Camilla Läckberg to obecnie jedna z najpopularniejszych w świecie autorek kryminałów rodem ze Skandynawii. Stworzona przez nią postać pisarki Eriki Falck, która pewnego dnia, zupełnie przypadkowo, zostaje wplątana w kryminalną aferę pojawiła się już w sześciu powieściach. W Polsce opublikowano właśnie pierwszą z nich – oryginalnie wydaną w 2002 roku „Księżniczkę z lodu”. I chociaż trudno książkę tę uznać za arcydzieło gatunku, daje jednak dobre pojęcie o talencie pisarskim autorki.
Jak wyhodować zbrodniarza
[Camilla Läckberg „Księżniczka z lodu” - recenzja]
Camilla Läckberg to obecnie jedna z najpopularniejszych w świecie autorek kryminałów rodem ze Skandynawii. Stworzona przez nią postać pisarki Eriki Falck, która pewnego dnia, zupełnie przypadkowo, zostaje wplątana w kryminalną aferę pojawiła się już w sześciu powieściach. W Polsce opublikowano właśnie pierwszą z nich – oryginalnie wydaną w 2002 roku „Księżniczkę z lodu”. I chociaż trudno książkę tę uznać za arcydzieło gatunku, daje jednak dobre pojęcie o talencie pisarskim autorki.
Camilla Läckberg
‹Księżniczka z lodu›
Skandynawscy – a przede wszystkim szwedzcy – autorzy kryminałów wyrobili już sobie w Polsce świetną markę. I trudno się temu dziwić, bo przecież klasyczny duet Maj Sjöwall i Per Wahlöö czy też twórca postaci komisarza Kurta Wallandera Henning Mankell (vide „
Zapora”) to w swoim gatunku bezsprzecznie pisarze światowego formatu. Na dodatek w ostatniej dekadzie ich śladem podążyła cała armia młodych zdolnych – jak chociażby znani już w naszym kraju dzięki Wydawnictwu Czarne Thomas Kanger („
Mężczyzna, który przychodził w niedzielę”) i Johan Theorin („
Zmierzch”) – którzy w niczym nie ustępują starym mistrzom. Do grona tego zaliczana jest również Camilla Läckberg, autorka sześciu już książek z Eriką Falck w roli głównej. Miejscem ich akcji jest zresztą rodzinne miasto pisarki, czyli położona na zachodnim wybrzeżu Szwecji, tuż przy granicy z Norwegią, Fjällbacka. To typowe miasteczko turystyczne, na co dzień liczące zaledwie około ośmiuset mieszkańców. Ożywia się wprawdzie latem, za to od razu po sezonie zapada w trwający kilka miesięcy sen zimowy. Przed laty rozsławiła je Ingrid Bergman, która właśnie tam zatrzymywała się podczas swoich wizyt w ojczyźnie.
Läckberg urodziła się w 1974 roku. Studiowała ekonomię w Szkole Głównej Handlowej w Göteborgu, by później przez kilka lat pracować w wyuczonym zawodzie w branży telekomunikacyjnej. Jak jednak przyznała w jednym z wywiadów, od dziecka marzyła, żeby pisać. Zaczęła więc uczęszczać na specjalistyczne kursy, podczas których opracowała konspekt swego debiutanckiego dzieła. „Księżniczka z lodu” ukazała się w Szwecji w 2002 roku i odniosła ogromny sukces, dwa lata później na księgarskich półkach pojawił się „Kaznodzieja”, a potem jeszcze cztery kolejne powieści kryminalne. Popularność pisarki ugruntowały telewizyjne ekranizacje jej dwóch pierwszych książek, dokonane przed dwoma laty przez Jonasa Grimåsa (znanego między innymi z serialu „
Wallander”), trzecia – „Stenhuggaren” w reżyserii Emiliano Goessensa – będzie miała premierę w tegoroczne Święta Bożego Narodzenia. Jak widać, Skandynawowie przyzwyczaili się już do Eriki Falck – i to nie tylko obecnej na kartach powieści, ale również na srebrnym ekranie, gdzie zyskała twarz aktorki Elisabeth Carlsson. Nic w tym zresztą zaskakującego, bo to postać niezwykle sympatyczna, z gatunku tych, które – gdy już przywiążą do siebie czytelników – to na długie lata.
