Tu miejsce na labirynt…: Legendarne trio i – nie mniej legendarny – skrzypek [SBB, Michał Urbaniak „Koncerty w Trójce vol. 14 - SBB & Michał Urbaniak” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Który to już koncertowy album w dorobku SBB? Pewnie sami muzycy mieliby problem z odpowiedzią na to pytanie. Zresztą – nieważne; najistotniejsze jest to, że żaden z dotychczas wydanych nie zawierał muzyki, której zespół musiałby się wstydzić. Podobnie jest z „Koncertem w Trójce”, podczas którego na scenie, obok Józefa Skrzeka, Apostolisa Anthimosa i Jerzego Piotrowskiego, pojawił się jeszcze gość specjalny – Michał Urbaniak.
Tu miejsce na labirynt…: Legendarne trio i – nie mniej legendarny – skrzypek [SBB, Michał Urbaniak „Koncerty w Trójce vol. 14 - SBB & Michał Urbaniak” - recenzja]Który to już koncertowy album w dorobku SBB? Pewnie sami muzycy mieliby problem z odpowiedzią na to pytanie. Zresztą – nieważne; najistotniejsze jest to, że żaden z dotychczas wydanych nie zawierał muzyki, której zespół musiałby się wstydzić. Podobnie jest z „Koncertem w Trójce”, podczas którego na scenie, obok Józefa Skrzeka, Apostolisa Anthimosa i Jerzego Piotrowskiego, pojawił się jeszcze gość specjalny – Michał Urbaniak.
SBB, Michał Urbaniak ‹Koncerty w Trójce vol. 14 - SBB & Michał Urbaniak›Utwory | | CD1 | | 1) Zapowiedź | 01:31 | 2) Odlot | 11:54 | 3) Na pierwszy ogień | 06:00 | 4) Wizje | 11:19 | 5) Walkin’ Around The Stormy Bay | 07:22 | 6) 360 do tyłu | 08:39 | 7) Dla Janka | 06:49 | 8) Improv | 07:04 | 9) Z miłości jestem | 05:34 | 10) Memento z banalnym tryptykiem | 09:21 |
Koncerty organizowane przez Program Trzeci Polskiego Radia wpisały się już na trwałe do historii polskiej muzyki rockowej. W ciągu ponad dwudziestu lat na scenie studia imienia Agnieszki Osieckiej (także wtedy gdy jeszcze nie posiadało ono patronki) pojawili się najwybitniejsi rodzimi artyści (ale także ci mniej znani, dopiero na dorobku). Poza jednym zespołem, którego absencja wydawała się ujmą na honorze także w świadomości trójkowych decydentów. O czym zresztą wspomniał zapowiadający trio Józefa Skrzeka dziennikarz Piotr Metz. Na szczęście tę dolegliwą – i, nie ukrywajmy, trochę nawet wstydliwą – nieobecność udało się wreszcie wymazać z dzienniczka 1 marca tego roku, kiedy w trakcie swej zimowo-wiosennej trasy po Polsce SBB zawitało również do Warszawy. Koncert w radiowym studiu odbył się zaledwie pięć dni po recenzowanym w naszym portalu występie w poznańskim klubie Eskulap. I chociażby z tej racji ich program musiał być podobny. Ale „podobny” nie znaczy wcale taki sam. W „Trójce” pojawił się bowiem gość specjalny – legenda polskiego i światowego jazzu i jazz-rocka, skrzypek (i saksofonista) Michał Urbaniak. Zagrał jedynie w czterech utworach, ale format postaci sprawił, że jego nazwisko zostało wyeksponowane na okładce. Na płytę wydaną przed paroma dniami przez Agencję Muzyczną Polskiego Radia trafiła jednak tylko część koncertu – fragment o mniej więcej dwadzieścia minut dłuższy od tego, co poszło w eter 1 marca, ale i kilkadziesiąt minut krótszy od całości występu, który trwał w sumie około dwóch godzin. Szkoda zatem, że nie zdecydowano się na publikację wszystkiego na dwóch albumach. Ale i tak nie ma co narzekać. Możliwość posłuchania na żywo (choćby i ze srebrnego krążka) SBB w oryginalnym składzie – z Józefem Skrzekiem (śpiew, gitara basowa, instrumenty klawiszowe), Apostolisem Anthimosem (gitara elektryczna) oraz Jerzym Piotrowskim (perkusja) – to zawsze wielka gratka. A gdy dodatkowo trio wspomaga artysta tej miary co Urbaniak, grzechem byłoby wypominanie czegokolwiek. Na płytę trafiło dziewięć kompozycji, pochodzących z różnych lat, ale mających jeden wspólny mianownik – powstałych w czasach, kiedy za bębnami siedział Keta (to ksywka nadana Piotrowskiemu jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku). Co zresztą całkiem zrozumiałe i z czego zapewne fani zgromadzeni w studiu imienia Osieckiej (jak i w innych salach podczas tournee) byli bardzo zadowoleni. Występ otworzył legendarny „Odlot” – utwór, który przed czterdziestu jeden laty trafił na debiutancki koncertowy album SBB. Do którego tekst napisał – pod pseudonimem Jacek Grań – zmarły 3 października tego roku „ojciec chrzestny polskiego rocka” Franciszek Walicki. Po mocnym wejściu całego zespołu następuje tu szybkie wyciszenie, po którym Skrzek sięga po gitarę basową, a Lakis rozpoczyna długą, charakterystyczną, bliską stylistyce bluesa partię na gitarze. Trio donikąd się nie śpieszy, dlatego Grek ma wystarczająco dużo czasu, aby cyzelować każdy dźwięk, a pod koniec wdać się w konstruktywną dyskusję z syntezatorami Józefa. W następnym w kolejności numerze „Na pierwszy ogień” (pochodzącym z drugiego w dyskografii tria albumu „Nowy horyzont” z 1975 roku) po raz pierwszy słychać elektryczne skrzypce Urbaniaka, które z czasem ustępują miejsca przesterowanej gitarze Apostolisa. Na początku słychać jeszcze, że nowy instrument nie do końca zgrał się z pozostałymi (być może wynikało to ze zbyt małej liczby wspólnych prób), ale z każdą kolejną minutą jest coraz lepiej, co można ocenić już po zagranej unisono partii skrzypiec z klawiszami.  