Zagraj to jeszcze raz Sam: Który miś dla której dziewczynyOglądając niedawno „Wiadomości” w TVP1, dowiedziałem się, że Polacy chcą słuchać przede wszystkim disco polo, a prezes Telewizji Publicznej im to chętnie umożliwi. Nie będziemy gorsi i dziś skupimy się na evergreenie „Biały miś”.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiZagraj to jeszcze raz Sam: Który miś dla której dziewczynyOglądając niedawno „Wiadomości” w TVP1, dowiedziałem się, że Polacy chcą słuchać przede wszystkim disco polo, a prezes Telewizji Publicznej im to chętnie umożliwi. Nie będziemy gorsi i dziś skupimy się na evergreenie „Biały miś”. „Biały miś” kojarzy się obecnie z wybuchem popularności disco polo na początku lat 90. Fani zespołu Top One mogliby dać się pokroić za to, że utwór jest oryginalnym dziełem zespołu (patrz kaseta – „Poland disco no. 2” z 1990 roku). Nic bardziej mylnego. Powstał on wiele lat wcześniej i choć przyznaje się do niego co najmniej czterech autorów, do tej pory nie doczekał się rejestracji praw w ZAiKS-ie. Przez dziesięciolecia „Biały miś” uchodził za utwór ludowy, aż około 10 lat temu, zaczął się do niego przyznawać Mirosław Górski. Twierdził on, że piosenkę napisał w wojsku z tęsknoty za żoną w roku 1970. Jego wersja została jednak szybko podważona przez osoby, które twierdziły, że utwór słyszały wcześniej. I bardzo słusznie, ponieważ opowieść Górskiego jest dość mglista. Dlatego o wiele bardziej prawdopodobne jest to, że autorem kompozycji jest Jan „Poldek” Tarka. Skomponował melodię i napisał pierwszą zwrotkę z myślą o dziewczynie, która mu się podobała około 1959 roku. Wykonywał ją ze swoimi zespołami Badyle i Białe Kruki. W tym pierwszym występował z Wiesławem Chrzanowskim, który do oryginału dopisał dwie zwrotki, by całość lepiej brzmiała. Jakby tego było mało, Chrzanowskiego, powołanego do wojska, zastąpił Janusz Idzik, również mianujący się autorem „Misia”. Podobno nawet ma pocztówkę dźwiękową z rejestracją autorskiego wykonania, datowaną na 1964 rok. Miał on stworzyć utwór dla przyszłej żony Krystyny. Obecnie pan Janusz i pani Krystyna nie są już małżeństwem, a kobieta, jako autora kompozycji jednoznacznie wskazuje Poldka. Dziś, jeśli ktoś nie jest fanem disco polo, zapewne jako najlepszą wersję „Białego misia” wskaże tę do filmu „Wesele” w wykonaniu zespołu Tymona Tymańskiego Tymon and the Transistors. Choć niewątpliwie posiada ona sporo uroku, ja zdecydowanie bardziej wolę odjechaną, pastiszową jazdę zespołu Big Cyc. Można ją znaleźć na drugim krążku grupy „Nie wierzcie elektrykom” z 1991 roku. Choć nie jest to album równie porażający, jak „Z partyjnym pozdrowieniem” i nie zawiera żadnego z największych hitów grupy, to jednak jako całość wciąż wypada rewelacyjnie. Swoją konstrukcją przypomina zwariowane słuchowisko (taki prototyp późniejszego Lalamido). Utwory mają prześmiewczy i różnorodny charakter, a przeplatane są abstrakcyjnymi zapowiedziami. „Biały miś” na ten przykład stanowi zaproszenie do „pierwszej niezależnej w III Rzeczypospolitej restauracji Pomarańczowa Parówa”. Sam utwór został wykonany na metalową modłę. Złośliwi dopatrują się w nim prztyczka w stronę TSA, choć wydaje mi się, że to generalnie parodia popularnego wówczas ciężkiego grania – zwłaszcza, że w całość wpleciono riff „Smoke on the Water” Deep Purple. Do słuchania na luzie i z dystansem. ![]() 24 lipca 2019 |
Nik Kershaw unika opowiadania o czasach swojej świetności – uważa, że nie był wtedy wystarczająco interesujący. Niemniej rok 1984 z trzema hitami w czołowej piątce (pięcioma w czołowej dwudziestce) brytyjskiej listy przebojów sprawił, że stał się wystarczająco znany.
więcej »Lutowe mrozy nie przeszkodziły nam w pisaniu recenzji.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi album solowy francuskiego pianisty jazzrockowego Benoît Widemanna.
więcej »Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Robbie Nevil – takie jest życie
— Wojciech Gołąbowski
Paper Lace – Billy bohater w noc zgonu Chicago
— Wojciech Gołąbowski
Yvonne Elliman – Maria z Magdali od Bee Geesów i Claptona
— Wojciech Gołąbowski
Irene Cara – cóż za uczucie!
— Wojciech Gołąbowski
John Parr – widzę nowy horyzont
— Wojciech Gołąbowski
Feargal Sharkey – od punka do orderu
— Wojciech Gołąbowski
Na ulicach Babilonu gaz
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Lament zniewolonego ludu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Perwersyjna poezja miłosna
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Gruby cover
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Z sąsiedzkim pozdrowieniem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Hardkorowa terapia
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ino wpierw ciulnę ją sztachelką
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ups… tak im wyszło
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do góry, kangury!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Świat już nigdy nie będzie taki sam
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Indie obnażają kły
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiks o zapachu mrocznych bagien
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Weekendowa Bezsensja: 40 najgorszych okładek płyt 2020 roku i bonus
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kobiety Petera Parkera
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Jean Grey i jajo Feniksa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 największych muzycznych rozczarowań 2020 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
30 najlepszych płyt 2020 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Thanos menelem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 utworów Püdelsów w hołdzie Andrzejowi „Püdlowi” Bieniaszowi
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski