Maj Sjöwall i – nieżyjący już od ponad trzech dekad – Per Wahlöö uznawani są za rodziców święcącego dziś wielkie triumfy skandynawskiego kryminału. Stworzona przez nich w latach 60. i 70. ubiegłego wieku seria powieści z komisarzem Martinem Beckiem w roli głównej – jak stwierdził Henning Mankell – odmieniła oblicze literatury kryminalnej. I nie ma w tym nawet odrobiny przesady. O czym dobitnie przekonuje wydany właśnie w Polsce „Mężczyzna na balkonie”.
Uwaga na wścibskich sąsiadów!
[Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Mężczyzna na balkonie” - recenzja]
Maj Sjöwall i – nieżyjący już od ponad trzech dekad – Per Wahlöö uznawani są za rodziców święcącego dziś wielkie triumfy skandynawskiego kryminału. Stworzona przez nich w latach 60. i 70. ubiegłego wieku seria powieści z komisarzem Martinem Beckiem w roli głównej – jak stwierdził Henning Mankell – odmieniła oblicze literatury kryminalnej. I nie ma w tym nawet odrobiny przesady. O czym dobitnie przekonuje wydany właśnie w Polsce „Mężczyzna na balkonie”.
Maj Sjöwall, Per Wahlöö
‹Mężczyzna na balkonie›
Jeżeli Henning Mankell twierdzi, że bez komisarza Martina Becka mogłoby nie być Kurta Wallandera – trzeba mu wierzyć. A tym samym uznać rolę, jaką w rozwoju literatury kryminalnej, nie tylko zresztą skandynawskiej, odegrała para małżeńska Maj Sjöwall (urodzona w 1935 roku) oraz Per Wahlöö
1) (starszy od żony o dziewięć lat). Ślub wzięli w 1962 roku, a już trzy lata później powstała ich pierwsza wspólna powieść – „Roseanna” (w Polsce wydana przez Amber dopiero w tym roku). Do śmierci Pera, która nastąpiła dziesięć lat później, wydali jeszcze dziewięć książek. Z powodu swoich marksistowskich poglądów politycznych należeli do pisarzy, których wydawano w Polsce Ludowej. Do 1980 roku ukazały się w PRL-u trzy pozycje: „Śmiejący się policjant” (1968), „Człowiek z Säffle” (1971) oraz „Zamknięty pokój” (1972); po politycznym przełomie dorzucono jeszcze „Jak kamień w wodę” (1969). Na kolejne powieści szwedzkiego duetu czytelnicy musieli jednak czekać długich dziewiętnaście lat. Dopiero w tym roku Amber zdecydował się – w serii „Kryminał z klasą” – przypomnieć trzy pierwsze wspólne dzieła Sjöwall i Wahlöö, to znaczy wspomnianą już „Roseannę” oraz „Mężczyznę, który rozpłynął się w powietrzu” (1966) i „Mężczyznę na balkonie” (1967). W efekcie czytelnicy nad Wisłą poznali już – a może ciągle „tylko” – siedem książek Skandynawów; trzy powieści wciąż jeszcze czekają na polskie tłumaczenie.
Akcja „Mężczyzny na balkonie” rozgrywa się w czerwcu 1967 roku, gdy upalny koniec wiosny i początek lata mocno dają się we znaki mieszkańcom Sztokholmu. Komisarz Martin Beck – pracownik stołecznego Głównego Zarządu Policji, zatrudniony w komendzie południowej w okręgu Söderort – wybiera się na kilka dni do prowincjonalnego Motali. Oficjalnie po to, aby pomóc miejscowej policji w rozwiązaniu sprawy złomiarza, nieoficjalnie zaś – by spotkać się z przyjacielem, szefem miejscowej dochodzeniówki, i w spokoju połowić ryby. Tuż przed wyjazdem wpada jeszcze na chwilę do komendy i dowiaduje się od Gunvalda Larssona o kolejnym napadzie rabunkowym – ósmym w ciągu czternastu dni. Larssona szczególnie irytuje fakt, że napastnik – którego ofiarami padają jedynie starcy, kobiety bądź dzieci – uderza zawsze w miejscu, w którym akurat nie ma ani jednego policjanta, zupełnie „jakby miał radar”. W natłoku wiadomości, które docierają do stróżów prawa, Gunvald nie zwraca uwagi na telefon pewnej staruszki, która informuje go o mężczyźnie stojącym przez całą noc na balkonie. Po pierwsze – nie wydaje mu się to w żaden sposób związane ze sprawą, po drugie – uznaje kobietę za wariatkę i delikatnie ją spławia. Jak się później okaże, popełnia tym samym kardynalny błąd, chociaż w tamtej chwili nawet komisarz Beck nie byłby w stanie właściwie ocenić tego obywatelskiego zawiadomienia.
