Pot i Kreff: Made in HeavenOd nowego roku startujemy z odświeżoną rubryką „Pot i Kreff”. Będzie skupiała się na koncertowych smaczkach – tych znanych, które warto sobie przypomnieć i mniej znanych, które trzeba poznać. Na początek gigant w postaci „Strange Kind of Woman” z najlepszego albumu live w dziejach „Made in Japan” Deep Purple.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiPot i Kreff: Made in HeavenOd nowego roku startujemy z odświeżoną rubryką „Pot i Kreff”. Będzie skupiała się na koncertowych smaczkach – tych znanych, które warto sobie przypomnieć i mniej znanych, które trzeba poznać. Na początek gigant w postaci „Strange Kind of Woman” z najlepszego albumu live w dziejach „Made in Japan” Deep Purple. ![]()
Wyszukaj / Kup Takie kiedyś były czasy, że rewelacyjne kawałki ukazywały się wyłącznie na singlach i próżno ich było szukać na oficjalnych longplayach. Podobny los spotkał „Strange Kind of Woman”, który towarzyszył albumowi „Fireball” z 1971 roku, drugiemu studyjnemu dziełu najsławniejszego składu Deep Purple (kwintet: Ian Gillan, Ritchie Blackmore, John Lord, Ian Paice i Roger Glover). Z dzisiejszego punktu widzenia dziwne wydaje się, że najlepszy utwór (obok tytułowego) jaki promował krążek, wcale na niego nie trafił. Ponieważ w naszym kraju ciężko było o albumy zza granicy, że o singlach nie wspomnę, dla wielu pierwszym zetknięciem się z omawianym utworem nastąpiło za pośrednictwem krążka „Made in Japan” z 1972 roku. Pozycji wzorcowej, jeśli chodzi o nagrania na żywo. Zagranej na luzie z dużą dawką improwizacji, ale też niezwykłą precyzją w momentach, kiedy trzeba było się spiąć (zwróćcie uwagę na równe zakończenie w „Child in Time”). Moim ulubionym momentem płyty jest właśnie rozciągnięty do blisko 10 minut „Strange Kind of Woman”. Oddaje on kwintesencję tego, jak kiedyś grało się koncerty. Po zwartym początku następuje moment improwizacji, w którym gitarzysta i wokalista prowadzą swego rodzaju bitwę, zapodając sobie wzajemnie i powtarzając motywy. Szkoda, że Gillan dość szybko zdarł sobie gardło do tego stopnia, że nie był w stanie wydawać z siebie równie kosmicznych dźwięków. Aż trudno uwierzyć, że w tamtym czasie zespół był już na skraju rozwiązania, a głównymi stronami konfliktu byli właśnie Gillan i Blackmore. ![]() 2 stycznia 2019 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj minialbum tria brytyjskiego pianisty Michaela Garricka.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj archiwalny koncert legendy czeskiego jazz-rocka Martina Kratochvíla i jego formacji Jazz Q (Praha).
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj ostatni opublikowany w epoce longplay kwintetu Dona Rendella i Iana Carra.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Pot i Kreff: Rockowy Dream Team cz. 2
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Puk… puk…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Dwadzieścia sześć minut orgazmu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Jak zdobywano dziką miłość
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Strzelając z bombowca
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Rozmowa dwóch stołków
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
25 minut sacrum
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Debeściaki bestii
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najlepszych płyt koncertowych 2014 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
10 najlepszych płyt koncertowych 2013 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najlepszych płyt koncertowych 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
To się nie może tak skończyć
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pot i Kreff – Made in Poland: Chopin chciał grać w Deep Purple
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Starość im nie grozi
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wojna sprzyja przedsiębiorczym
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wrzesień 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
Trzeci raz & dobrze…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Sekrety przeszłości
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Sierpień 2023
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Prawo zemsty
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ogniem i młotem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Dobre średniego początki
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Siedmiu skacowanych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
"Strange Kind of Woman" trafił na LP "Fireball". W USA, Kanadzie i Japonii. W Europie zamiast "Strange Kind of Woman" na płycie umieszczono nagranie "Demon's Eye".