Słuchaj i rozkoszuj się! [Piotr Schmidt, Wojciech Niedziela „Dark Morning” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dwóch muzyków, których dzieli całe pokolenie, ale łączy wspólna wrażliwość i zamiłowanie do tworzenia pięknych melodii. Wydana jeszcze w 2017 roku płyta „Dark Morning” jest podsumowaniem ponad rocznej współpracy koncertowej trębacza Piotra Schmidta i pianisty Wojciecha Niedzieli. Zarazem jest to w ostatnich latach jeden z najbardziej wysmakowanych albumów, na których znajdą coś dla siebie i wielbiciele smooth jazzu, i miłośnicy improwizacji.
Słuchaj i rozkoszuj się! [Piotr Schmidt, Wojciech Niedziela „Dark Morning” - recenzja]Dwóch muzyków, których dzieli całe pokolenie, ale łączy wspólna wrażliwość i zamiłowanie do tworzenia pięknych melodii. Wydana jeszcze w 2017 roku płyta „Dark Morning” jest podsumowaniem ponad rocznej współpracy koncertowej trębacza Piotra Schmidta i pianisty Wojciecha Niedzieli. Zarazem jest to w ostatnich latach jeden z najbardziej wysmakowanych albumów, na których znajdą coś dla siebie i wielbiciele smooth jazzu, i miłośnicy improwizacji.
Piotr Schmidt, Wojciech Niedziela ‹Dark Morning›Utwory | | CD1 | | 1) Dark Morning | 06:18 | 2) Seclusion | 04:53 | 3) To Kiss the Ivories | 05:54 | 4) Long Days Intro 1 | 00:37 | 5) Dla Norberta | 08:12 | 6) Przestwór | 05:00 | 7) Sanostol | 04:30 | 8) Long Days Intro 2 | 00:39 | 9) Paderewa Waltz | 06:45 | 10) Fragtime | 00:41 | 11) Long Days Lonely Nights | 03:50 | 12) Cassimir | 08:44 |
Nie chodzi oczywiście o to, aby komukolwiek wypominać wiek, ale przy okazji takich właśnie spotkań artystycznych warto mimo wszystko podkreślać, że mamy do czynienia z zespoleniem talentów muzyków, których dzieli całe pokolenie. Kiedy Piotr Schmidt przyszedł na świat (a miało to miejsce w 1985 roku), Wojciech Niedziela był już laureatem wielu konkursów i festiwali jazzowych, cieszył się nagrodą ministerialną przyznawaną szczególnie uzdolnionym młodym twórcom, a dosłownie chwilę później wydał debiutancki album („New Presentation”, 1986), zrealizowany zresztą przy współudziale swego brata bliźniaka, kontrabasisty Jacka Niedzieli, któremu później niejednokrotnie się odwdzięczał („Wooden Soul”, 1994; „Jazzowe poetycje”, 1996; „Sceny z Macondo”, 1997; „Historia roku minionego”, 2002; „Zjesienniony”, 2011). W następnej dekadzie pianista stał się fundamentem dwóch składów prowadzonych przez legendarnego saksofonistę Jana Ptaszyna-Wróblewskiego – Sekstetu i Kwartetu; miał też ogromny wkład w powstanie mocno inspirowanych rodzimym folklorem płyt nieżyjącego już saksofonisty i flecisty Michała Kulentego („Polska”, 1993; „Głos na rozstaju”, 1996). Solowa dyskografia artysty wzbogaciła się natomiast w tym czasie o wypełnione podobnym materiałem krążki „To Kiss the Ivories” (1998) i „Domingo’s Tunes” (2005), z których dwie kompozycje ponad dekadę później Niedziela postanowił przearanżować i włączyć do repertuaru duetu, jaki stworzył z Piotrem Schmidtem. Schmidt to z kolei prawdziwy muzyczny omnibus – doktor sztuk muzycznych, który to tytuł uzyskał na swej macierzystej uczelni, czyli Akademii Muzycznej w Katowicach, mający za sobą również stypendialny pobyt na amerykańskim uniwersytecie w Louisville. Profesjonalną karierę zaczynał od klasycznie jazzowego kwintetu, którego współliderem był pianista Michał Wierba („Maya”, 2009; „Black Monolith”, 2011; „The Mole People”, 2012). Miewał też jednak ciągotki do bardziej „elektrycznego” (chciałoby się rzec: Davisowego) grania, które realizował pod szyldami Schmidt Electric („Silver Protect”, 2012; „Tear the Roof Off”, 2015; „Live”, 2017) czy Generation Next („Live at Jazz nad Odrą”, 2013). Żeby obraz płytowych dokonań trębacza był (niemal) pełen, należy wspomnieć jeszcze o licznych wydawnictwach, na których był głównie akompaniatorem (towarzyszył między innymi kontrabasiście Mariuszowi Bogdanowiczowi, wokalistkom Karolinie Glazer i Idzie Zalewskiej, perkusiście Gniewomirowi Tomczykowi, zespołowi F.O.U.R.S. Collective). Przed siedmioma laty, aby mieć pełną kontrolę nad własnymi projektami, ale również w celu promocji wybitnych młodych artystów (z którymi styka się chociażby jako wykładowca), Piotr Schmidt powołał do życia – wraz z Markiem Różyckim – wytwórnię SJRecords. To jej logo widnieje na opublikowanym 1 września ubiegłego roku albumie „Dark Morning”, który powstał w gliwickim studiu Jazovia w ciągu trwającej zaledwie dwa dni sesji (26 i 27 czerwca). Tak szybkie zakończenie prac – przy jednoczesnym osiągnięciu tak wysokiego poziomu artystycznego – było możliwe jednak tylko dlatego, że wcześniej przez ponad dwanaście miesięcy Schmidt i Niedziela koncertowali w duecie. Kiedy więc zamknęli się w studiu, wiedzieli, jaki kształt ma przybrać płyta i co ma na nią trafić. Oczywiście w ogólnych zarysach, ponieważ wiele utworów to improwizacje na podrzucony przez jednego z kompozytorów temat. Album wypełniło dwanaście utworów, w tym trzy miniatury; nie licząc tych ostatnich, pięć numerów jest dziełem Wojciecha Niedzieli, dwa Piotra Schmidta, również dwa – wspólnym. Nawet jeśli jest w tej dziedzinie na „Dark Morning” pewna dysproporcja, nie odbija się ona na stylistycznej jednorodności.  