Każda akcja rodzi reakcję. W 1977 roku SBB działało tak intensywnie, koncertując i nagrywając, że fizycznie i psychicznie nie wytrzymał tego najmłodszy z muzyków Apostolis Anthimos. W efekcie musiał zrobić sobie przerwę; dwaj pozostali postanowili jednak wypełnić wcześniejsze zobowiązania i przez kilka tygodni Józef Skrzek i Jerzy Piotrowski grali w duecie. Między innymi na sopockim festiwalu Pop Session, co dokumentuje wznowiony niedawno materiał.
Tu miejsce na labirynt…: Trio, które staje się duetem
[SBB „Pop Session 1977” - recenzja]
Każda akcja rodzi reakcję. W 1977 roku SBB działało tak intensywnie, koncertując i nagrywając, że fizycznie i psychicznie nie wytrzymał tego najmłodszy z muzyków Apostolis Anthimos. W efekcie musiał zrobić sobie przerwę; dwaj pozostali postanowili jednak wypełnić wcześniejsze zobowiązania i przez kilka tygodni Józef Skrzek i Jerzy Piotrowski grali w duecie. Między innymi na sopockim festiwalu Pop Session, co dokumentuje wznowiony niedawno materiał.
SBB
‹Pop Session 1977›
Utwory | |
CD1 | |
1) Freedom with Us | 13:27 |
2) Wolność z nami – temat | 04:38 |
3) Światłowód | 04:53 |
4) W kołysce dłoni twych [Ojcu] | 10:18 |
5) Drums | 04:47 |
6) Wołanie o brzęk szkła – finał | 06:38 |
7) Coda | 05:40 |
8) I Want Somebody | 06:11 |
Nie jest to jednak, jak mogłoby się wydawać, „najdziwniejsza” płyta SBB. To miano zdecydowanie powinno być zarezerwowane dla wydanego w 2009 roku przez e-silesia.info krążka „Live in Czechoslovakia 1980. Three Quarters”, zawierającego bardzo nietypowy, zapewne jedyny taki w całej historii zespołu, koncert z czerwca 1980 roku. SBB zagrało wówczas wprawdzie w składzie trzyosobowym, ale – co dzisiaj wydaje się wręcz nieprawdopodobne – bez… Józefa Skrzeka, który z przyczyn osobistych nie dotarł na występ. A że nie było możliwości jego przesunięcia, do odegrania roli klawiszowca został wytypowany przez „Lakisa” i „Ketę” gitarzysta Sławomir Piwowar. Szczęśliwie bowiem był to okres, kiedy śląska formacja występowała jako kwartet – z dwoma gitarzystami (w takim składzie nagrano „
Memento z banalnym tryptykiem”). Strach pomyśleć, co by się wówczas stało, gdyby Piwowara w zespole nie było…
Trzy lata wcześniej miała miejsce trochę inna sytuacja, ale również z gatunku tych, które stawiają funkcjonowanie grupy pod znakiem zapytania. Rok 1977 był prawdopodobnie najbardziej intensywnym w dziejach SBB; muzycy nagrali wtedy sześć albumów, połowa z nich – mowa o „
Geirze” (z Haliną Frąckowiak), „
Ze słowem biegnę do ciebie” oraz „
Wołaniu o brzęk szkła” – powstała w ciągu zaledwie niespełna półtora miesiąca, między 13 marca a 21 kwietnia. Do tego tempa pracy w studiu należy dodać jeszcze wyczerpujące trasy koncertowe po Polsce i krajach zachodnich. Nic zatem dziwnego w tym, że niektórzy nie wytrzymywali fizycznie i psychicznie. W czasie tournée po zachodnich Niemczech „pękł” Apostolis, co postawiło Józefa i Jerzego w trudnej sytuacji. Czy mieli żal do swego młodszego, wtedy jeszcze niespełna dwudziestotrzyletniego, kolegi?
Nawet jeżeli tak – po latach tego nie akcentowali. Co nie zmienia faktu, że musieli podjąć ważką decyzję, co zrobić dalej z zakontraktowanymi już koncertami. Odwołać? To byłoby źle przyjęte zarówno przez organizatorów, jak i fanów. Postanowili więc spróbować pograć w duecie. Podczas prób wychodziło to – ich zdaniem – na tyle dobrze, że zdecydowali się w taki sposób dotrwać do momentu, kiedy Anthimos będzie już w na tyle dobrej kondycji, że wróci do zespołu. Jeden z takich występów przypadł na trzecią edycję Międzynarodowych Konfrontacji Muzycznych „Pop Session”, jakie odbywały się w sopockiej Operze Leśnej od 25 do 28 lipca. SBB zagrało drugiego dnia festiwalu, obok fińskiej Kalevali, enerdowskiego bandu Veroniki Fischer i rodzimego Breakoutu. Poza tym zagranicznymi gwiazdami imprezy były jeszcze następujące grupy: jugosłowiańska (bośniacka) Teška Industrija, węgierskie Skorpió i Koral z Zsuzsą Koncz, (czecho)słowackie Collegium Musicum oraz brytyjscy reprezentanci disco 5000 Volts (kto o nich jeszcze dzisiaj pamięta?).