Erika Falck na kartach „Księżniczki z lodu” to trzydziestopięcioletnia stara panna, choć ona sama zapewne wolałaby zostać uznana singielką. Nie założyła do tej pory rodziny nie dlatego, że postanowiła obywać się bez mężczyzn; po prostu nie układało jej się w życiu osobistym. Często wikłała się w romanse, związki mniej lub bardziej poważne, ale wszystkie kończyły się fiaskiem. Najczęściej to ona była stroną, która – przekonawszy się o wadach partnera, których nie była w stanie zaakceptować – doprowadzała do zerwania. Do założenia rodziny nie zachęcał jej też przykład młodszej siostry Anny, która wprawdzie wyszła za mąż za przystojnego i bogatego Lucasa, urodziła mu nawet dwójkę dzieci, ale na pewno nie była z nim szczęśliwa. Erika, rozkochana w literaturze, została po studiach pisarką; opublikowała do tej pory cztery biografie poświęcone życiu i twórczości wybitnych szwedzkich autorek. Poznajemy ją w momencie, kiedy pracuje nad piątą – książką o Selmie Lagerlöf. Praca idzie jej jednak – i to z różnych przyczyn – jak po grudzie. Miesiąc wcześniej przeżyła bowiem wielką rodzinną tragedię, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Chcąc ułożyć sprawy po nich, opuściła więc na jakiś czas Sztokholm i przeniosła się do rodzinnej Fjällbacki, zamieszkując w swoim dawnym rodzinnym domu. Mimo że obiecała sobie, iż każdego dnia sumiennie poświęci przynajmniej kilka godzin na pracę nad nową książką, okazuje się to niezwykle trudne – tyle jest rzeczy, pamiątek po ojcu i matce, które trzeba przejrzeć i uporządkować; tyle jest myśli i wspomnień, z którymi trzeba się jakoś uporać. Na dodatek jak grom z jasnego nieba spada na Erikę wiadomość, że szwagier namawia Annę na sprzedaż domu, a siostra jest mu w stanie po raz kolejny ulec. Ale to i tak jeszcze nie wszystkie problemy, z jakimi musi sobie poradzić sympatyczna panna Falck. Przed najważniejszym dopiero stanie, a będzie nim tajemnicza śmierć przyjaciółki z dzieciństwa.
Alexandra Wijkner, koleżanka Eriki z czasów szkoły podstawowej, to – przynajmniej na pierwszy rzut oka – kobieta sukcesu. Po studiach w Paryżu (gdzie pogłębiała wiedzę na temat historii sztuki) wróciła do domu nie tylko z dyplomem renomowanej uczelni w ręku, ale również z bogatym mężem, spadkobiercą rodzinnej fortuny. Nie chcąc być finansowo zależną od Henrika, otworzyła w Göteborgu – do spółki ze znajomą z Francji – galerię sztuki. Kto znał ją bliżej, widział jednak, że coś ją dręczy. Niemałym zaskoczeniem dla najbliższych Alex był fakt, że od jakiegoś czasu, po wielu latach nieobecności, zaczęła na weekendy wyjeżdżać do rodzinnego miasta, gdzie jej rodzice wciąż posiadali dom. W ciągu tygodnia stał on jednak pusty. By nie dopuścić do jego dewastacji, kobieta poprosiła o pomoc miejscowego emeryta Eilerta Berga, który pod jej nieobecność doglądał budynku, dokonywał niezbędnych napraw, palił w piecu przed jej przyjazdem. Jakież więc jest jego zdziwienie, kiedy pewnego dnia w łazience znajduje ciało Alexandry. Gdy przerażony wybiega na ulicę, pierwszą osobą, na którą wpada jest… Erika Falck, odbywająca właśnie kolejny nostalgiczny spacer po Fjällbace. Wiadomość o śmierci przyjaciółki z dzieciństwa jest dla niej tym większym szokiem, że przez kilkanaście lat nie miała o niej żadnych wiadomości. Jeżeli spodziewała się ją jeszcze kiedykolwiek zobaczyć, to na pewno nie w takich okolicznościach – zamarzniętą w wannie, z podciętymi żyłami. Kilka dni później, po przeprowadzonej autopsji, okazuje się jednak, że Wijkner nie popełniła samobójstwa, jak początkowo orzeczono, ale została zamordowana. Nie mniejszym zaskoczeniem jest dla rodziny Alex, a zwłaszcza dla jej męża, wiadomość, że była ona w ciąży. Natychmiast rodzi się pytanie, z kim, bo na pewno nie z Henrikiem…
