Zespół istniał zaledwie przez trzy lata. W tym czasie zdążył zagrać kilkadziesiąt koncertów i opublikować – choć bez własnej zgody – płytę na Zachodzie, co w tamtej epoce było prawdziwym ewenementem. Najważniejsze jednak, że udało mu się położyć podwaliny pod narodziny polskiego punk rocka, nowej fali i… reggae. O kogo chodzi? O najstarszą formację, której przewodził legendarny już dzisiaj Robert Brylewski – Kryzys.
Underground from Poland: W czasach Kryzysu rodzą się legendy
[Kryzys „Kryzys”, Kryzys „Kryzys 78-81” - recenzja]
Zespół istniał zaledwie przez trzy lata. W tym czasie zdążył zagrać kilkadziesiąt koncertów i opublikować – choć bez własnej zgody – płytę na Zachodzie, co w tamtej epoce było prawdziwym ewenementem. Najważniejsze jednak, że udało mu się położyć podwaliny pod narodziny polskiego punk rocka, nowej fali i… reggae. O kogo chodzi? O najstarszą formację, której przewodził legendarny już dzisiaj Robert Brylewski – Kryzys.
Kryzys
Utwory | |
CD1 | |
1) Dance macabre | 4:15 |
2) Thief of Fire | 3:35 |
3) Breaks | 2:50 |
4) Telewizja | 2:09 |
5) Armageddon | 4:07 |
6) Król much | 6:05 |
7) Dolina lalek | 2:51 |
8) Wojny gwiezdne | 3:10 |
9) Rubinowe szkło | 2:44 |
10) Je t’aime, moi non plus | 4:46 |
Historia zatoczyła koło. Kiedy zespół Kryzys święcił największe triumfy, czyli na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, Polska Ludowa pogrążona była w gigantycznym – nomen omen – kryzysie (przejawiającym się praktycznie w każdej dziedzinie życia). Mocno kulejąca gospodarka, rozłożona na łopatki przez nieodpowiedzialne decyzje ekonomiczne ekipy Edwarda Gierka, nie potrafiła zaspokoić podstawowych potrzeb społeczeństwa. Co doprowadziło najpierw do masowych strajków i powstania „Solidarności”, a następnie – do wprowadzenia stanu wojennego przez generała Wojciecha Jaruzelskiego. Kilka lat temu Robert Brylewski zdecydował się reaktywować zespół – po to, by zagrać koncert wspomnieniowy na festiwalu w Jarocinie (2008) oraz nagrać płytę z największymi, choć nie jedynie, hitami grupy (2010). Nie trzeba chyba dodawać, że w tym samym czasie świat – już nie tylko Polska – pogrążał się w kolejnym kryzysie, zdaniem specjalistów porównywalnym z tym, który przetoczył się przez nasz glob w końcu lat 20. i na początku 30. XX wieku. Warto by się więc chyba zastanowić, czy nie zakazać Brylewskiemu i jego kompanom działania pod tą właśnie nazwą!
Początki kapeli sięgają jesieni 1978 roku, kiedy to czterech uczniów jednego z warszawskich liceów postanowiło założyć zespół grający muzykę, jakiej w polskiej telewizji ani w rozgłośniach radiowych usłyszeć wtedy nie było można. Inicjatywa wyszła ponoć od Kamila Stoora (ksywka „Blitz”, względnie „Blitz Krieg”), który zdecydował się zasiąść za perkusją; oprócz niego w pierwszym składzie znaleźli się jeszcze Robert Brylewski „Afa” (gitara i śpiewa), Piotr Mrowiński „Mrówa” (gitara) oraz Marek Iwańczuk „Markus” (bas). Jeden z pierwszych koncertów – pod nazwą Kryzys Romansu, która zastąpiła wcześniejszą The Boors – grupa zagrała w Miejskim Domu Kultury w podwarszawskim Aninie 7 maja 1979 roku. Na tej samej scenie wystąpił również inny stołeczny band (dziś już kompletnie zapomniany) – Micka Neona, w którym bębnił niejaki Maciej Góralski, zwany niekiedy „Magurą”, a niekiedy po prostu „Guru”. Był on już postacią znaną w warszawskim undergroundzie, albowiem wcześniej przewinął się między innymi przez, po wsze czasy zapisany w annałach, pierwszy polski zespół punkowy – Walek Dzedzej Pank Bend (1977). Kiedy więc jakiś czas później Stoor pożegnał się z kolegami, aby następnie do spółki z wokalistą Pawłem Rozwadowskim „Kelnerem” (niegdyś w Fornicie) założyć Deutera, licealiści zaproponowali współpracę nieco starszemu od siebie, studiującemu już, Góralskiemu.

