Wilk w owczej skórze [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Roseanna” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Roseanna” to potężny cios między oczy. Znakomity thriller szwedzkiej pary Maj Sjöwall i Per Wahlöö, otwierający cykl dziesięciu powieści o sztokholmskim komisarzu Martinie Becku. I choć dzisiaj liczy on sobie już czterdzieści pięć lat, nie zestarzał się w niczym. Ascetyczny styl, do bólu realistyczna fabuła i przede wszystkim znakomicie poprowadzona intryga – to podstawowe zalety książki, która zdefiniowała gatunek, który obecnie zwiemy „kryminałem skandynawskim”.
Wilk w owczej skórze [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Roseanna” - recenzja]„Roseanna” to potężny cios między oczy. Znakomity thriller szwedzkiej pary Maj Sjöwall i Per Wahlöö, otwierający cykl dziesięciu powieści o sztokholmskim komisarzu Martinie Becku. I choć dzisiaj liczy on sobie już czterdzieści pięć lat, nie zestarzał się w niczym. Ascetyczny styl, do bólu realistyczna fabuła i przede wszystkim znakomicie poprowadzona intryga – to podstawowe zalety książki, która zdefiniowała gatunek, który obecnie zwiemy „kryminałem skandynawskim”.
Maj Sjöwall, Per Wahlöö ‹Roseanna›Zanim w 1962 roku Per Wahlöö ożenił się z Maj Sjöwall, był już w swojej ojczyźnie uznanym autorem powieści kryminalnych (miał ich na koncie sześć). Światową karierę zrobił jednak dopiero, publikując – do spółki z żoną – cykl dziesięciu powieści o sztokholmskim gliniarzu Martinie Becku. Choć dzisiaj znawcy literatury szwedzkiej nie mają wątpliwości co do tego, że to właśnie on nadawał rytm i ton pisarskiemu tandemowi (czego pośrednim dowodem może być milczenie pani Sjöwall po śmierci męża w 1975 roku), do historii przeszli oboje, zyskując zaszczytny tytuł „rodziców chrzestnych kryminału skandynawskiego”. Ich pierwszą wspólną powieścią była, wydana w połowie lat 60. ubiegłego wieku, „Roseanna” – pasjonujący thriller psychologiczny, w którym groza miesza się ze śmiesznością, a sprzeczne emocje, targające bohaterami, udzielają się również czytelnikom. Końcówka jednak poraża, udowadnia bowiem po raz kolejny, że najpotworniejsze zło potrafi być niezwykle banalne, a bestia najczęściej tkwi w człowieku, który na zewnątrz sprawia wrażenie łagodnego jak baranek. Akcja powieści rozpoczyna się w lipcu 1964 roku, kiedy to na dnie śluzy wodnej w Borenshult nieopodal Motali pracownicy pogłębiarki znajdują nagie ciało kobiety. Lekarz sądowy stwierdza, że ofiara została najpierw brutalnie zgwałcona, a potem uduszona; następnie jej zwłoki wrzucono do wody. Fakt, że nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów ani rzeczy osobistych, skutecznie utrudnia identyfikację. Na dobrą sprawę nie wiadomo nawet, czy zamordowana pochodziła ze Szwecji. Tym bardziej że, choć upływają kolejne dni – a później nawet tygodnie i miesiące – nikt nie zgłasza zaginięcia osoby, której rysopis pasowałby do znalezionej. Prowadzący śledztwo miejscowy policjant Gunnar Ahlberg nie może ruszyć z miejsca, dlatego też o dochodzeniu zostaje powiadomiony sztokholmski wydział zabójstw, a do Motali udaje się po to, by na miejscu przyjrzeć się sprawie, Martin Beck. W ten sposób czytelnicy po raz pierwszy stykają się z bohaterem literackim, który w następnych latach wyrośnie na godnego ucznia Sherlocka Holmesa, Herkulesa Poirota i Julesa Maigreta. Trzydziestosześcioletni Beck nie jest jeszcze komisarzem, a jedynie pierwszym policjantem śledczym Komendy Głównej; do wydziału zabójstw przeniósł się osiem lat wcześniej, po sześciu latach spędzonych na ulicy jako stróż prawa w prewencji. W tym czasie zdążył już sobie wyrobić markę „najlepszego przesłuchującego w kraju”. Problem jednak w tym, że w tej sprawie, przynajmniej jak do tej pory, nie ma kogo przesłuchiwać. O ofierze wiadomo natomiast tylko tyle, że miała około dwudziestu siedmiu, dwudziestu ośmiu lat, sto sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu i znamię na lewym udzie; po szczegółach anatomicznych można się jeszcze domyślić, że… prowadziła bujne życie seksualne. Ale dlaczego została zabita, jak znalazła się w wodzie i – przede wszystkim – kto to zrobił? Na te pytania odpowiedzi nie ma. Mijają miesiące, prasa powoli traci zainteresowanie zbrodnią w Motali, a policja, choć bardzo niechętnie się do tego przyznaje, ma coraz mniejsze nadzieje na wyjaśnienie sprawy. Beckowi wciąż jednak nie daje spokoju, że mimo upływu