Śmierć Alexandry rodzi w głowie Eriki wiele wspomnień, ale też wplątuje ją w wydarzenia jak najbardziej współczesne – jako osoba, która widziała zwłoki, zostaje przesłuchana przez miejscową policję. Na komisariacie, ku swemu ogromnemu zaskoczeniu, spotyka znajomego sprzed lat, Patrika Hedströma, który dopiero teraz przyznaje się jej, że był w niej niegdyś śmiertelnie zakochany. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze – miłość, choć ze sporym opóźnieniem, dopada wreszcie tych dwoje. Łączy ich jednak nie tylko nagłe uczucie, lecz również chęć wyjaśnienia tajemnicy zabójstwa Alex Wijkner. Każdy prowadzi śledztwo na swój sposób. Patrik podchodzi do sprawy zawodowo, ma za sobą zresztą cały aparat policyjny; Erika skupia się natomiast na rozmowach z bliskimi i znajomymi Alexandry, dotyczących przede wszystkim jej życia osobistego. Oboje, niezależnie od siebie, choć wzajemnie się wspomagając, odkrywają coraz więcej głęboko skrywanych sekretów z życia zamordowanej oraz całej społeczności prowincjonalnego miasteczka. Jak się bowiem okazuje, geneza zbrodni tkwi w dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się we Fjällbace ćwierć wieku wcześniej. To co jest typowe dla większości szwedzkich kryminałów i obecne również w powieści Camilli Läckberg, to rozbudowany wątek obyczajowy. W „Księżniczce z lodu” autorka przygląda się jednak nie tylko codziennemu życiu małomiasteczkowej wspólnoty Anno Domini 2002, kiedy to rozgrywa się akcja, ale również – i to jest chyba w powieści najciekawsze – przeprowadza swoistą wiwisekcję mentalności purytańskich szwedzkich prowincjuszy z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. I choć pisarka nie wyraża tego wprost, to mimo wszystko nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie w niezwykle rygorystycznym wychowaniu – nie ukrywajmy, typowym dla ortodoksyjnych protestantów – tkwią źródła życiowych niepowodzeń wielu bohaterów książki. Co ciekawe, winą za to Läckberg obarcza wyłącznie kobiety-matki. To z powodu „zimnego wychowu”, braku domowego ciepła i serdeczności w dzieciństwie dorosła już Erika ma trudności w stworzeniu normalnego związku, a jej siostra przez wiele lat bez słowa sprzeciwu poddaje się woli sadystycznego męża. Z tego samego powodu przez całe życie cierpi również Alexandra…
O ile do warstwy obyczajowej „Księżniczki…” trudno mieć zastrzeżenia, o tyle widać wyraźnie, że autorka nie radzi sobie najlepiej z wątkiem kryminalnym, który okazuje się zresztą średnio atrakcyjny. To znaczy – sam pomysł nie jest jeszcze taki niezły, szwankuje jednak wykonanie. Läckberg zdecydowanie zbyt często bowiem stara się w sztuczny sposób podnosić napięcie. Co rusz sugeruje, że bohaterowie wiedzą znacznie więcej, niż ona sama zdradza – czy też w danym momencie może zdradzić – czytelnikowi. Kolejne sugestie, pojawiające się średnio co kilkanaście stron, w pewnym momencie zaczynają już irytować, tym bardziej że na niektóre wyjaśnienia trzeba bardzo długo czekać. Sprawia to wrażenie, jakby w czasie pracy nad powieścią pisarka o niektórych wątkach po prostu zapominała. Albo też nie miała pomysłu jak je rozwinąć i rozwiązać. Kilka przygotowanych przez nią konceptów okazuje się najzwyczajniej w świecie niewypałami (na przykład naciągany motyw romansu Alexandry z jednym z mieszkańców Fjällbacki czy też wyjaśnienie śmierci zdegenerowanego malarza Andersa Nilssona). Rozczarowuje również zakończenie. I to do tego stopnia, że dotarłszy do finału, rodzi się denerwujące pytanie: I po to było to wszystko? Läckberg nie wykorzystała potencjału drzemiącego w warstwie kryminalnej historii, którą wymyśliła. Na usprawiedliwienie Szwedki można jednak dodać, że przecież „Księżniczka z lodu” była jej debiutem, w dużym stopniu powstałym jako „praca dyplomowa”. Ważne, aby w kolejnych powieściach nie popełniała grzechów, które przytrafiły jej się w pracy nad pierwszym dziełem. Czy tak się stało, przekonamy się już za kilka miesięcy, kiedy do polskich księgarń trafi tłumaczenie „Kaznodziei”, drugiej odsłony cyklu o przygodach Eriki Falck. A swoją drogą… ciekawe, jak jej się ułożyło z Patrikiem Hedströmem?