Była to decyzja ze wszech miar słuszna. „Magura” wpłynął bowiem wydatnie nie tylko na oblicze, ale przede wszystkim dalszą karierę zespołu. Był studentem Uniwersytetu Warszawskiego i miał możliwość wyjazdów do Londynu, skąd przywoził płyty młodych brytyjskich i amerykańskich kapel spod znaku punk rocka i nowej fali; tą drogą muzycy Kryzysu poznali między innymi nagrania The Clash, Television, Talking Heads, New York Dolls oraz Patti Smith, co z biegiem czasu zaowocowało ewolucją stylu i stopniowym odchodzeniem od klasycznego i nieco siermiężnego punka. Góralski stał się również głównym tekściarzem kapeli, choć nie mniej istotną jego zasługą było znalezienie dla grupy odpowiedniego menadżera. Został nim Jacek Olechowski, jeden z pierwszych zawodowych didżejów w Polsce Ludowej, a w tamtym czasie, to jest na przełomie dekad – współpracownik Rozgłośni Harcerskiej, w której prowadził legendarną Listę Przebojów. Miał więc już wtedy w branży muzycznej spore doświadczenie, które nabył, pomagając chociażby przed laty starszemu bratu Andrzejowi (temu samemu, który w latach 90. był ministrem finansów i ministrem spraw zagranicznych, kandydatem na prezydenta Rzeczypospolitej i współtwórcą Platformy Obywatelskiej) w prowadzeniu interesów Trzech Koron Krzysztofa Klenczona (po jego rozbracie z Czerwonymi Gitarami). „Magura” pofatygował się do rozgłośni, aby zaprosić prezentera na koncert swojego zespołu, który miał odbyć się w niewielkim klubie studenckim „Pudel” na Mokotowie.

Olechowski poszedł i tak po latach wspominał (na swoim blogu) tamto doświadczenie (pisownia oryginalna): „Więcej ludzi było na scenie, niż publiczności… Ale tego wrażenia nie zapomnę do końca życia. Ludzie! Ciarki na plecach – taki moment jak się zaczyna film „A Hard Day’s Night” Beatlesów. Uderzenie w struny gitary i na-ty-chmia-sto-wa jazda do innego świata. Chropowatego, surowego, pełnego połamanych dźwięków, potłuczonej niagary brzmienia…”. Bez dłuższego zastanawiania się postanowił przyjąć propozycję Góralskiego i związał się z Kryzysem (potem także z Brygadą Kryzys) na kilka następnych lat. Zespół zaczął być obecny w rozgłośniach radiowych (choć głównie lokalnych, nie ogólnopolskich), coraz więcej też koncertował. Nie zawsze były to występy w pełni udane, jak chociażby ten podczas Muzycznego Campingu w śląskim Lubaniu w lipcu 1979 roku, kiedy to mniej więcej po dziesięciu minutach rozentuzjazmowana publika, kompletnie nad sobą nie panująca, zdemolowała sprzęt. Takie emocje wzbudzała twórczość Brylewskiego i kolegów! Najbardziej udany pod względem koncertowym był jednak dopiero rok następny. Mimo że wszystko zaczęło się od pechowego falstartu… Wiosną 1980 Kryzys po wysłaniu kasety z amatorskimi nagraniami (z próby) zakwalifikował się na I Ogólnopolski Przegląd Muzyki Młodej Generacji w wielkopolskim Jarocinie. Festiwal odbywał się od 6 do 8 czerwca, a więc w czasie, kiedy finiszował rok szkolny. A że nie wszyscy muzycy mieli jasną sytuację co do promocji – weto postawili rodzice i w efekcie grupa pozostała w Warszawie. Gdyby stało się inaczej, mieliby szanse pojawić się na tej samej scenie, na której grały Argus, Art Rock, Cytrus, Dżem, Easy Rider, Ogród Wyobraźni (w konkursie) oraz Kwadrat, Maanam, Krzak, Mech, Turbo, Kombi, Kasa Chorych i Porter Band (jako goście-gwiazdy).