Gdy tydzień później sztokholmska policja nadal ugania się za nieuchwytnym napastnikiem, dwóch pijaczków znajduje w parku Vanadis martwą dziewczynkę, której zaginięcie dzień wcześniej zgłosiła zrozpaczona matka. Obdukcja wykazuje, że Eva Carlsson została mocno uderzona w podbrzusze, uduszona, po czym morderca ukradł jej figi. I jest to, niestety, początek fatalnej serii. Kolejna dziewczynka, którą z kolei znaleziono w parku Tantolunden, została przed śmiercią zgwałcona; z niej też zbrodniarz zdarł majteczki. Nie ma się więc co dziwić, że z biegiem czasu mieszkańców miasta ogarnia coraz większa panika, a zaniepokojeni ojcowie na własną rękę tworzą oddziały mające ująć zwyrodnialca. Beck zdaje sobie sprawę, że opieszałość policji niechybnie doprowadzi do kolejnej tragedii, dlatego też w poszukiwania sprawcy już dwóch zabójstw zaangażowani zostają niemal wszyscy stołeczni funkcjonariusze, w tym także koledzy Martina z komendy, znani już z poprzednich odsłon cyklu – Lennart Kollberg, Einar Rönn, Frederik Melander. Śledztwo wciąż jednak stoi w miejscu, przede wszystkim dlatego, że najważniejszym prawdopodobnie świadkiem drugiej zbrodni jest niejaki Bosse Oskarsson – chłopczyk, który nie potrafi jeszcze precyzyjnie opisać tego, co widział i robił.
Styl pary Sjöwall i Wahlöö jest bardzo oszczędny, charakteryzuje się krótkimi zdaniami, opisami pozbawionymi didaskaliów oraz rozbudowanymi dialogami. Czyta się szybko i bezboleśnie. Z tego też powodu nie ma nawet chwili na nudę, ciągle coś się dzieje. Autorzy całkowicie zresztą panują nad fabułą i bardzo umiejętnie to odrobinę spowalniają, to znów nagle przyspieszają bieg akcji. Bohaterowie nie są supermanami przebranymi w policyjne mundury, którzy jak mityczny król Midas wszystko, czego się dotkną, przemieniają w złoto – czytaj: w dowody zbrodni. Popełniają błędy, bywają leniwi, niekiedy bardziej niż problemy zawodowe zajmują ich kłopoty osobiste. A przede wszystkim, co jest chyba największą zasługą szwedzkich pisarzy, nie mają możliwości pójść na skróty. Zanim w końcu wytropią gwałciciela i mordercę, stracą niemało czasu i zetrą podeszwy butów; odbędą setki rozmów i odnajdą dziesiątki śladów, z których zdecydowana większość wyprowadzi ich na manowce. Dzięki temu czytelnikowi przez cały czas towarzyszy nie tylko poczucie zawodowej rzetelności małżeńskiej pary, ale głównie – prawdziwości i realności stworzonej przez nich fabuły. Nietrudno zatem wyobrazić sobie komisarza Becka przy pracy, tego „niezbyt wysokiego mężczyznę o szczupłej twarzy, szerokim czole i wydatnych, mocnych szczękach” – nierzadko zmęczonego, rozdrażnionego i rozczarowanego brakiem efektów prowadzonego przez siebie śledztwa.
„Mężczyzna na balkonie” ma mistrzowsko poprowadzoną fabułę. Autorzy bardzo umiejętnie wprowadzają kolejne elementy układanki. Mimo że w zasadzie od samego początku domyślamy się – ba! wiemy – kto okaże się zbrodniarzem (choć oczywiście nie z imienia i nazwiska), to jednak przez dłuższy czas Szwedom udaje się trzymać go na uboczu dochodzenia. W ten sposób zwykła zagadka urasta niemal do rangi Tajemnicy, a napięcie towarzyszące śledztwu staje się wręcz fizycznie namacalne. Zakończenie, w którym – w przeciwieństwie do wielu uznanych (arcy)dzieł gatunku – akcja wcale nie przyspiesza, ale stopniowo zwalnia, nie zawiedzie chyba nikogo. A zwłaszcza tych, którzy cenią twórczość Georgesa Simenona. Pod wieloma względami Martin Beck przypomina bowiem Julesa Maigreta, co samo w sobie jest już najwyższym wyróżnieniem. Tradycyjnie u Sjöwall i Wahlöö niezwykle ważne w powieści jest również tło obyczajowe. Co nie powinno dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę polityczne zaangażowanie pary małżeńskiej. Tym razem wzięli na warsztat głównie deprawację młodzieży. Swoją drogą, gdy czyta się o czternastoletniej prostytutce-narkomance albo jej rówieśniczce, robiącej zdjęcia swoich genitaliów, by następnie sprzedać fotki podstarzałym mężczyznom – można dojść do wniosku, że mimo upływu ponad czterech dekad świat wcale się nie zmienił.
Po śmierci męża siedemdziesięcioczteroletnia już dzisiaj Maj Sjöwall nie zrobiła wielkiej kariery jako pisarka. Mimo to – wraz z Perem Wahlöö – zasłużyła na poczesne miejsce w gronie najwybitniejszych twórców literatury kryminalnej. To ich bezpośrednimi spadkobiercami są przecież dzisiaj
Henning Mankell,
Thomas Kanger,
Johan Theorin,
Camilla Läckberg i Stieg Larsson. Chyba wystarczy?

1) Per Wahlöö był już znanym autorem kryminałów przed ślubem z Maj. Do 1965 roku, czyli debiutu w tandemie, opublikował sześć powieści; później własnym nazwiskiem sygnował samodzielnie jeszcze dwie książki.