czasu, nikt zamordowanej kobiety nie szuka. Jakby nie miała nikogo bliskiego – żadnych krewnych, przyjaciół, znajomych czy sąsiadów… Pole poszukiwań zostaje więc rozszerzone, a odpowiednie pytania rozesłane do ambasad. Przełom następuje dopiero pod koniec chłodnego i deszczowego września, kiedy to nadchodzi informacja z placówki amerykańskiej. Ofiara wreszcie zyskuje tożsamość – okazuje się nią Roseanna McGraw, dwudziestosiedmioletnia bibliotekarka z Lincoln w stanie Nebraska, która w maju wyruszyła na dwumiesięczną podróż po Europie. Jednym z jej etapów była również Skandynawia. Ostatnim śladem, jaki po sobie pozostawiła, była wysłana z Norwegii pocztówka do przyjaciółki w Stanach Zjednoczonych, w której informowała, że w następnych dniach wybiera się do Szwecji na rejs statkiem po jeziorach, a później planuje zwiedzić Kopenhagę. Od tej pory dochodzenie nabiera wreszcie przyspieszenia, co jednak wcale nie oznacza, że zacznie pędzić na łeb, na szyję. Podstawową cechą prozy duetu Sjöwall-Wahlöö, co zdaje się być nade wszystko dziedzictwem Georgesa Simenona, jest bowiem właśnie skrupulatność w ukazaniu pracy detektywów policyjnych. Tym sposobem ich codzienne, niezwykle żmudne najczęściej prowadzące na manowce działania, przedstawione są zaskakująco wiarygodnie. Czytelnik ma rzadką – zwłaszcza we współczesnej prozie kryminalnej – możliwość zajrzenia za kulisy śledztwa. Martin Beck ani jego najbliżsi współpracownicy – w tym śledztwie, nie licząc wspomnianego już Gunnara Ahlberga, pomagają mu głównie Lennart Kollberg, były żołnierz wojsk powietrznodesantowych (co okaże się istotne zwłaszcza w ostatniej fazie akcji), słynący z fantastycznej wręcz pamięci Frederik Melander oraz specjalizujący się w śledzeniu podejrzanych Åke Stenström – nie są bowiem typem policjantów, którzy biegają po ulicach z naładowanymi spluwami lub rozbijają służbowe samochody w pogoni za przestępcami. Pomocą nie służą im też skomplikowane wzory matematyczne ani programy komputerowe. Chcąc dociec prawdy, muszą pieszo przechodzić całe kilometry, tłuc się po mieście metrem albo taksówkami, spędzać całe godziny w pociągu ze Sztokholmu do Motali (i z powrotem), narażając się przy tym na przeziębienie i potworne zmęczenie. W przypadku Becka dochodzi jeszcze nieustanne marudzenie leniwej żony. „Roseanna” nie jest książką dla osób wychowanych na prozie Frederika Forsytha, Roberta Ludluma czy dziesiątek ich, mniej lub bardziej zdolnych, epigonów zza Oceanu. Nieśpieszna narracja, swoista nieatrakcyjność (czy też raczej niekomercyjność) głównych bohaterów, z którymi czytelnikowi trudno jest się identyfikować, decyduje o sile powieści szwedzkiego duetu. I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Ascetyczny, lapidarny styl, unikający długich opisów i wewnętrznych monologów, całkowicie pozbawiony ozdób język, idealnie współgra z mrocznym klimatem opowiadanej historii, znakomicie przy tym oddaje głębię psychologiczną postaci. Na pierwszy plan wybija się oczywiście Martin Beck, zadręczający się z powodu nieudanego małżeństwa, korzystający z każdego niemal pretekstu, by wybyć z domu i oddać się pracy; z drugiej jednak strony – wyrzucający sobie brak czasu dla dorastających dzieci. O pozostałych policjantach dowiadujemy się znacznie mniej, nakreśleni są bowiem bardzo szkicowo. Stanowią jednak istotny element układanki; do tego stopnia, że nie można mieć wątpliwości, iż bez nich Beck na pewno by sobie nie poradził. Sjöwall i Wahlöö postrzegają pracę stróżów prawa jako wspólny wysiłek całego kolektywu. W ich książkach – vide „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” (1966), „ Mężczyzna na balkonie” (1967), „ Śmiejący się policjant” (1968) – dotarcie do prawdy nigdy nie jest zasługą jednego człowieka. Nierzadko też na ich drodze staje czysty przypadek, który jednym razem pcha dochodzenie na właściwe tory, by następnym wyprowadzić je w pole. W „Roseannie” odgrywa on zresztą niebagatelną rolę… Powieść otwierająca cykl o komisarzu ze Sztokholmu jest znakomitym daniem, a jej końcowe rozdziały, opisujące ostateczną rozgrywkę pomiędzy Beckiem (i jego podwładnymi) a mordercą bibliotekarki z Lincoln, zaliczają się do najlepszych w historii skandynawskich kryminałów. Jedyne, co może zaskakiwać, to całkowita apolityczność książki; w kolejnych odsłonach serii Sjöwall i Wahlöö, znani ze swoich lewicujących (czy wręcz lewackich) poglądów nie będą już tak wstrzemięźliwi. 
|