Później poszło już jednak z górki. W lipcu 1980 roku Kryzys pojawił się na III Festiwalu Muzyki Młodej Generacji, który odbywał się w sopockim Teatrze Letnim w ramach cyklicznej imprezy Pop Session. Miesiąc później natomiast zawitał do innego nadmorskiego kurortu – Kołobrzegu, by pokazać się na prestiżowym I Ogólnopolskim Przeglądzie Zespołów Rockowych „Nowej Fali” (między innymi obok Tiltu, KSU, Nocnych Szczurów i Fornitu). Tam też panowie z Warszawy poznali muzyków trójmiejskiego
Deadlocka; więcej nawet – pod nieobecność oryginalnego pałkera tej grupy, na koncercie w amfiteatrze (znanym głównie z Festiwali Piosenki Żołnierskiej) wystąpił z nimi Góralski. Kryzys zagrał w Kołobrzegu co najmniej sześć kawałków (tyle przynajmniej zachowało się na archiwalnej taśmie), a były wśród nich takie evergreeny jak „Wojny gwiezdne”, „Telewizja” oraz – już wtedy znakomity – „Armageddon”. Inne, na przykład „Co chcesz” i „Nuda”, z czasem wypadły z repertuaru zespołu i można zrozumieć, dlaczego tak się stało – zwyczajnie odstawały poziomem od reszty, nie mając w sobie tej dozy oryginalności. Zaskoczeniem dla publiczności mógł być utwór reggae (trudno orzec, czy to także jego tytuł), który zachował się jedynie we fragmencie, ale nawet z tych kilkudziesięciu sekund da się wyciągnąć pewne wnioski i przestaje dziwić fakt, że trzy lata później Brylewski powołał do życia Izraela. Zespół zabrzmiał na tym koncercie bardzo rockowo, na pierwszy plan wybijała się ostra jak brzytwa gitara Roberta – czuć było jeszcze w tamtym Kryzysie buntowniczego ducha punka!

W pewnym momencie w zespole zaczęły się zawirowania personalne. Jacek Olechowski skomentował je tak: „Nigdy nie wiedziałem, kto aktualnie gra w Kryzysie. Był Śledziu, nie było Śledzia. Nie było Mena, był Men itd. Pewni byli tylko Robert Brylewski i Maciek Góralski. Gdzie Oni, tam Kryzys”. Wiadomo, że w którymś momencie w składzie pojawili się saksofonista Tomasz Świtalski „Men” oraz basista Ireneusz Wereński „Jeżyk” vel „Jerzyk”, który zastąpił Iwańczuka. W tym zestawieniu prawdopodobnie pojawili się w listopadzie 1980 roku w toruńskim klubie studenckim „Od Nowa” na I Festiwalu Nowej Fali. Ale gdy przyszło do nagrania materiału, który został później wydany na płycie we Francji, nie było Wereńskiego, był za to – wypożyczony z Deutera – Dariusz Katuszewski (względnie Kotuszewski) „Magik”. Na album trafiły utwory koncertowe nagrane podczas występu w domu kultury w Ursusie w końcu 1980 roku. Ich jakość pozostawia wiele do życzenia; trudno więc dziwić się Brylewskiemu, że kilkanaście lat temu w wywiadzie dla niezależnego pisma „Aktivist” podsumował to wydawnictwo krótko i rzeczowo: „Gdyby to ode mnie zależało, ten krążek w ogóle nie ujrzałby światła dziennego”. Ma rację? Absolutnie – nie! Winyl zatytułowany po prostu „Kryzys” (z okładką odwzorowującą sztukę socrealistyczną z początku lat 50. XX wieku) to, co prawda, bardzo niedoskonały, ale mimo wszystko fascynujący zapis historii polskiego punka i nowej fali. Podobnie jak w przypadku „
Ambicji” Deadlocka, płyta Kryzysu ukazała się na Zachodzie „dzięki staraniom” (mimo wszystko w cudzysłowie, ponieważ nie odbyło się to zgodnie z obowiązującymi zasadami) Francuza Marca Bouleta pod szyldem wytwórni Blitzkrieg Records. Jej pojawienie się odnotowano w pismach branżowych na Wyspach Brytyjskich i w Stanach Zjednoczonych (chociażby w „Billboardzie”), traktując ją jednak bardziej jako egzotyczną ciekawostkę – o, patrzcie! za „żelazną kurtyną” też grają punk rocka – niż materiał, który mógłby stać się trampoliną do zrobienia przez grupę kariery w wolnej Europie.
Bardzo udany artykuł.
Jako że słucham głównie reggae to miło przeczytać o wcześniejszych (przed Izraelem) dokonaniach Brylewskiego.