Z okazji festiwalu wydano okolicznościowy folder, w którym o SBB można było przeczytać między innymi, że „jest jedną z nielicznych krajowych grup, które dokonały olbrzymiego zwrotu w prądach muzycznych lat siedemdziesiątych. Ten trzyosobowy zespół w krótkim stosunkowo czasie znalazł się w ścisłej czołówce polskich grup grających najnowszą muzykę rozrywkową wynikającą z kompilacji elementów jazzu, bluesa i rocka (…)”. Oczywiście gdy drukowano to wydawnictwo nikt zapewne nie przewidywał, że na trójmiejskiej scenie SBB będzie jedynie duetem. Skrzek i Piotrowski postanowili jednak zrobić wszyscy, aby publika nie odczuła tego faktu zbyt boleśnie. Nie zmieniono więc repertuaru (przypomina on to, w tamtym czasie SBB grało jako trio), a jedynie przearanżowano niektóre utwory, gitarę Apostolisa zastępując i tak wszechobecnymi klawiszami Józefa. Jedyne, co mogło rozczarować fanów grupy, to fakt, że zamiast charakterystycznego pojedynku perkusyjnego usłyszeli jedynie solówkę „Kety”.
Koncert w Sopocie nie został zarejestrowany w sposób profesjonalny. Nagrania, które przetrwały na taśmie szpulowej, ustępują jakością oficjalnym płytom „live”. Mimo to zespół zdecydował się je opublikować: najpierw w boxie „Lost Tapes, Vol. 1 – Studio & Live Recordings 1974-1978” (2005), a teraz, za sprawą Universalu, na osobnej płycie. Której zresztą jakość edytorska, niestety, dopasowała się do jakości technicznej nagrań. To akurat wstyd dla tak zasłużonej firmy, jak również nieuczciwość wobec zespołu i jego wielbicieli. Okładka prezentuje się tragicznie, a zawarty we wkładce tekst – całkowicie pozbawiony redakcji, z wyjątkowo paskudnym błędem („greczynka” pisana z małej litery) – woła o pomstę do nieba. Pozostaje, na szczęście, muzyka, która, choć instrumentalnie uboższa (ech, gdzież te przecudne solówki gitarowe „Lakisa”?!), broni się nawet w takiej formie. Lecz to już zasługa ponadprzeciętnych umiejętności – a może wręcz: superbohaterskich mocy? – Skrzeka i Piotrowskiego.
Po zapowiedzeniu grupy przez konferansjera publika zareagowała owacją, co daje pojęcie o tym, jaki był w tamtym czasie status SBB w kraju. Muzycy odwdzięczyli się na początek utworem „Freedom with Us”, a w zasadzie jego prawie trzynastominutową wersją, w której Skrzek wykonuje kilka stylistycznych wolt – od ostrego rockowego wstępu, poprzez kosmiczno-psychodeliczną nostalgię, aż po podrasowaną bluesowym motywem harmonijki ustnej improwizację na finał. W niektórych fragmentach brzmienie gitar – basowej i solowej – imituje syntezatorami, co przynajmniej w przypadku tej drugiej okazuje się jedynie namiastką. Nieznacznie wzbogaca aranż, ale nie może równać się z tym, co usłyszelibyśmy, gdyby na scenie obok Józefa i Jerzego stał Apostolis. „Freedom with Us” płynnie przechodzi w wywodzący się z tego samego pnia improwizowany „Wolność z nami – temat”. Klawisze ponownie pełne są zgrzytów i przesterów, co przydaje im eksperymentalno-industrialnego posmaku.
Dopiero przy „Światłowodzie” lider SBB daje odetchnąć słuchaczom i Piotrowskiemu, który dołącza do Skrzeka dopiero w drugiej części kompozycji, gdy Józef po raz kolejny przyobleka się w szaty „Lakisa”. „W kołysce dłoni twych (Ojcu)” otwiera stonowana partia Mooga, do której z czasem dochodzi głos wokalisty. Im dalej w las, tym więcej pojawia się elementów jazz-rocka, które ostatecznie zamieniają się w jeszcze jedną partię improwizowaną (z wybijającymi się na plan pierwszy zgrzytliwymi klawiszami). W tym momencie Skrzek postanawia chwilę odpocząć, co jest sygnałem dla Piotrowskiego, by uraczyć słuchaczy perkusyjną solówką. Moment, w którym rozbrzmiewa harmonijka ustna, jest początkiem kolejnego numeru – to finałowy fragment „Wołania o brzęk szkła”, najpierw bluesowy, później rockowy, a w ostatniej fazie klasycznie progresywny. Niepokojąca, zahaczająca o stylistykę space rocka „Coda”, to z kolei solowy popis Józefa, nagrodzony potężną owacją zebranych.
Całość zamyka znacznie różniący się od wszystkich wcześniejszych numerów „I Want Somebody”, w którym duet przywołuje ducha klasycznego rock and rolla wymieszanego z rhythm and bluesem, choć w obu przypadkach przepuszczonych przez psychodeliczną wyobraźnię Skrzeka i Piotrowskiego. To numer świetnie sprawdzający się na finał koncertu (lub też, jak SBB udowodniło dwa lata wcześniej podczas występu w szwedzkim
Kolbäck, na jego początek), jednak pod warunkiem, że grupie nie zależało akurat na jego zwieńczeniu w sposób podniosły bądź nastrojowy. Luźna forma „I Want Somebody” otwiera bowiem drogę do wspólnego jamowania i przy okazji zabawy z publiką. Tym razem obyło się bez nadmiernego przedłużania, pewnie z tego powodu, że za kulisami czekali już następni wykonawcy. Po płycie „
Roskilde 1978” to kolejna przypomniana przez Universal koncertówka SBB. Można podejrzewać, że niebawem pojawią się kolejne. Jeśli tak, to naprawdę byłoby dobrze, gdyby wytwórnia zaliczana do tak zwanych „majorsów” przyłożyła się bardziej do strony edytorskiej wydawnictw.

Skład:
Józef Skrzek – śpiew, harmonijka ustna, syntezatory Mooga, fortepian elektryczny, klawinet
Jerzy Piotrowski – perkusja