiąt pięć powieści i dwadzieścia osiem opowiadań, w których pojawił się sympatyczny, choć dla przestępców śmiertelnie groźny, paryżanin. Po raz pierwszy francuscy czytelnicy spotkali się z nim w historii zatytułowanej „Pietr-le-Letton” (w naszym kraju znanej jako „Maigret i goście z Europy Wschodniej”). Co ciekawe, w tym samym roku Simenon jeszcze dziewięciokrotnie rzucał komisarza na szerokie wody zagadek kryminalnych, za każdym razem pozwalając mu wykazać swą wyższość nad złodziejami, mordercami i innymi szumowinami, dającymi się we znaki zacnym obywatelom III Republiki. „Noc na rozdrożu” była jedną z dziesięciu powieści napisanych i wydanych przez Belga w pamiętnym 1931 roku. W Polsce ukazała się w odcinkach w kilku regionalnych dziennikach czterdzieści trzy lata później, na swą edycję książkową musiała jednak czekać aż do 2009 roku, kiedy to toruńskie wydawnictwo C&T postanowiło przypomnieć szerszemu gronu czytelników tę wielce interesującą i intrygującą ramotkę (w oryginalnym zresztą tłumaczeniu Barbary Kałamackiej).
Historia zaczyna się dość niepozornie. W leżącym w oddali od wielkich miast – na trasie przelotowej z Paryża na północ Francji, co później okaże się bardzo istotne dla rozwoju akcji – Rozdrożu Trzech Wdów zostaje popełnione morderstwo. Trup zostaje znaleziony w nowiutkim samochodzie agenta ubezpieczeniowego Emile’a Michonneta, który nie wiedzieć czemu dziwnym zrządzeniem losu znalazł się w garażu jego sąsiada Carla Andersena, Duńczyka z pochodzenia. Andersen, znalazłszy nieboszczyka, boi się, że zostanie oskarżony o popełnienie zbrodni, i wraz z mieszkającą z nim siostrą w panice ucieka do Paryża. Tam jednak zatrzymuje go policja. Poddany długotrwałemu przesłuchaniu, ku wielkiemu niezadowoleniu komisarza Maigreta i jego kolegi, nie tylko nie przyznaje się do winy, ale na dodatek nie mówi ani nie robi nic, co mogłoby świadczyć o tym, że jest choć w najmniejszym stopniu zamieszany w tę zbrodnię. Maigret nie ma więc wyjścia i puszcza go wolno, ale jeszcze tego samego dnia wybiera się na Rozdroże Trzech Wdów, aby na miejscu przyjrzeć się całej sprawie. Osada robi na nim dość ponure wrażenie. Nie bez powodu zresztą – wiąże się z nią pewna mroczna historia, sięgająca jeszcze czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Równie niesamowici wydają się paryskiemu policjantowi także mieszkańcy rozdroża: Carl Andersen i jego siostra Else, Emile Michonnet i jego żona oraz jowialny pan Oscar, właściciel warsztatu samochodowego, prowadzący jednocześnie stację benzynową.
Fakt popełnienia morderstwa w takim miejscu nie powinien może dziwić, zaskakujące jednak jest co innego – ofiara, którą okazuje się znany belgijskiemu Sureté antwerpski handlarz diamentami Izaak Goldberg. Skąd bowiem taki człowiek wziął się na zabitej deskami francuskiej prowincji? Dlaczego po zabójstwie nie ukryto zwłok, a zapakowano je do samochodu ukradzionego jednej osobie i wprowadzonego do garażu drugiej? Wszystko, co dotyczy tej zbrodni, wydaje się tak nielogiczne i absurdalne, że Maigret ma niezwykle twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony podejrzewa, że zabójca znajduje się wśród mieszkańców Rozdroża Trzech Wdów, z drugiej jednak nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jaki mógłby być motyw przestępstwa. Każda myśl, każde podejrzenie prowadzi prostą drogą na manowce. Ale tylko do czasu, gdyż niebawem popełnione zostaje kolejne morderstwo. I to niemal na oczach komisarza, który natychmiast rzuca się w pościg za napastnikiem. Niestety, zakończony fiaskiem. Maigret nie załamuje się tym jednak, ponieważ zdaje sobie sprawę, że zbrodniarz – jakkolwiek by nie był sprytny i przebiegły – tym razem zaliczył poważną wpadkę. Zabijając drugą osobę, przyznał się bowiem, że jest stąd. Od tej chwili nie można mieć już wątpliwości, że godziny, które spędzi na wolności, są policzone. Nie oznacza to jednak wcale, że teraz już śledztwo pójdzie z górki. Niewiadomych wciąż jest sporo, komisarz musi więc mocno wytężać umysł, aby znaleźć wreszcie mętne światełko w długim ciemnym tunelu. A to, co zastanie u jego wylotu, będzie w takim samym stopniu zaskakujące dla czytelników, jak i dla samego policjanta.
Trzeba przyznać, że Simenon dołożył wszelkich starań, aby odpowiednio skomplikować intrygę. Na szczęście nie wymknęła mu się ona spod kontroli. W zakończeniu umiejętnie łączy bowiem wszystkie wątki, mimo że wymaga to sporej ekwilibrystyki. „Noc na rozdrożu” napisana jest bardzo oszczędnym stylem. Ograniczone do minimum opisy i rozbudowane dialogi sprawiają, że powieść czyta się niemal jak gotowy scenariusz filmowy. Choć autor nie wgłębia się w nadmierne psychologizowanie, ma jednak ten rzadki dar, który pozwala w kilku zdaniach tworzyć barwne i urzekające portrety przeciętnych ludzi. Każda postać ma swój odrębny charakter, typowe jedynie dla siebie zachowania, sposób wysławiania się. Simenonowska „menażeria ludzka” to niezwykle malownicze zbiorowisko osób, wśród których nie tylko pleni się zbrodnia, ale też dojrzewa poczucie sprawiedliwości. W „Nocy na rozdrożu” nikt nie okaże się tym, kim wydaje się na początku – i to kolejny wielki plus książki, do samego końca trzymającej czytelnika w niepewności i napięciu. Czytana prawie osiemdziesiąt lat po napisaniu, powieść sprawia wprawdzie miejscami wrażenie nobliwej staroci, ale na tym też polega jej niezaprzeczalny urok. Wszak to wyprawa w czasy, kiedy aparat telefoniczny dla wielu wciąż był luksusem, a ścigające się samochody rzadko kiedy były w stanie przekroczyć zawrotną prędkość pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Kiedy policjant nie mógł – jak ma to miejsce dzisiaj – liczyć na wyrafinowaną technikę, musiał bazować przede wszystkim na swoich szarych komórkach. A Maigret zawsze wiedział, jak z nich korzystać!