Dla obu artystów koncerty w duecie musiały być czymś magicznym. Skąd ten wniosek? Ponieważ część tej magii bez wątpienia przeniknęła do studia i słyszalna jest w nagraniach. Kiedy jednak stają obok siebie twórcy tej miary i takiego talentu, dziwiłoby, gdyby stało się inaczej. Wynika to głównie z tego, że Schmidt i Niedziela mówią „jednym głosem”, nadają na tej samej fali. Doskonale się rozumieją i idealnie uzupełniają, prezentują podobną wrażliwość. Od pierwszej do ostatniej minuty – od tytułowego „Dark Morning” po „Cassimira” – muzyka duetu z jednej strony skłania do refleksji (i to jest jej największa wartość!), z drugiej – relaksuje (co jest w pewnym sensie, choć istotnym, to jednak skutkiem ubocznym). Mimo że jest bardzo stonowana, niesie ze sobą wiele emocji; nie da się „przejść” obok niej obojętnie. Dodatkową jej wartością jest zaś to, że jednocześnie zmusza do koncentracji. Oparta jest bowiem na improwizacjach, które urzekają tym bardziej, że budowane są na pięknych, zapadających w pamięć melodiach.  Kompozycja tytułowa (autorstwa Schmidta) to najlepsza wizytówka albumu, idealna na posępny, deszczowy poranek. Nawet jeżeli uznać ją za „pościelówę”, to wysmakowaną, z doskonale rozłożonymi akcentami: czarowną partią fortepianu i następującą po niej delikatną improwizacją trąbki. W „Seclusion” Niedzieli muzycy grają nieco energiczniej, jakby zakładali, że słuchaczom należy się po wyciszającym wstępie mały – z naciskiem na „mały” – wstrząs. „To Kiss the Ivories” to jedna z dwóch kompozycji pianisty, które wcześniej wykorzystał on już na albumach tak właśnie zatytułowanym i „Domingo’s Tunes”; tam zagrał ją w kwartecie (1998) i trio (2005), czyli z towarzyszeniem saksofonu tenorowego i sekcji rytmicznej, tutaj natomiast opierając się jedynie na subtelnym dialogu z saksofonem. Pewnie też z tego powodu jest ona o kilka minut krótsza. Podobnie zresztą jak „Long Days Lonely Nights”. Oba utwory – w nowych aranżacjach – nabrały nieco innego charakteru, jeszcze bardziej lirycznego, mniej surowego. Brzmieniowo stały się, jakby na przekór – zwłaszcza w porównaniu z wersjami z 2005 roku – bogatsze, bo przecież zastępująca kontrabas i perkusję trąbka wnosi zupełnie nową jakość, poszerza muzyczne horyzonty.  Kolejnym – wcale nie ostatnim – „dwupakiem” są utwory Niedzieli, które można, z uwagi na tytuły, określić mianem „dedykowanych”: „Dla Norberta” oraz zamykający płytę „Cassimir”. Oba charakteryzują się romantycznymi partiami fortepianu; w pierwszym przypadku została ona wzbogacona przez Schmidta finałowym podniosłym (niemal elegijnym) motywem trąbki, w drugim obaj muzycy postawili przede wszystkim na narrację pełną nostalgii. Po „Dla Norberta” pojawia się zupełnie odmienny w klimacie „Przestwór”, w którym po mocno frywolnym wstępie fortepianowym mamy do czynienia głównie z wyeksponowanym dęciakiem. Co stanowi zresztą zgrabną zapowiedź żywiołowego, ragtime’owego „Sanostolu” (to druga samodzielna kompozycja trębacza), który brzmi jak wyjęty żywcem z przedwojennego amerykańskiego filmu. Swoistym aneksem do tego numeru jest – pojawiający się nieco później – żartobliwy, niespełna minutowy, fortepianowy „Fragtime”. Na właściwe (czy też: właściwsze) sobie tory duet wraca w „Paderewa Waltz”, w którym niepodzielnie dzieli i rządzi pianista; to on obdarowuje słuchaczy ujmującymi melodiami, Schmidt zaś świadomie przyjmuje tutaj rolę akompaniatora. Im bliżej końca płyty (czytaj: „Long Days Lonely Nights” i „Cassimir”), tym bardziej muzycy podkreślają – analogicznie do początku – nostalgiczny charakter ich wspólnego muzykowania. Wszystko zapewne po to, aby wywołać w słuchaczach emocje, które sprawią, że będą oni chcieli do „Dark Morning” jak najszybciej powrócić. Jeśli taki był rzeczywisty zamiar – powiódł się doskonale. To piękna płyta, subtelna i schludna, przekonująca, że jazzowe improwizacje nie muszą wywracać wnętrzności, aby na długo pozostać w pamięci.  Skład: Piotr Schmidt – trąbka Wojciech Niedziela – fortepian
|