Świetnie wypadają „Wizje” – kolejny numer (a konkretniej: jedna z części suity) znany doskonale z debiutanckiego winylu. Otwierają go kosmiczne syntezatory Skrzeka; Lakis w tle serwuje powłóczystą partię gitary, a Piotrowski co rusz zmienia rytm. Po kilku minutach płynnie podłącza się Urbaniak, który już prawie do samego końca odgrywać będzie wiodącą rolę. Także w rozimprowizowanej, jazzrockowej części środkowej utworu. W finale Józef z kolei, oprócz klasycznych syntezatorów, wzbogaca jeszcze brzmienie o dźwięki fortepianu elektrycznego, co przydaje całości i smaku, i przestrzeni. Pochodzący z płyty „Welcome” (1979) instrumentalny „Walkin’ Around the Stormy Bay” zaczyna się tradycyjnie od potężnego uderzenia prosto między oczy (spotęgowane jest ono jeszcze dodanymi do bębnów i gitary skrzypcami). To jedna z tych kompozycji, która chyba zawsze wywołuje ciarki na plecach najzagorzalszych fanów SBB. Wersja z Urbaniakiem jest o tyle interesująca, że zajmuje on miejsce Apostolisa i prowadzi fascynujący dialog ze Skrzekiem; kiedy zaś milknie, Grek przypomina o sobie energetyczną, niemal hardrockową solówką, po zakończeniu której następuje powrót do motywu przewodniego.  Niespodzianką było na pewno umieszczenie w programie koncertu kompozycji autorstwa Skrzeka „360 do tyłu”. Dlaczego? Ponieważ wcześniej nie trafiła ona na żadną katalogową płytę SBB. Jej oryginalna wersja została zarejestrowana w styczniu 1975 roku w czasie sesji dla Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie; po raz pierwszy przedstawiono ją natomiast na krążku „Impresje”, który wszedł w skład boksu „Lost Tapes, Vol. 1 (Studio & Live Recordings 1974-1978)” (2005). Dziwić może, że przez tyle lat zespół nie wykorzystywał tak świetnego numeru, z charakterystyczną, wpadającą w ucho melodią (graną na syntezatorach). Po tym kawałku zszedł ze sceny Urbaniak; wszystkie pozostałe numery – przynajmniej te, które trafiły na płytę – zostały już zagrane w składzie trzyosobowym. Najpierw wybrzmiewa więc bluesowo-elegijne „Dla Janka” (czy też „Bracie mój”) – piękna pieśń poświęcona bratu Józefa, zmarłemu nagle 29 stycznia tego roku bluesmanowi Janowi „Kyksowi”. Potem muzycy dają się ponieść obowiązkowej na każdym koncercie wenie improwizacyjnej, do której sygnał tradycyjnie daje Piotrowski. Podczas tegorocznej trasy zazwyczaj właśnie w tym momencie Lakis odkładał gitarę i siadał do drugiej perkusji, by stoczyć z Ketą pojedynek. Tym razem jednak muzycy z tego zrezygnowali, a raczej przenieśli ów „drums-battle” na później (czego już płyta nie przedstawia), bo drugi zestaw perkusyjny na scenie mimo wszystko się pojawił. Po siedmiominutowej improwizacji SBB sięga po legendarny utwór z płyty „Pamięć” (1976) – „Z których krwi krew moja”, tutaj, nie wiedzieć czemu, zatytułowany „Z miłości jestem” (do słów Juliana Mateja, pod którym to pseudonimem skrywa się Romuald Skopowski, emerytowany pułkownik Służby Bezpieczeństwa w Katowicach, o czym muzycy zespołu przez długie lata nie mieli pojęcia). Ta piękna ballada wprowadza niezwykły wręcz nastrój, podtrzymany jeszcze zamykającym album chyba najdonioślejszym dokonaniem śląskiego tria, czyli „ Mementem z banalnym tryptykiem” (z longplaya opublikowanego w 1980 roku). W oryginale trwa on ponad dwadzieścia minut, tutaj natomiast został okrojony o połowę. Najważniejsze jednak, że znalazło się miejsce i na śpiew Józefa (z pamiętnym: „Córko, zabici leżą pośród jabłek w sadzie”), i na fantastyczną solówkę gitarową Apostolisa, która zachwyca niezmiennie od trzydziestu pięciu lat. I to już, niestety, wszystko. Więcej muzyki na krążku się nie zmieściło. Choć, kto wie, może kiedyś albo zespół, albo Polskie Radio zdecydują się wydać materiał, który trafił do archiwum „Trójki”. Wszak każda nuta nagrana przez Skrzeka, Apostolisa i Piotrowskiego to nasze dobro narodowe.  Skład: Józef Skrzek – śpiew, instrumenty klawiszowe, gitara basowa Apostolis Anthimos – gitara elektryczna Jerzy Piotrowski – perkusja gościnnie: Michał Urbaniak – skrzypce elektryczne (3-6)
|